9.06.2019
Skład: Oliwka, Locht, Raku i Ja
Trasa: Chęciny - Jaskinia Piekło - Czyściec - Rez. Góra Żakowa - Sztolnia "Dziurawa Szczelina" -Chęciny
Na mapach satelitarnych las na Żakowej Górze ani trochę nie przypomina lasu, za to poligon doświadczalny, gdzie zrzucono dziesiątki bomb - już tak. Pełno tu dziur. Od drobnych dołów po budzące przerażenie, głębokie na ponad czterdzieści metrów rozpadliny. Łączy je jedno: wszystkie prowadzą do świata zamkniętego w skałach od średniowiecza. Dostać się tam to prawdziwe wyzwanie.
Zebraliśmy się wokół szybu, by zobaczyć czym dysponujemy. Z czterech torbiastych plecaków wysypaliśmy wszystko, co udało nam się niepostrzeżenie wynieść z domu albo sklecić w tajemnicy przed rodzicami. Były to tandetne kaski, haki do wieszania hamaka, blisko 8 metrów liny, karabińczyk. Wreszcie była sznurowana drabinka z rurek PCV domowej roboty, która poległa jeszcze w fazie testów w terenie.
Znad brzegu rozpadliny przyglądał mi się Locht. Co jakiś czas na umówiony znak popuszczał linę. Wtedy na krótko czułem wolność. A potem lina napinała się ponownie, uprząż wżynała się w krok i naraz powracało uczucie bycia na uwięzi jak latawiec. Przypominałem sobie, że każdy latawiec jest na uwięzi
Przymały kask budowlany wżynał się w skronie. W połączeniu z obwisłą, za dużą o trzy rozmiary kurtką nawet nie próbował stwarzać pozorów profesjonalizmu. Jak prowizorka to pełną gębą. Jak na 10 metrów pod ziemią nie było zupełnie ciemno. Przez soczewkowaty szyb wpadał snop bladego światła, które rozlewało się po wilgotnych korytarzach. Widziałem tylko jak znajome twarze moich towarzyszy powoli gubią ostrość, zlewając się w niewyraźną plamę. Bliżej dna plama stopniowo traciła na wielkości, aż zmniejszyła się do drobnego punktu. Po chwili do tego punktu dołączyły kolejne, jeszcze drobniejsze. Miałem wrażenie, że się zbliżają, że lecą wprost na mnie, ale nim zdążyłem zareagować, rozpędzony grad skalnych odłamków roztrzaskał się o mój kask, a siła uderzenia była tak silna, że zsunęła mnie po zgniłych liścia w najniższy punkt sztolni.
Świadomość pozostawała, choć wciąż byłem oszołomiony. Odruchowo pomacałem się po głowie. Kask nadal był na swoim miejscu. Nawet nie pękł. się po zgniłych liściach
prowadnie czułem się jak na smyczy. , a ja na moment znów nie czułem się jak na smyczy, u boku Lochta/ w asyście jak koraliki nawleczone na nitkę, koraliki w różańcu, klamra pstryknęła i lina powędrowała ku światłu, czas zbadać przebieg korytarzy, dokąd zaprowadzi, na podorędziu/ w zanadrzu drabinka ze wszytymi rurkami pcv zamiast szczebli,
Przez soczewkowaty szyb wpadało tyle światła, że jak na razie nie musiałem przejmować się czołówką. Zapuszczałem się coraz niżej. Sylwetki chłopaków i Oliwki gubiły ostrość, zlewając się w ciemną plamę, która stale się zmniejszała. traciły przechodząc nad wiszącymi mostami luzował linę juJeszcze tylko przypięcie podpięcie klamrami - i przystąpiłem rozpocząłem zejście. Kilka ruchów Lina dawała nie tyle co bezpieczeństwo, co komfort psychicznyNa uwięzi, asekurowany z Ruch napinał linę, lecz wystarczył umowny znak: dwa krótkie szarpnięcia, aby przez ręce Lochta przeszły kolejne metr profesjonalistów. co dało się jeszcze przeżyć. Co innego sznurek. Boże, jak on wżynał się w krok. Locht z góry jak na złość czuwał, aby lina była stale napięta, popuszczał z wprawą, zaparty o pień, zerń zdawała się nie mieć końca podsycała, odczepiłem się/ zwolniłem uścisk klamry, lina z powrotem powędrowała na górę, wciągnięta, Niebezpieczeństwo, adrenalina i ciekawość, sprawiają, że niektóre chwile pamięta się do końca życia. Czasami jednak nawet dla "amatorów mocnych wrażeń", bywają one za mocne. niebu nie podobały się nasze plany,
Podobno na internecie jest wszystko. Nie do końca mogę się z tym zgodzić, ale dzięki niemu po raz kolejny odnaleźliśmy miejsce, o którym jeszcze do niedawna nie miałem bladego pojęcia. Około miesiąc temu, dowiedziałem się o tym, że na Górze Żakowej, znajduje się drugie (zaraz po Miedziance) nagromadzenia sztolni i innych pozostałości górnictwa kruszcowego w naszym regionie. Wycieczka odbyła się dosyć nietypowo, bo w niedzielę. Wczesna zbiórka pozwoliła nam dotrzeć na miejsce jeszcze przed największym upałem. W Chęcinach byliśmy już na 7:30. Dalej szlakiem niebieskim, przez kolorowe, pełne chabrów i czerwonych maków pola, wkroczyliśmy na Górę Wsiową
Niedługo potem, po pokonaniu skalnego urwiska, dotarliśmy pod otwór Jaskini Piekło.
Nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu, dlatego jej zwiedzanie zajęło nam zaledwie kilka minut.
Później od razu zaczęliśmy szukać otwartych sztolni. Okazało się, że pierwsza z nich znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów od jaskini. Szyb prowadzący do niej okazał się jednak dla nas zdecydowanie za głęboki, jak na początek przygody z technikami schodzenia po linie. Postanowiliśmy więc zostawić go ewentualnie na później, ale w rezultacie potem nie mieliśmy już czasu, by do niego wrócić.
Nowo poznane umiejętności sprawdziliśmy w ok. 3-metrowej głębokości szybie. W nim także postanowiliśmy wypróbować naszą drabinkę, która kompletnie nie zdała rezultatu.
Krótki trening pozwolił na lepszą organizację podczas kolejnej próby zejścia. Następnie ruszyliśmy w kierunku Jaskini Czyściec.
Po kilkunastu minutach błądzenia, wreszcie dotarliśmy do grupy skałek, w których się znajdowała. Chwilę potem byliśmy przy pozostałościach jednego ze średniowiecznych łomików.
Weszliśmy w ten sposób wprost do lasu, w którym znalezienie jakiejkolwiek ścieżki graniczyło z cudem. Gdy w końcu weszliśmy na niewielką dróżkę, w przydrożnych krzakach wypatrzyłem coś brązowego. Podszedłem troszkę bliżej i zobaczyłem młodziutką, przestraszoną i skuloną sarenkę.
By jej nie niepokoić po zrobieniu kilku zdjęć, odszedłem.
Niebawem z powrotem znaleźliśmy się na szlaku niebieskim, którym mogliśmy kierować się cały czas od jaskini.
Tutaj zaczęły pokazywać się pierwsze większe szpary i pola górnicze.
Za kilka minut znaleźliśmy kolejną sztolnię, lecz tym razem postanowiliśmy do niej wejść.
Była ogromna i naprawdę głęboka!
Od razu zaczęliśmy obmyślać plan jak dostać się na sam dół. Kiedy lina i nasze uprzęże były już gotowe, jako pierwszy postanowiłem zagłębić się w niekończącą się czarną otchłań.
Po około 2,5 metra schodzenia po linie, dotarłem do pierwszej półki skalnej. Znajdowałem się teraz nad ponad trzymetrową dziurą prowadzącą na niższy poziom, gdzie musiałem się dalej dostać.
Było to jednak niezwykle trudne z powodu dosyć niestabilnych i co chwila spadających kamieni. Postanowiłem więc wybrać drogę prowadzącą górą. Po pokonaniu niewielkiego mostku skalnego, czekała mnie zapieraczka 2-metrową ścianą. Na szczęście wszystko poszło tak jak planowałem i tym samym znalazłem się pod mostkiem, po którym jeszcze tak niedawno chodziłem. Znajdowało się w nim mnóstwo zaklinowanych głazów, które stwarzały ogromne ryzyko obsunięcia się w każdej chwili. Chcąc to miejsce mieć już za sobą, pośpieszyłem się z usuwaniem niepotrzebnej warstwy liści, po których przy chwili nieuwagi mógłbym spaść na sam dół. Szybko udało mi się dotrzeć do bocznego korytarzyka, w którym bezpiecznie poczekałem na asekurującego mnie z góry wspólnie z Rakowem Lochta. Po jakimś czasie byliśmy już we dwójkę.
Mogliśmy więc schodzić na kolejny poziom. Najpierw jednak musiałem usunąć jeszcze większą niż ostatnio warstwę śliskich resztek roślinnych. Tym sposobem odsłoniły nam się skały, tworzące w tym miejscu prawdziwą zjeżdżalnię. By zbyt szybko nie znaleźć się na dnie, zaczęliśmy ostrożnie schodzić.
Dotarliśmy tak do skalnej szczeliny, gdzie czekał nas najtrudniejszy technicznie moment:
ponad 4-metrowa ściana, którą dało się pokonać praktycznie tylko zapieraczką. Nie mogliśmy pozwolić sobie na jakiekolwiek błędy, gdyż skutki mogły okazać się tragiczne. Dziesięć minut później już w komplecie byliśmy na poziomie -2. Znajdowały się tu dwa korytarzyki. Na początek wybraliśmy prawy. Zaraz po dostarczeniu przez Lochta lin, które dał nam z góry Raku i połączeniu ich z pozostałymi, mogliśmy kontynuować eksplorację. Po kilku metrach korytarzyka, sztolnia nabrała jaskiniowy charakter.
Foto: Locht |
Jedna z największych niespodzianek |
Ja natomiast z Lochtem ubezpieczaliśmy ich od góry.
Po niecałych dwóch godzinach komarzych tortur, mając jeszcze trochę czasu, zaczęliśmy poszukiwania lokalizacji kolejnych sztolni.
Ale cudownie to wygląda. W Beskidzie Wyspowym jest pełno jaskiń i sztolni. Niesamowite tereny i to blisko Krakowa.
OdpowiedzUsuńTereny jak najbardziej piękne, ale również niebezpieczne. Praktycznie do wszystkich sztolni prowadzą kilkunastometrowej głębokości szyby, poukrywane w głębi lasu. Ze względu na to, że nie są one zabezpieczone, przy chwili nieuwagi bardzo łatwo można w nie wpaść...
Usuń