Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 6 marca 2020

Wycieczka nr 64: ODKRYWAMY NIEODKRYTE


29.02.2020

Skład: Locht, Raku i Ja

Makoszyn - G. Skałki - Rez. Zamczysko - Lechówek - Kobyla Góra - Paprocice - Wólka Milanowska, ok. 28 km

Nieustanna chęć poznawania świata, bycia w miejscach, do których dotarło niewielu, czy wreszcie odkrywanie tego co zapomniane, rodzi w podróżniku dziecięcą radość, dodając mu jednocześnie chęci do dalszego działania. Najważniejsze jest jednak to, byśmy byli jak najbardziej prawdziwi w tym co robimy, a naszą pasją potrafili dzielić się z innymi.

Po tym jakże rozbudowanym wstępie czas przejść do relacji z wycieczki. Już sam dzień, w którym się ona odbyła był wyjątkowy. Jak wiadomo 29 lutego zdarza się zaledwie raz na cztery lata. Chcąc to wykorzystać, postanowiliśmy wybrać się w dawno nieodwiedzane przez nas okolice w nadziei, że znajdziemy tu coś ciekawego. W Makoszynie powitało nas rześkie, poranne powietrze. Na samym początku odwiedziliśmy 400-letniego cisa.

Pierwsze kilometry pokonaliśmy trasą dawnego żółtego szlaku pieszego.


Następnie nasze kroki skierowaliśmy w stronę góry o lokalnej nazwie Skałki, do której dotarliśmy w różowym blasku wschodzącego Słońca.

Niestety mimo intrygującej nazwy wzniesienia oraz zaciętych poszukiwań, nie udało nam się odszukać żadnych tworów geologicznych. Mogliśmy za to nacieszyć się wędrówką brzegiem Nidzianki wśród malowniczych lessowych wąwozów, a także przejść przez mroczny fragment jodłowego lasu, który przypominał scenerię z amerykańskich horrorów.


Kiedy wreszcie wkroczyliśmy na właściwą drogę, ponownie znaleźliśmy się na otwartym terenie, gdzie mogliśmy podziwiać ciekawe jak na tę porę roku zjawisko atmosferyczne. Z początku myślałem, że to tęcza, jednak mieliśmy zdecydowanie więcej szczęścia i udało nam się uchwycić Efekt Halo.

Po prawej stronie fragment łuku okołohoryzontalnego

Wędrówkę wśród pól szybko zamieniliśmy na spacer kolejnym wąwozem, na zboczu którego odnalazłem niewielkie źródełko.

Podczas wędrówki

Nasze początkowe plany zakładały jak najszybsze dotarcie do szutrowej drogi, jednak po ponownym ujrzeniu Nidzianki, stwierdziliśmy zgodnie, że powędrujemy jej brzegiem. Ta choć niewielka, zachwyciła nas swoją urodą. Jej niezwykle przejrzysta woda, niesamowite piaszczyste dno, czy urokliwe meandry, po prostu nas urzekły. Wędrówka wzdłuż niej chciałaby nie mieć końca, jednak po przejściu około 2 km, musieliśmy się z nią rozstać.

Niesamowite piaszczyste dno przypominające pola ryżowe w Chinach

 W końcu przyszedł czas na odwiedzenie rezerwatu Zamczysko.

Dzikość tego wspaniałego miejsca podkreśla przepiękna żyzna buczyna karpacka, w której niektóre drzewa osiągają ponad 220 lat. Dodatkową atrakcję stanowią głębokie wąwozy i stanowisko archeologiczne potwierdzające, że Góra Wysokówka, na zboczu której znajduje się rezerwat, była dawnym ośrodkiem kultu pogańskiego. Czczono tutaj m.in słowiańską boginię deszczu i burzy - Makoszę, od której prawdopodobnie pochodzi nazwa wsi Makoszyn.


Widok ze szczytu na sąsiednie wzniesienie

Po wdrapaniu się na sam szczyt, czekało nas strome zejście do jednego z malowniczych wąwozów.

To się nazywa pierwotny las


Jego dnem płynął niewielki strumyk, jednak i on wystarczył, by cała okolica była mocno podmokła.
Chcąc porobić kilka zdjęć z dalszej części wąwozu, ruszyłem przed siebie.

Moja samotna wyprawa zakończyła się na dwóch upadkach, spowodowanych przez zalegające wszędzie błoto oraz śliskie, próchniejące kłody drewno. Po wejściu na szutrową drogę rozpoczęliśmy wędrówkę trasą dawnej kolejki leśnej. A ta w naszym województwie miała wiele ciekawych odcinków. Ten, którym właśnie wędrowaliśmy prowadził z Kielc przez Radlin, Górno, Niwki aż do Złotej Wody. Sam fragment biegnący przez tutejsze lasy liczył ok. 15 km, z czego zaledwie 2 kilometry zachowały swój pierwotny wygląd. Pozostałą część torowiska i nasypów kolejowych szybko przekształcono w leśne drogi przeciwpożarowe. Ale nawet na nich można odnaleźć relikty przeszłości. Pierwszym, który wypatrzyliśmy był dawny przepust wodny. Za namową Lochta, postanowiliśmy przyjrzeć się mu bliżej. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, tym bardziej, że od dołu, obiekt prezentował się jeszcze lepiej. Kilkaset metrów dalej, wreszcie weszliśmy na dawny nasyp kolejki i rozpoczęliśmy wędrówkę najlepiej zachowanym fragmentem. Nie minęło zbyt wiele, a przed nami pojawił się pierwszy mostek, a właściwie to co z niego zostało.


Mostek nr 1, czyli test zaufania dla kamiennej konstrukcji

Foto: Raku

Aż trudno w to uwierzyć, ale wciąż można po nim bezpiecznie przejść. Następnie czekała na nas prawdziwa perełka, miejsce o którym dowiedziałem się dzięki zaprzyjaźnionemu blogu Ck Rajd Commando. Dla tych, którzy chcą zobaczyć inspirację do tej trasy serdecznie zapraszam TUTAJ. Obiekt ten jest prawdopodobnie pozostałością dawnego mostu kolejowego, z którego obecnie zachowały się dwa filary mierzące po ok. 5 metrów wysokości. Mimo to wciąż robią wrażenie i dodają uroku całej okolicy.

Widok od strony rzeki

Poszukiwawcza perspektywa

Ciekawe jak pięknie musiało to miejsce wyglądać w latach swojej świetności? Po dłuższej przerwie, kontynuowaliśmy naszą wędrówkę nasypem.


Przyjemna, leśna ścieżka po jakimś czasie wyprowadziła nas do Lechówka, gdzie zostaliśmy powitani przez okoliczne czworonogi. Idąc asfaltem zamiast skręcić w lewo, poszliśmy prosto. W efekcie wyszliśmy na polną drogę, która z początku była całkiem przyzwoita. Szybko jednak się skończyła i to w dość nieoczekiwany sposób, gdyż została zaorana i przekształcona w kolejne pole uprawne. Musieliśmy więc wykazać się dużą kreatywnością i obierając sobie za punkt orientacyjny wierzchołek Jeleniowskiej, poszliśmy przed siebie.

Tym oto sposobem zaoszczędziliśmy kilka kilometrów i ponownie wkroczyliśmy na asfalt, Powędrowaliśmy nim do miejsca, gdzie spotkaliśmy szlak zielony. Zerkając szybko na mapę stwierdziliśmy, że jego trasa za bardzo oddala się od miejsca, do którego zmierzamy i spróbujemy dostać się jakoś na skróty. Jak pomyśleliśmy tak też zrobiliśmy. Najpierw ścieżka prowadziła nas przez zarośla. Po wydostaniu się z nich, weszliśmy na śródleśną polanę, pośrodku której, wśród gęstwiny krzewów, wyłaniały się ruiny jakiegoś domku z czerwonej cegły.

Nie podchodziliśmy jednak bliżej, z uwagi na to, że w okolicy znajdowały się porozrzucane puszki po piwie, a jego koneserzy wciąż mogli znajdować się jeszcze w budynku. Przemierzając dzikie lasy Kobylej Góry natknęliśmy się na niewielkie stado saren oraz na nikłe pozostałości śniegu (to dla tych, którzy mieliby wątpliwości, że mamy kalendarzową zimę ;)


Krótki postój w środku lasu, pozwolił nam na złapanie chwili oddechu i zregenerowanie utraconych sił.


Dzięki temu mogliśmy ruszyć w dalszą drogę i po krótkim marszu, wkroczyliśmy na szlak zielony. Następnie po przejściu przez Wał Małacentowski, dotarliśmy do Paprocic, gdzie rozpoczęliśmy poszukiwania ostatniej atrakcji wycieczki, czyli niezwykłego miejsca, o którym praktycznie nikt nie wie, no może nie licząc okolicznych mieszkańców.

Mimo, że znajduje się ono w odległości 1 km od kościoła oraz zaledwie 200 m od ruchliwej drogi, jego znalezienie może przysporzyć wiele problemów. Idąc tutaj nie nastawialiśmy się, że znajdziemy coś ciekawego.
Sądziliśmy, że skoro to czego szukamy jest wciąż nieodkryte to musi być albo niewielkich rozmiarów, albo po prostu kompletnie nieatrakcyjne.

To co zobaczyliśmy obaliło obydwie te teorie i dało wiarę w to, że w naszym województwie wciąż są niezwykłe miejsca, które czekają na swoje odkrycie. Odnalezione przez nas skałki oprócz swoich niezwykłych kształtów, posiadały także dosyć duże rozmiary, gdyż sięgają do ok. 5 metrów wysokości!

Jedna z najpiękniejszych skałek, jakie dotychczas udało nam się odkryć

Widok ogólny

Są to piaskowce kwarcytowe kambru górnego, w których świetnie widoczne są ślady tektoniki, w tym lustra tektoniczne:


Możemy także odszukać niewielkie szczeliny skalne niedostępne dla człowieka, a nawet kominek pseudokrasowy.

 Z uwagi na niezwykłość i potencjalną ochronę tego cudownego miejsca w przyszłości, nie możemy podać dokładnej lokalizacji skałek. Za podpowiedź w ich znalezieniu niech posłuży poniższe zdjęcie: