Obserwatorzy

Popularne posty

poniedziałek, 3 października 2022

Wycieczka nr 110: ADAMÓW. UŚPIONE MIASTO

 11.09.2021

Trasa: Styków Iłżecki PKP - Adamów - Rez. Skałki pod Adamowem - Skałki Adamów-Północ - Styków Iłżecki PKP, ok. 10 km

   Wyrwaliśmy się ze świata zalanego morzem tłumów pędzących za niczym. Ze świata, gdzie na ulicach unoszą się opary hałaśliwego zgiełku. Z dala od pstrokatych billboardów, reklam krzyczących na każdym kroku, co kupić, jak się modnie ubrać, gdzie zjeść. Staliśmy się uciekinierami z betonowych miast. Gotowymi na spotkanie z krainą, która tkwi pogrążona w wiecznej drzemce od milionów lat. Z uśpionym miastem...

  Którą ze ścieżek wybrać? Prawą, czy też może  lewą? Przestrzegali, że lepiej trzy razy skręcić w lewo niż raz w prawo. Zatem decyzja może być tylko jedna: idziemy prosto. Na przełaj. 
  Od strzelających w twarz gałęzi trudno się odpędzić. Gdzieniegdzie z pióropusza opadłych liści wychyli się jakiś podgrzybek, rzadziej borowik. Lecz długo nie pożyje, bo bystremu oku Rakowa nic nie umknie. 
  Z uśmiechem mijamy pamiętne miejsce, gdzie ugrzęzłem po kolana w bagnie. Wtedy - zima, każdy w puchowych kurtkach. Mróz trzymał się 10 kreski poniżej zera. Pomocna ręka Makumby uratowała mnie od zamienienia się w sopel lodu. Teraz - ponad czterokrotnie cieplej, kurtki wiszą w szafach i szykują się na nadejście jesieni, a my cieszymy się ostatnimi podrygami lata.

Grzybocepcja

Maślaczki do pary
Foto: Raku

  Coraz śmielej zanurzaliśmy się w zielone płuca uśpionego miasta pełne obwisłych paproci i skalnych ścian wyklejonych tapetą porostów. Nasze rozcapierzone dłonie szorowały szorstki w dotyku piaskowiec. Oczy z kolei nie potrafiły wyjść z podziwu jakich fantazyjnych form przybrały otaczające nas skały. Trudno pojąć, że rzeźbiarzem tego wszystkiego była sama natura. 
  Za młotek i dłuto służył jej wiatr, woda i czas. Przez tysiąclecia kreujące się kształty szlifowały miliony ziaren piasku i innych drobin niewidocznych gołym okiem. Im właśnie zawdzięczamy te intrygujące grzyby skalne, czy skamieniałe dzioby statków. Dzisiaj przechadzając się pośród nich, nie sposób ulec poczuciu maleńkości wobec przyrodniczego kunsztu, albo omal nie przypłacić go życiem. A było to tak...

Połączmy fakty. Spróchniała brzoza rosnąca nieopodal wysokiej skały - jest. Trasowy błazen niegrzeszący inteligencją na tejże skale z zamiarem oddania skoku - również. Resztę pozostawiam Waszej wyobraźni. 
Szczęśliwie łeb błazna wykazał nieco więcej rozsądku niż właściciel, przez co Bugli wylądował centymetry od ostrej krawędzi skały. Tak w ramach przestrogi przed głupotą.

  Odkąd Bugli uniknął przedwczesnej śmierci, dreptaliśmy wraz z biegiem lichej ścieżki, która lubiła sobie czasami ot tak zniknąć. Widać, że nieczęsto ktoś z niej korzystał i prędzej były to zwierzęta niż ludzie. Wygodni turyści rzadko zapuszczali się na wschodni kraniec zbocza. A szkoda. Omijało ich tym samym najlepsze.


  Promienie przenikały przez gęste połacie lasu. Do ziemi docierała tylko namiastka światła. Resztę opanowywał cień. Gra świateł oddziaływała na zmysły. Pobudzała wyobraźnię. 
  Ta doszukiwała się wśród skał ludzkich twarzy, zwierząt, bądź magicznych stworzeń. Zdawało się, że to wszystko to jakaś cywilizacja uśpiona w kamieniu dziełem magicznego zaklęcia, która czeka tylko dnia, by ożyć na nowo.

  Wystarczyło, że Słońce zaszło, a w momencie przedostawała się nieopisana atmosfera tajemnicy i mroku. Te same wizerunki twarzy, teraz o oczodołach przesyconych ciemnością, przestawały przypominać już ludzkie. Zwierzęta i magiczne stworzenia również znikały. W ich miejsce pojawiły się bestie o szczerzących paszczach. Szczeliny skalne dotychczas wyglądające jak wąskie uliczki, stawały się zaułkami ziejącymi chłodem. A potem wschodziło Słońce i wraz z nim wszystko powracało do normalności. Włącznie z autorem tej relacji.

Foto: Raku


  Co może wydawać się zaskakujące, skałki zaraz obok budowania sennego klimatu, znalazły również zastosowanie jako bawialnia. Otóż, nasze koziorożce nie mogły sobie wyśnić lepszego placu zabaw. Bo gdzież indziej poskakaliby z jednej skały na drugą. Pal licho, że dzieliła je głęboka na 6 metrów rozpadlina. Ważne, że niesłabnąca energia nastolatków wreszcie mogła znaleźć ujście i się zwyczajnie rozładować.
  Gdy tylko udało się przełamać blokadę i nabrać rozbiegu na ułamki sekundy rozmazane postacie z wyciągniętymi rękami zawisały w powietrzu. I jak w poklatkowym filmie, klatka za klatką opadały, kuląc się i kuląc. Później okolicę przeszywało plaśnięcie podeszw butów o skalne podłoże i konkurs skoków rozpoczynał się na nowo. 

   Ledwo pół godziny później padnięci ze zmęczenia, wylegiwaliśmy się na przyjemnie chłodnych skałach. Chillout do woli. Któż nam zabroni zaciągnąć się wonią igliwia, zasłuchać się w zlepek najróżniejszych głosów lasu? W takiej wiewiórce skrobiącej korę. W strącanych szyszkach, które lądują w miękkich poduszkach mchu. W Buglim naśladującym ryk wymarłego przeszło 65 milionów lat temu tyranozaura... Dobra, tego ostatniego akurat bębenki mogą nie przetrwać.

Siedmiomilowe buty

Mierzalność skoku

Piknik pod napięciem

  Istnieje sobie jeszcze trzecia, wschodnia grupa skałek. Wyizolowana od reszty, osamotniona i zapomniana. Ponadto wielu sądzi, że wymyślono ją na potrzeby mapy. Żeby było ciekawiej do niedawna nie znaleźlibyście stamtąd żadnych zdjęć. 
Naprawdę chciałbym napisać, że będziecie pierwszymi, które je zobaczą w Internetach, lecz ubiegły nas Świętokrzyskie Włóczęgi ;) 

Z początku nic nie wskazywało, że nasza misja zakończy się sukcesem. Najwidoczniej za wcześnie skręciliśmy. W rezultacie trafiliśmy na ścieżkę idealną dla koneserów chaszczingu. Pierwsze 5 minut nic. Po ośmiu - sukces. Potknąłem się o głaz. Oznaczało to, że skałki istnieją. Pytanie tylko, czy to byłoby na tyle.
  Im głębiej w las, tym słowo magia nabierało silniejszego wydźwięku. Głaz śpiesznie zastąpiły głaziory, te jeszcze większe głaziory, aż wreszcie wyłoniły się okapy, nisze, ambonki. Wprawdzie miniaturki tych, które widzieliśmy wcześniej, co nie zmienia faktu, że miejsce owiane sławą nieistnienia - jest. Co więcej, ma się całkiem dobrze. 

Łapa goryla 

Akordeon
 
  Zupełnie odmiennie miał się peron w Stykowie Iłżeckim, a ściślej położona tam kostka. Właściwie to miała się tragicznie. Do tego stopnia, że widok odstawionej fuszerki, obudził w Buglim zew budowlańca, który poczuł się winny czym prędzej poprawić mankamenty. Najwidoczniej skutki upadku miały działanie długofalowe. 

I tak oto Bugli zabrał się do roboty. Dłonie wręcz paliły mu się do pracy. Obracały brukowe kostki z rumuńską precyzją, jakby posiadły wieloletnie doświadczenie. Wygładzenie piasku patykiem, kostka, wygładzenie... i tak dopóki północne skrzydło stacji nie zostało wyłożone do końca, a na twarzy Bugliego nie zagościł uśmiech typowy dla majstra zadowolonego z wykonanej roboty. Brakowało tylko: Panie to się jeszcze zateguje. Ludzie mają gorzej i se chwalą.  

Jeśli więc kiedykolwiek przyjdzie wam czekać na pociąg w takim Stykowie Iłżecim, niech najdzie was refleksja nad tym, co aktualnie macie pod stopami. 

Będzie Pan zadowolony