Obserwatorzy

Popularne posty

wtorek, 12 lutego 2019

Wycieczka nr 14: FESTIWAL KŁUJĄCEJ TARNINY


12.05.2018

Skład: Natalka, Gosia, Brajan, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Baranówek - Rez. Biesak-Białogon - Słowik - Trzcianki - Bolechowice, ok. 18 km

Ściana drzew wreszcie pękła. Przez przerzedzone liście wpadał błękit nieba, a wraz z nim zaczęły odsłaniać się kolejne puzzle widokowej układanki. Wyjrzała oliwkowa tafla wody, wyjrzały otaczające wodę skały tak rdzawe jakby oprószono je cynamonem. A gdyby tak wdrapać się na górę? Przecież widok stamtąd musi być powalający. Pozostali popatrzyli to na urwiste ściany, to na mnie, następnie przenieśli wzrok na wodę, do której ów ściany opadały, po czym znowu zawiesili wzrok na mnie i jakoś nie podzielali mojej ekscytacji. Jedynie Raku odważył się towarzyszyć mi w tym szaleństwie. 

Bolechowice kamieniołom Zgórsko 2
Foto: Bugli

Nie uszliśmy nawet czterystu metrów, gdy ścieżka wystawiła nam środkowy palec. To, co dawniej nią było zostało stłamszone przez kłębowisko głogu, dzikiej róży i tarniny, które szczelnie zamknęły nas pod baldachimem kłujących gałęzi. W sekundzie zostaliśmy osaczeni! Nie ma nic bardziej bolesnego od przedzierania się przez taki gąszcz. Uwierzcie. Nic po maczecie, prędzej przydałoby się stado słoni, aby to staranować. Najrozsądniejszym rozwiązaniem wydawało się zatem poddać i wycofać.
- To, co wracamy?
- Nie ma mowy! Pomyśl tylko o tych widokach z góry. No chodź już Raku. Fajnie będzie.

Poszliśmy. Tarnina niestrudzenie stawiała opór. Im mocniej atakowaliśmy, tym odpowiadała z większą siłą. Niczym wąż zatapiała swe kolce w skórze i nie wypuszczała bez uprzedniej akupunktury. Powoli przypominaliśmy jeżozwierze. Z każdą upływającą sekundą coraz bardziej zaczęliśmy żałować podjętej decyzji. Docierało do nas, że w starciu z gąszczem jesteśmy bez szans, ale na wycofanie się było już za późno. Ściana pełna kolców skutecznie odcięła nam odwrót. 

Kwintesencja głupoty
Foto: Bugli

Zgięta w łokciu ręka służyła za tarczę. Mogliśmy tylko z jej pomocą napierać na przód ile wlezie. Niestety z marnym rezultatem. Gąszcz kłuł, kąsał, ranił. Obolałe miejsca podchodziły krwią. A my w odpowiedzi ciskaliśmy tylko coraz wymyślniejszymi bluzgami.

Wydarcie się z objęć przeklętego krzewu zajęło nam nie jak zakładaliśmy kwadrans, lecz cholerną godzinę. Tacy obolali, cali w szramach, w rozdartych koszulkach, z poharatanymi rękami i nogami ociekającymi krwią stanęliśmy wreszcie na szczycie wzgórza. Rozejrzeliśmy się dookoła i w sekundzie jedna myśl zmroziła nam krew w żyłach. Nigdzie w zasięgu wzroku nie wypatrzyliśmy ścieżki. Żadnej. Choćby nikłego zarysu. Absolutnie nic. To oznaczało... Nie, nie chcieliśmy nawet o tym myśleć...

Jeszcze przez najbliższy tydzień wyciągaliśmy z siebie zadziorne kolce tarniny. Chodzenie poza ścieżką boli.

Bolechowice kamieniołom Zgórsko 5

Foto: Raku

2 komentarze:

  1. Mega dobra robota, uwielbiam Wasze wyprawy. Są wspaniałe. Dzięki Waszej inspiracji byliśmy tu: https://wycieczkazadyche.blogspot.com/2020/07/zaklad-wielkopiecowy-bobrza.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za te budujące słowa. Cieszę się, że nasze wyprawy mogły stanowić źródło inspiracji. Zaraz zerknę do linku :)

      Usuń