Obserwatorzy

Popularne posty

poniedziałek, 2 września 2019

X Wyprawa Jaskiniowców Świętokrzyskich: OD PODZIEMNEGO HORRORU PO MIŁĄ NIESPODZIANKĘ


22.07.2019

Skład: Locht, Raku i Ja

Trasa: Rykoszyn - Jaskinia Nowa - Jaskinia w sztolni Zofia - Jaskinia Hematytowa - Rykoszyn

Wymieniliśmy z Lochtem spojrzenia. W jego oczach dostrzegłem odbicie tego, co przeżywał w głębi siebie. Były to oczy pozbawione nadziei, zagubione wśród najmroczniejszych zakamarków podświadomości. Były to oczy wypełnione przerażeniem jakiego nigdy przedtem u Lochta nie widziałem. Nie trzeba było wiele, by i mnie dosięgły szpony strachu.

Dotychczas jaskinie wzbudzały u nas zachwyt, ciekawość i chęć poznania. Ta wyprawa sprawiła, że zdaliśmy sobie sprawę, że oprócz licznych pozytywnych wrażeń, podziemne korytarze mogą wywoływać również dużo dawkę strachu.

W związku z moim wakacyjnym wyjazdem, który zbliżał się wielkimi krokami, na organizowanie wycieczek pozostał mi niecały tydzień. Chcąc wykorzystać ten czas w stu procentach, postanowiliśmy sprawdzić gdzie znajduje się wejście do szybu kopalni Zofia, o którym dowiedzieliśmy się dzięki jednemu z komentarzy od innego z blogów o naszym regionie ( link do bloga CKRajdCommando ). Mimo dosyć okrojonego składu postanowiliśmy zorganizować wyprawę. Po dotarciu na miejsce od razu rozpoczęliśmy poszukiwania. Prawie dwie godziny przedzieraliśmy się przez gęste i kujące zarośla z tarniny. Szukaliśmy charakterystycznych zagłębień w terenie, mogących świadczyć o znajdujących się w pobliżu otwartych chodnikach górniczych. Niestety nic nie znaleźliśmy. Do przepatrzenia mieliśmy jeszcze dwa potencjalne miejsca. Wpadliśmy jednak na pomysł, by nasze poszukiwania wznowić w okresie jesiennym, kiedy tutejsza okolica będzie zdecydowania mniej zarośnięta, a tym samym bardziej przyjazna. Nie tracąc czasu, kontynuowaliśmy wyprawę. Na pierwszy ogień poszła Jaskinia Nowa, w której znajdowało się połączenie z sąsiednią, trzecią najdłuższą sztolnią Miedzianki. Gdy odnaleźliśmy już otwór wejściowy, czekało nas  schodzenie po linie na dno 6-metrowej studni.

Studnia wejściowa
Kiedy stanowisko było już przygotowane rozpoczęliśmy zejście.

Locht podczas wiązania wyblinki
Wykorzystując wcześniej zawiązane pętle na linie, w których idealnie mieściła się nam stopa oraz częściowo metodę zapieraczki, co chwila uważając na ogromne pająki, dotarliśmy na dno.

Raku w drodze na dno


Następnie tą samą drogę pokonały nasze plecaki. Będąc już w komplecie mogliśmy wyruszyć do dalszych partii. Nie spodziewaliśmy się jednak, że zostały one zasypane przez głazy zsuwające się z sąsiedniej ściany, która przemieniła się w osuwisko.

Osuwisko z wiszącymi kamieniami
By dostać się do niżej położonych korytarzy musieliśmy najpierw usunąć kilka całkiem sporych  kamieni, mając jednocześnie za plecami osuwisko, z którego w każdej chwili coś mogło obsunąć się w naszą stronę. Po usunięciu materiału skalnego otworzyła nam się niewielka, stromo nachylona studzienka. Była na tyle niska i ciasna, że przejście z kaskiem na głowie (dającym nam wtedy jedyne poczucie bezpieczeństwa, przed wiszącymi nad nami kamieniami), było po prostu niemożliwe. Mimo tych ogromnych trudności zaryzykowałem i postanowiłem wejść jako pierwszy. Jeszcze nigdy aż tak się nie bałem. Zaraz gdy wciągnąłem brzuch, udało mi się pokonać ciasny przełaz. Po wpełznięciu do środka czekałem na Lochta, który miał towarzyszyć mi w odkrywaniu kolejnych korytarzy. Bartek został na górze, by móc wezwać pomoc, na wypadek gdyby zasypało nam jedyną drogę ucieczki. Kiedy Kuba dotarł do mnie, od razu zrobiło się raźniej i zabraliśmy się do pracy. Na dole znajdowała się dosyć duża salka, a w jej prawej części niewielkie, ciasne i niestety zagruzowane połączenie ze sztolnią Trzy Kominy.

Wnętrze komory


By dostać się dalej, spokojnie, wyciągaliśmy kamień po kamieniu, ale zasypaniu uległa znaczna długość korytarzyka, więc zadanie to wymagało od nas dużo siły i cierpliwości. Po kilku minutach przerzucania głazów, Locht zmienił się ze mną.

Locht w zagruzowanym przejściu
W chwili gdy Kuba, zaczął udrożniać przejście, ze ściany salki, w której się znajdowaliśmy, zaczęło się coś obsypywać, a znad wejścia w moim kierunku poturlał się kamień wielkości pięści. Nie mogliśmy być już tutaj dłużej. Zarządziłem szybki odwrót, który okazał się być jeszcze gorszy niż zejście, gdyż wychodząc, osuwisko mieliśmy tym razem przed sobą.



Każda sekunda wyjścia trwała chyba wieczność. Wszystko dodatkowo potęgował nasz strach przed zasypaniem. Szczęśliwie jednak opuściliśmy dziurę, ciesząc się, że w końcu jesteśmy bezpieczni.

Ku powierzchni

Ta przygoda pokazuje jak niebezpieczną mamy pasję. Zwracamy się z prośbą do wszystkich grotołazów, zarówno doświadczonych, jak i początkujących amatorów, by omijali tą jaskinię z daleka, a jej zwiedzanie zakończyli na zejściu pierwszą wejściową studnią, która stanowi obecnie jej jedyną bezpieczną część. Dni tej jaskini są policzone, jej dalsze partie przy większych opadach deszczu czy śniegu w każdej chwili mogą się po prostu zawalić...
Troszkę zawiedzeni, a jednocześnie niezwykle szczęśliwi, że jesteśmy cali, poszliśmy do głównego szybu Sztolni Trzy Kominy.

Wieszak speleologiczny



Mimo posiadanych przez nas przyrządów nie zdecydowaliśmy się na zejście na sam dół.


U wylotu szybu, czyli nad ponad 20-metrową dziurą
Nasze zwiedzanie zakończyliśmy na partiach wstępnych. Następnie poszliśmy odnaleźć sztolnię poszukiwawczą ulokowaną w pobliżu Zofii. Dosyć dobrze wydeptana ścieżka zaprowadziła nas pod samo jej wejście.

Wejście do sztolni dobrze ukrywały pnącza bluszczu
Jak to w przypadku sztolni poszukiwawczych bywa jej długość nie była imponująca i po niecałych 15 metrach napotkaliśmy przodek.

Jedyne czego nie brakowało tej sztolni to pająków


Kolejną sztolnią, której nie planowaliśmy wcześniej odwiedzić, była bardzo dobrze nam znana Zofia. Ta jednak pokazała nam swoją zupełnie inną stronę. Zawsze przechodziliśmy tylko i wyłącznie przez jej sztuczny, wykuty ludzkimi rękami fragment. W wielu publikacjach można jednak odnaleźć informacje o części jaskiniowej. Postanowiliśmy to sprawdzić i jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę! Tuż przy głównym otworze sztolni znajduje się się drugi, wprowadzający do zachodniej części niewielkiej pustki, w której wypatrzyć można niewielkie żeberka i polewy krasowe, a także klimatyczny garnuszek i inne niestety nie zabytkowe artefakty.



Miejsce idealne dla tych co lubią ciemność oraz ciasne i niskie przejścia :)

Jedno z naszych znalezisk

Zdecydowanie ciekawsza jest część wschodnia, która położona jest w górnych partiach sztolni.

Zachowany fragment umocowań dawnego oświetlenia

Kilkanaście metrów pod górę po śliskiej, pokrytej gliną pochylni, wystarczyło, by dotrzeć do najdalszych zakamarków.

Pochylnia prowadząca na górny poziom






Formy naciekowe

Niewielkie żeberka




Później zeszliśmy ponownie do głównego korytarza i po pokonaniu dawnego zawaliska, rozpoczęliśmy naszą wspinaczkę.

Niewielkie belki dzielnie broniące przed zawałem




Pola ryżowe




Mogliśmy tutaj w pełni ujrzeć całą okazałość tego miejsca. Niewielkie makarony, słabo, ale widoczne pola ryżowe, wskazywały, że dotarliśmy już do części jaskiniowej. Niedługo potem byliśmy już w najwyżej położonym miejscu jaskini, pod którym znajdowała się ponad 10-metrowa pochylnia, do której żaden z nas nie chciał się przez przypadek zsunąć.



Zdjęcie zostało wykonane z najwyższego miejsca w całej jaskini


Niezwykłe, srebrne ściany
Obyło się bez żadnego wypadku i szczęśliwie wykonaliśmy trawers nad pochylnią. Po jej drugiej stronie znajdował się jeszcze nieduży fragment dawnych wyrobisk. Nasza dalsza eksploracja miała przebiegać jak nam się wydawało bez żadnych nowych atrakcji.



A jednak udało nam znaleźć się coś naprawdę interesującego. Nie będziemy zdradzać co to było przed naszą jesienną wyprawą, podczas której sprawdzimy to dokładniej.

Lina zawieszona nad szybem-jedna z niespodzianek wyprawy

A tutaj kolejna ciekawostka, czyli... No właśnie co? Możliwe, że w tych wyżłobieniach znajdowały się niegdyś belki stropowe, ale co do tego nie jesteśmy pewni.
Skalny filar-ulubiona kryjówka sieciarzy

Będąc już po raz trzeci w tym miejscu, wreszcie udało nam się sfotografować podziemne jeziorka i zalane szyby z krystalicznie czystą wodą.


Zalany szybik


Ostatnim punktem na trasie była nieduża Jaskinia Hematytowa oraz jeszcze mniejsza, znajdująca się tuż obok sztolnia poszukiwawcza. Dotarcie do dawnego  kamieniołomu, w którym były oba obiekty wymagało albo bardzo dobrej znajomości w terenie albo wielkiej chęci przedzierania się przez zarośla. Nam pozostało to drugie.


Wejście do niewielkiej sztolni



Chłopaki podczas podziwiania niezwykle ogromnego nagromadzenia ciem

Szczerbówka ksieni



Mineralizacja azurytowa

Kiedy zakończyliśmy zwiedzanie, wspięliśmy się po hałdzie dawnego kamieniołomu i skierowaliśmy się na szczyt Miedzianki, gdzie po kilku godzinach pełnych wrażeń, przyszedł wreszcie czas na upragniony odpoczynek.


4 komentarze:

  1. Pokazujecie nieznany mi i całkowicie dla mnie niedostępny świat. Pięknie tam, ale już nie dla mnie.
    Będąc wielokrotnie na Miedziance widziałam wejścia do niektórych szybów, ale nigdy nie odważyłabym się tam zapuścić. No, chyba że z Wami na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednym z naszych głównych celów jest pokazywanie nieznanych miejsc, które może zobaczyć niewiele osób. Bez wątpienia jaskiniowy świat należy do takich i dostęp do niego mają tylko nieliczni wariaci, którzy lubią czołgać się w błocie przez ciasne korytarze. Niestraszne muszą im być ciemności i pająki, chociaż co do tych ostatnich to mam lekkie wątpliwości :)

      Usuń
    2. Z tego wszystkiego nie boje się ciemności i pająków, ale to błoto i ciasne miejsca - nie dla mnie.

      Usuń
  2. Widzę, że spory odcinek trasy zrobiliście. Fajna przygoda.

    OdpowiedzUsuń