Obserwatorzy

Popularne posty

poniedziałek, 25 listopada 2019

Wycieczka nr 56: WSZYSTKIE BARWY JESIENI


26.10.2019

Skład: Oliwka, Locht, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Berezów PKP - Wierzbka - Źródło Burzący Stok - Rez. Kamień Michniowski - Wzgórze Barbarka - Wzdół Rządowy - Zagórze - Kłm. Bukowa Góra - Bukowa Góra - Łączna PKP, ok. 30 km

   Nad stacją Berezów zagościła bezgwiezdna noc. Nasze nozdrza wyłapywały zapach gorącej papy. Mimo wczesnej pory przy torowisku uwijały się odblaskowo-pomarańczowe kamizelki. Tylko je było widać na tle nieprzeniknionego mroku. To zastępy robotników od trzech dni usuwających skutki po wykolejeniu się pociągów.  

Na niebie sączyły się wstęgi koloru magenty 

Po pokonaniu kilku kilometrów wśród wiejskich uliczek, dotarliśmy pod  Marywil - dawny Zakład Wyrobów Kamionkowych, z którego dziś pozostały tylko opustoszałe hale.

Marywil od strony drutu kolczastego
Foto: Raku
Dostępu do środka broni betonowe ogrodzenie z drutem kolczastym na górze, prawdopodobnie jakaś ochrona oraz kamery, które wypatrzyliśmy podczas obchodu dookoła obiektu.

Część z okien została wymieniona na nowe, a na szybach niektórych z nich znajdują się reklamy firmy ochroniarskiej

Szary To wszystko sprawiło, że nasze zwiedzanie zakończyliśmy na zobaczeniu wszystkiego z zewnątrz. Tuż obok wypatrzyliśmy prawdopodobnie dawną oczyszczalnie ścieków, tworzące dziś niewielkie stawy pokryte pałkami wodnymi i trzciną, które stanowią idealne warunki do bytowania ciekawych gatunków ptaków.

Stan betonowych konstrukcji jednak pozostawiał wiele do życzenia i chwila nieuwagi wystarczyła, by w ułamku sekundy znaleźć się w wodzie.

Foto: Bugli

   Poranna mgła ustąpiła nam tylko na chwilę i zaraz, gdy tylko skierowaliśmy się do ściany lasu, zaczęła powracać.


Promienie leniwie wyłaniającego się Słońca, nieśmiało przebijały się przez gęste korony drzew, tworząc przepiękne widoki, które nie opuszczały nas jeszcze przez długi czas naszej leśnej wędrówki.

Jeden z pomnikowych dębów

Ostatnie podrygi babiego lata

W porannym blasku
Foto: Raku


Złoty Krótki postój zgodnie z planem zrobiliśmy sobie przy źródełku Burzący Stok.

Nowe zabezpieczenie źródełka zdecydowanie solidniejsze, ale już mniej klimatyczne


Degustacja lokalnej wody przebiegła znakomicie. Jedynym jej mankamentem była temperatura, ale smak wynagrodził wszystko. W pobliżu rozlewisk Żarnówki zdążyliśmy odwiedzić przy okazji bobrowe żeremie, jednak jego mieszkańców nie udało nam się zobaczyć.

Żarnówka
Foto: Raku

Przyjemna leśna dróżka po kilku minutach zmieniła nam się w całkiem spore jeziorko z ruchomymi piaskami.


Brąz. Po przedostaniu się na drugi brzeg, mogliśmy nacieszyć się wędrówką wśród bukowych lasów, które o tej porze roku wyglądają cudownie.

Foto: Oliwka

Opadłe zewsząd liście skrywały liczne niespodzianki, a wśród nich potężne i smakowite borowiki.

Foto: Bugli

Kiedy zaliczyliśmy sam szczyt Kamienia Michniowskiego, powędrowaliśmy wprost do rezerwatu.

Na szczycie Kamienia Michniowskiego

Tamtejsze skałki nadały się idealnie, by zatrzymać się przy nich na zdecydowanie dłużej.




To się nazywa wspinaczka skalna
Najciekawszym obiektem okazała się Jaskinia Ponurego (25 m). Jej nazwa pochodzi od partyzantów AK ,, Ponurego'', którzy przebywali tutaj w czasie wojny. Według relacji mieszkańców we wnętrzu jaskini odnaleziono owiniętą w szmaty, szablę powstańczą.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać nieciekawa, jednak gdy zagłębimy się do jej środka, szybko zmienimy zdanie. Wprawne oko może wypatrzeć niewielkie nacieki grzybkowe. Największą atrakcję jaskini bez wątpienia stanowi ponad 4,5 metrowy komin skalny, który ze względu na swoją trudność nazywany jest Szczeliną Alpinistów.


Nacieki grzybkowe

Na tym zdjęciu widać jak ciasny był komin skalny

Cała nasza dzielna, ekipa włącznie ze mną, dała radę go pokonać.


Po podszlifowaniu kilku wspinaczkowych umiejętności, opuściliśmy szlak niebieski i dalej powędrowaliśmy już zgodnie za czarnymi znakami.

Czasem wpadka przy robieniu zdjęcia wygląda dużo bardziej ciekawie niż ustawiana fotografia

Krótki odcinek asfaltem wystarczył, by dostać się na Wzgórze Barbarka, z którego roztaczała się piękna, choć trochę niewyraźna panorama.
Polna droga zaprowadziła nas tuż obok prywatnego gospodarstwa do Wzdołu Rządowego, gdzie szybko z asfaltu przerzuciliśmy się ponownie na dróżkę wśród pól uprawnych, na których właśnie odbywała się orka.

Zanikający już obrazek polskich wsi

W tym miejscu także widoki robiły niesamowite wrażenie, do tego stopnia, że poczuliśmy się jakbyśmy byli w o wiele wyższych górach.



Niezwykłego uroku Zaskala, przez które potem przechodziliśmy dodawały licznie pasące się konie.



Kiedy przyszedł czas na ostateczne rozstanie się z asfaltem, z pomocą "królewskiej" drogi wkroczyliśmy do lasu. Idąc przez jakiś czas wzdłuż jego granicy, w końcu wyszliśmy na wprost ogromnej hałdy czynnego kamieniołomu, wyglądającej z daleka niczym stożek wulkaniczny.

Świętokrzyska Etna

Wdrapanie na górę nie należało do najłatwiejszych ze względu na bardzo dużą stromiznę, brak punktów zaczepienia, dużą wysokość, no i oczywiście strasznie niestabilne podłoże.


Przyświecał nam wówczas jeden cel zobaczyć panoramę i jeziorka, znajdujące się w głębi wyrobiska. O ile widoki zdołaliśmy zobaczyć bez większych problemów, o tyle dostanie do jeziorek nie zakończyło się na jednej próbie.

"Pora sucha" panująca już od dawna sprawiła, że mogliśmy przedostać się suchą nogą bez zatapiania się w błocie

Niepowtarzalny krajobraz

Znajdując się w połowie drogi do krawędzi wyrobiska, Raku wypatrzył zbliżająca się w naszą stronę żółtą ciężarówkę. Bardzo szybki odwrót wzdłuż niewielkich górek piasku, choć trochę ograniczających nasze sylwetki, podjęliśmy w odpowiedniej chwili, przez co nie zostaliśmy zauważeni. Locht, Raku i Bugli jak najszybciej zbiegli z hałdy i by nie rzucać się w oczy, udali się do lasu. Oliwka i Ja zdecydowaliśmy się zejść tylko kilka metrów niżej i nadal pozostać na hałdzie, do czasu, aż nastąpi odpowiednia chwila na podjecie drugiej próby. W międzyczasie udało nam się skontaktować z resztą ekipy i poinformować ich o naszych planach. Kiedy wreszcie nastąpiła ta odpowiednia chwila, co sił pobiegliśmy na skraj wyrobiska i po zrobieniu 3 zdjęcia, łapiąc jeszcze przez chwilę oddech, pobiegliśmy z powrotem do miejsca kryjówki, z którego ostatecznie udało nam dostać się na sam dół.


Drugiej części ekipy także udało się zobaczyć jeziorka, więc z czystym sumieniem, mogliśmy rozpocząć męczącą wspinaczkę na szczyt Bukowej Góry. Tym razem jednak ominęliśmy skałki na rzecz dłuższego pobytu w kamieniołomie, który wydaje się być obecnie coraz rzadziej eksploatowany, w porównaniu z tym co było rok temu. Panorama jaka wznosiła się znad jego ostatniego poziomu była po prostu wspaniała.


Takich widoków nie da się pomylić z żadnym innym kamieniołomem


Życie na krawędzi
Foto: Raku

Może nie trafiliśmy na idealną widoczność, lecz nie zmienia to faktu, że tutejsze widoki są naprawdę niepowtarzalne. Jako miejsce na przerwę wybrałem jednak ocieniony młodnik sosnowo-brzozowy Było to spowodowane głównie względami bezpieczeństwa, gdyż na terenie kamieniołomu, a w szczególności jego krawędzi, bardzo często dochodzi do różnego rodzaju osuwisk zarówno gleby jak i warstw materiału skalnego.


Po około 40 minutach, poszliśmy drugim poziomem wyrobiska.



Podążając tropami olbrzymiego jelenia obeszliśmy niemalże całą południową stronę dookoła. Czasami było krucho, ślisko i niebezpiecznie. Zdarzały się też chwile pełne śmiechu, np. gdy po odnalezieniu schowanej w krzakach beczki, w której dawniej znajdowały się materiały wybuchowe, postanowiłem ją sturlać na samo dno kamieniołomu ;)

Kiedy pomysł siedział jeszcze w głowie...
Foto: Locht

...a tu już w chwili jego realizacji
Foto: Locht

Pomysł choć oryginalny nie został zrealizowany w stu procentach, gdyż beczka zatrzymała się na niewielkiej brzozie rosnącej na pierwszym poziomie. Dalej praktycznie nic ciekawego się już nie działo, no może poza bardzo szybkim marszem w kierunku stacji w Łącznej na pociąg, na który szczęśliwie i na czas udało nam się dotrzeć.

Magia perspektywy

niedziela, 17 listopada 2019

Wycieczka nr 55: O JEDEN MOST ZA DALEKO


12.10.2019

Skład: Makumba, Locht, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Wola Morawicka - Kłm. Wola Morawicka - G. Leszczynowa - Kopalnia Wapienia Morawica -  Nida - Ostrów - Rez. Wolica - Wolica PKP, ok. 28 km

  Jest coś magicznego w wędrówce skoro świt, gdy świat zatopiony w pierwszych promieniach, dopiero co budzi się do życia. Rześkie październikowe powietrze krzepi płuca i nie pozwala ustać dłużej w jednym miejscu. Przebiera się więc z nogi na nogę, dmuchając obłoczkami pary.
   Blask wschodzącego Słońca oślepiał i nas i wszystko w pobliżu, nadając wędrówce baśniowej atmosfery.  


   Strefa obwarowana zakazem wstępu widnieje w zasięgu wzroku. Do czynnego kamieniołomu dzieli nas pas nieużytkowanych, zarastających pól. Za nim ciągną się tylko hałdy wyżłobione przez wody opadowe w system drobnych rowków i kanalików. Tworzą coś na kształt naczyń krwionośnych, tyle, że tu zamiast płynącej krwi, sypał się piasek. 
  Z każdą próbą wspinaczki na piaskowe góry, buty zapadają się w warstwie złotych drobin. Wyżej robi się nieco stabilniej. Dalej na czworaka, pełznąc jak wąż, bądź w podskokach kangura, byle tylko nie zostać zauważonym.


Z ich szczytów rozciągały się naprawdę ciekawe widoki.


A tak oto powstają "Piaskowe Góry"

Chcąc lepiej zobaczyć wyrobisko, postanowiliśmy obejść je dookoła i tym samym wylądowaliśmy na drodze dojazdowej dla ciężarówek. Kiedy zobaczyłem jedną z nich w odległości kilkudziesięciu metrów ode mnie, odruchowo pobiegłem w kierunku najbliższych krzaków i oddałem dzikiego susa. Większość reszty ekipy nie wiedząc co się dzieje, szybko to powtórzyła, ale już nie tak widowiskowo jak ja:) Na szczęście nikomu nie przeszkadzało nasze towarzystwo tuż przy punkcie rozładunkowym. Dla większego poczucia bezpieczeństwa postanowiliśmy jednak oddalić się definitywnie od terenu zakładu i dalszą drogę pokonać miedzą. Z czynnego kamieniołomu, poszliśmy odwiedzić ten nieczynny, który został uznany za pomnik przyrody nieożywionej. By jednak do niego dotrzeć, musieliśmy pokonać pełen zarośli wąwóz i przedrzeć się przez zapyloną do tego stopnia okolicę, że trudno było zobaczyć coś w innej barwie niż białej, czy szarej. W końcu się udało. Po znalezieniu kilku obiektów stanowiących niegdyś (jak nam się wydaje) większy system jaskiniowy i wytrzepaniu wnętrza plecaka, które zostało opanowane przez rozsypaną zupkę chińską, mogliśmy kontynuować wędrówkę.


Polna ścieżka prowadząca tuż przy granicy lasu, pozwoliła rozkoszować się widokami m.in na Pasmo Oblęgorskie, Dymińskie z widocznym z daleka Telegrafem, czy nawet Łysogóry.

Komin kieleckiej elektrociepłowni oraz Telegraf z G. Hałasa


Tak ładna panorama w tym miejscu była dla mnie naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Kolejny punkt trasy mimo, że był oddalony od pozostałych o kilka kilometrów, już z daleka rzucał się w oczy. Kilkudziesięciometrowa hałda jednego z największych kamieniołomów na Kielecczyźnie robiła duże wrażenie.


Trafiliśmy akurat na nieodpowiednią porę, gdyż za kwadrans miało odbywać się strzelanie. Mimo to, podejmując ryzyko, uznaliśmy, że zdążymy i ... zdążyliśmy. Zarówno podejść tuż pod krawędź tego ogromnego wyrobiska, jak i wspiąć się na kolejną, jeszcze większą hałdę, z której roztaczała się jedna z najpiękniejszych panoram jakie mogłem oglądać w naszych świętokrzyskich kamieniołomach.

Przed wejściem do każdego kamieniołomu zdjęcie przy tabliczce obowiązkowe









Tuż przy wschodniej części kamieniołomu, znajduje się normalna ulica

Budynki gospodarcze i przemysłowe, a w tle m.in Zelejowa i Chęciny

Jak to zawsze bywa, zejście z powrotem wymagało od nas dużo więcej cierpliwości, uwagi i wysiłku, gdyż jeden zły ruch sprawiał, że nasz kolejny krok, zamieniał się w "tyłkozjazd" na sam dół, który ostatecznie okazał się być nieuniknionym dla większości z nas. Technika ta sprawiła, że dużo szybciej mogliśmy pokonać leśny odcinek i znaleźć się na torze motokrosowym. Przejście jego trasą zdecydowanie nie było w planach, ale no cóż wycieczki ciągle zaskakują i będą zaskakiwać. Słysząc co chwila zbliżający się odgłos motoru, staraliśmy się jak najszybciej przechodzić na pobocze.


Jeden z podjazdów na torze

uskok w krzaki Czasem było to wręcz niemożliwe, jednak do samego przejścia kolejowego, które jednocześnie było końcem toru nie spotkaliśmy żadnej osoby, która jechała na motorze. I całe szczęście, bo gdyby wszyscy jeździli tak jak trójka motokrosowców, która nas później minęła, moglibyśmy już tak szybko się stamtąd nie wydostać. Udeptana droga prowadząca równolegle do torów kolejowych, pozwoliła nam dotrzeć do Nidy. Nie bez powodu nosi ona miano jednej z najpiękniejszych rzek naszego województwa.
Wijąc się niczym wstążka, tworzy malownicze zakola, dzikie plaże i urokliwe bystrza. Wizytówką miejsca, do którego udało nam się dotrzeć jest most kolejowy położony nad właśnie tą rzeką.



Turkusowy staw przy drodze

Właściwie są to 3 przejazdy tworzące w sumie jedną konstrukcję. Okolica była na tyle zaciszna, że nadała się idealna na krótki postój, podczas którego nie zabrakło podziwiania kolejnych motocykli przejeżdżających przez mniejszy mostek, a także umiejętności Makumby w pokonywaniu rwącej rzeki.


Czasem warto się zakładać :)

Dla amatorów naprawdę mocnych wrażeń, czyli Rakowa, Bugliego i Lochta, odpoczynek nie skończył się tylko na wylegiwaniu na trawie. Postanowili wybrać się na ... most.

Zapomniałem dodać wcześniej, że dwa z przejazdów kolejowych są czynne i  służą pociągom towarowym. Trzeci zaś jest bardzo rzadko uczęszczany przez lokomotywy manewrowe pobliskiej Kopalni Wapienia Morawica, w której jeszcze niedawno byliśmy. Słowa "bardzo rzadko uczęszczane" wystarczyły amatorom przygód, by podążyć w kierunku metalowej konstrukcji. Dzięki temu, że znajdowali się na uboczu, mogli spędzić na niej naprawdę sporo czasu, a nawet spróbować udanej wspinaczki.

Nie mówiąc nic, ruszyli - trójka marzycieli. Jak pająki pięli się po przęsłach stalowej pajęczyny. Kolejne ruchy przybliżały ich do celu. a cel sięgał horyzontu. Pokryta rdzą konstrukcja nie dawała za wygraną i nieznacznie drżała przy silniejszych podmuchach wiatru. 

Z dołu co rusz wypatrywaliśmy pociągu. Mógł nadjechać w każdej chwili. Otóż mostkiem jak i biegnącą nim linią kolejową wciąż odbywał się transport wagonów towarowych do sąsiedniego kamieniołomu. Wypatrywaliśmy, bo nic więcej nie byliśmy w stanie zrobić.

Tam, te kilkanaście metrów nad ziemią, świat wyglądał zupełnie inaczej. Gościł w nim strach wymieszany z ekscytacją.


Przedstawione na powyższych zdjęciach zachowania są nieodpowiedzialne, głupie i prosimy by ich nie naśladować :)

To co dobre szybko się kończy i nie kusząc losu, dalej poszliśmy już dużo bardziej bezpieczną drogą. Następnie jeszcze przez długi czas wędrowaliśmy brzegiem Nidy.

Za głęboko nie było, ale dla kajaków, które spotkaliśmy było idealnie

Bardziej dziki odcinek

Bystrze pod powaloną wierzbą

O lokalizacji mostka i tym samym możliwości pokonania rzeki suchą nogą, dowiedzieliśmy się od pani sprzedawczyni w sklepie. Dziękujemy ;)

Kiedy nasza ścieżka przerodziła się w chaszcze, skierowaliśmy się przez teren sąsiedniego gospodarstwa, by wydostać się na asfalt. Ten nie opuszczał nas aż do Wolicy. Po drodze doszło do dosyć zabawnej sytuacji, której szczegółów niestety zdradzić nie mogę. Chcąc oderwać się od monotonnej wędrówki, samotnie wdrapałem się na niewielkie wzgórze. Na jego zachodniej stronie znajdowały się pola uprawne. Zaś po prawej rozpościerały się piękne widoki na okolice Chęcin.



Będąc już w komplecie, każdy krok zbliżał nas do kolejnej atrakcji - rezerwatu przyrody Wolica. Ten nieczynny, zalany wodą kamieniołom, mimo bliskiego położenia ludzkich zabudowań, stanowi istną oazę spokoju i miejsce pełne ciszy oraz dzikiej natury.

W rezerwacie


W chwili, gdy wkroczyliśmy na jego teren zauważyłem niebieską plamkę, która szybko zniknęła mi z oczu. Niedługo potem na wystającej znad wody gałęzi, udało mi się wypatrzeć jednego z naszych najbarwniejszych ptaków - zimorodka.

Zimorodek, któremu przeszkodziliśmy w polowaniu

To piękne, a zarazem zbyt krótkie spotkanie nie pozwoliło na zrobienie odpowiedniego ujęcia nieznajomemu.


Po szybkim postoju i zebraniu sił, poszliśmy poszukać ostatniego punktu na dzisiejszej trasie, którym była opuszczona willa dawnego Senatora RP - Joachima Hempla.


Budowla ta została wybudowana już w 1910 r. Niegdyś znajdowała się górująca nad całym budynkiem wieża widokowa, którą niestety w 1937 r. strawił pożar. Po tym zdarzeniu willę odbudowano, dzięki czemu mogliśmy zajrzeć do jej wnętrza. A tam już nie wiele się zachowało. Wiele miejsc groziło zawaleniem, a praktycznie na wszystkich ścianach widniało graffiti.


Zapraszamy do piwnic
Foto: Raku



Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy po schodach wdrapaliśmy się na pierwsze piętro, gdzie po pokonaniu ogromnej dziury w podłodze, znaleźliśmy się na balkonie ze świetnymi widokami na okolicę i zabytkowe kolumnady willi.


Foto: Bugli

Nie było to jednak najwyższej położone miejsce w budynku. Kilkanaście stopni wyżej znajdował się jeszcze niewielki fragment, czegoś co mogło być rekonstrukcją dawnej wieży.

Foto: Bugli


Przez dwa niewielkie okienka mogliśmy podziwiać m.in Pasmo Zgórskie.


Mimo tak dużej ruiny, w jakiej znajduje się willa, nie żałowaliśmy, że ją odwiedziliśmy i mogliśmy namacalnie poznać historię zarówno budynku jak i całej Wolicy.