Obserwatorzy

Popularne posty

wtorek, 29 września 2020

PIENINY 2020: DZIEŃ PIERWSZY

21.07.2020

Trasa: Szczawnica, ul. Soptnicka - Plac Dietla - G. Bryjarka - Bereśnik - Wodospad Zaskalnik - Szczawnica, ul. Sopotnicka, ok. 8 km

Wyczekując czegoś z utęsknieniem, odliczamy kolejne tygodnie, dni, a nawet godziny dzielące nas od momentu, w którym dotykamy tego co, zaledwie chwilę wcześniej było nieosiągalne. I gdy sensualna część marzenia przybiera materialną formę, okazuje się, że najlepszą zabawą było wyczekiwanie. Ze zrodzonych wówczas w głowie pomysłów, przychodzi czas, by przystąpić do ich realizacji. Prowadzi ona przez drogę pełną trudności i zawirowań. Rodzącą z każdym kolejnym krokiem, wewnętrzną niepewność oraz stawiającą nas przed odpowiedzią na pytanie, czy wszystko się uda. Najpierw pojawił się problem ze znalezieniem wolnego miejsca noclegu. Kiedy udało się z nim uporać, nastała pandemia. Wszystko zamieniło się w wielki znak zapytania i niepokój o najbliższą przyszłość. Zamknięte szkoły, granice, czy kościoły nie wróżyły niczego dobrego. To do czego się dotychczas przyzwyczailiśmy zmieniło się na naszych oczach w nową, trudną rzeczywistość. Nadzieja jednak pozwoliła nam przetrwać ten trudny okres i na około miesiąc przed zaplanowanym wyjazdem, wszystko powoli zaczęło wracać do normy. 

Ale zanim wszystko się zaczęło - kwestia elementarna każdej podróży, czyli pakowanie plecaka.

2 pary butów terenowych  ✓  

koszulki i bielizna na 5 dni ✓

szczoteczka z pastą do zębów ✓

Kolejne rzeczy z listy DO ZABRANIA odhaczone. Bagaże załadowane po brzegi. Pięciu śmiałków żądnych przygód - melduje swoją obecność na dworcu, a szósty czeka już w Krakowie, gdzie byliśmy za dwie godziny. Późniejszy etap to zdawałoby się nie mający końca przejazd busem do Szczawnicy. Zajęcie przez nas miejsc na samym tyle nie było zbyt przemyślanym posunięciem, gdyż każdy, nawet najmniejszy wybój, czy dziura w drodze, powoli odciskała trwałe piętno w naszych siedzeniach. Następny z czynników, który wpłynął na dyskomfort jazdy była duchota, spotęgowana przez brak klimatyzacji, tłok i obowiązek noszenia maseczki. Stanie w korkach, no i jeszcze zakręty, przy których nie trudno było wypaść z fotela. To wszystko dawało mieszankę wymioto.. , tzn. wybuchową, sprawiającą, że nawet osoby nie mające choroby lokomocyjnej, czuły się fatalnie. W nadziei, że wszystko się zaraz skończy, próbowaliśmy zasnąć na przeróżne sposoby. Z chwilą dotarcia na miejsce, wymordowani podróżą, wyciągnęliśmy nasze torby oraz plecaki z bagażnika i ruszyliśmy w kierunku kwatery. Oczywiście pod górkę. Po podziale pokojów, jak na złość zaczęło padać. W oczekiwaniu na okno pogodowe, zajęliśmy się przygotowaniem obiadu i rozpakowywaniem tobołów. Deszcz ustał koło siedemnastej. Dzięki wskazówkom właściciela zaoszczędziliśmy niepotrzebnych kilometrów, a skróty okazały się wyjątkowo malownicze.

Witamy w Pieninach!

Mieczyk dachówkowaty

Spoglądając na powoli wyłaniające się ze spowijającej okolice mgły szczyty, podziwialiśmy cele wędrówek na najbliższe dni.

Foto: Raku

Z pełnej rosy polanki, obok najbardziej szkaradnego bloku w okolicy, wydostaliśmy się na Plac Dietla.



Ta reprezentacyjna część miasta, wciąż zachwyca pochodzącą z XIX w. uzdrowiskową architekturą. Jednak wśród odnowionych willi można bez problemu znaleźć te, o których od dawna nikt nie pamięta.


Z roku na rok popadają one w ruinę straszą, sprawiając, że ulice wyglądają na opustoszałe, choć w rzeczywistości przewijają się przez nie tłumy turystów. Dalej za przewodnika służył szlak żółty. Posłusznie kierując się za jego znakami, rozpoczęliśmy wspinaczkę na Bryjarkę. W drodze na górę, zatrzymaliśmy się na chwilę przy ścianie dawnego kamieniołomu andezytu.


Wychodnie tych wulkanicznych skał mogliśmy podziwiać także tuż pod krzyżem, wieńczącym szczyt wzniesienia. Poza pięknym punktem widokowym na miasto, góra przez czas odpoczynku pełniła również funkcję leśnej spiżarni, której bogactwo postanowił wykorzystać Makumba, zbierając przyprawy przydatne do zrobienia obiadu nazajutrz.

Najpierw w 1867 postawiono drewniany krzyż. Siedem lat później zastąpiono go nowym, który jednak się złamał. Obecna metalowa konstrukcja pochodzi z 1902 roku i jak można przeczytać w wielu przewodnikach, wykonała go ta sama firma co krzyż na Giewoncie. Podobieństwo uderzające :)


Spod krzyża. W centrum Jarmuta, a w oddali górująca nad okolicą Małych Pienin Wysoka, czy mieszczące się w prawej części kadru Masyw Trzech Koron

Druid w akcji

Łąki pełne magicznych krajobrazów, wymarzona pogoda i pozbawione tłumów turystów szlaki.




Foto: Locht

Bacówka pod Bereśnikiem

Foto: Bugli

Czego chcieć więcej? Bez względu na to jaką odpowiedź udzieliłoby każde z nas, w pakiecie do wyżej wymienionych, dostaliśmy więcej błota. Śliską ścieżką prowadzącą w dół, powoli, by nie zaliczyć niepotrzebnego upadku, kierowaliśmy się do ostatniej z atrakcji. Nie od dziś wiadomo, że Beskid Sądecki słynie nie tylko z pięknych wież widokowych, ale także cudownych wodospadów. Najczęściej odwiedzanym i jednocześnie chyba najbardziej znanym jest Zasklanik.

Foto: Raku

Jego bliskie położenie centrum Szczawnicy (ok. 3 km), a także stosunkowo łatwy dojazd, sprawia, że odwiedzają go nawet niedzielni turyści będący w okolicy tylko przejazdem.

Foto: Raku



Trzeba jednak przyznać, że wodospad do atrakcji przereklamowanym w żaden sposób nie należy i naprawdę warto go odwiedzić, zwłaszcza na kilkadziesiąt minut przed zachodem Słońca.



Próg skalny, na którym utworzył się mający około 5 metrów wysokości wodospad


Na sam koniec udaliśmy się na zakupy do pobliskiego sklepu, po których Makumba odkrył w sobie talent bycia grupowym dromaderem.

Foto: Locht

Pierwszy dzień wyjazdu marzeń, był zaledwie przedsmakiem tego, co miało się dopiero wydarzyć i z czym musieliśmy się zmierzyć, by wszystko poszło zgodnie z planem, ale o tym w najbliższym wpisie :)

wtorek, 15 września 2020

Wycieczka nr 74: 50-tka


17.07.2020

Skład: Oliwka, Makumba i Ja

Trasa: Czerwona Góra - G. Zelejowa - G. Żakowa - Kłm. Szewce - Szewce - Zgórsko - G. Trupień - G. Patrol - G. Zielona - G. Pruskowa - Przełęcz pod Belnią - G. Belnia - Jaworznia - Rez. Chelosiowa Jama - Janów - Białogon - G. Brusznia - Kłm. Grabina - G. Dalnia - Rez. Biesak-Białogon - Przełęcz pod Obrazikiem - G. Pierścienica - Stadion, ok. 50 km
 
0,0 km
Wystartowaliśmy spod szpitala na Czerwonej Górze. Szlak czerwony niebawem wprowadził nas na mokrą po padających dzień wcześniej deszczach grań Zelejowej. W drodze na szczyt wzniesienia towarzyszyła nam gęsta mgła, sprawiająca wrażenie, że znajdujemy się o wiele wyżej niż w rzeczywistości.

Przejście nad S7

Przerzedzony w ostatnim czasie odcinek szlaku





3,0 km
Wreszcie dotarliśmy nad przepaść, gdzie odsłonił się widok na ścianę kamieniołomu mieniącą się w blasku porannego Słońca. 




Żłobki krasowe

Zgodnie z tradycją czekało nas zejście na dół, tzw. wersją ekstremalną. Po wyborze najbardziej odpowiedniej drogi, przystąpiliśmy do skalnej wspinaczki i walki z niesamowicie śliską skałą. Ta zakończyła się dla Makumby niekontrolowanym zjazdem na dno wyrobiska i niegroźną kontuzją kolana.

Tuż przed upadkiem


Następnie wdrapaliśmy się na drugi fragment grani, którym powędrowaliśmy na spotkanie ze szlakiem niebieskim.


Tego dnia pogoda nas nie rozpieszczała

6,0 km
Zgodnie z wcześniejszymi założeniami o godzinie 8:15 byliśmy już na strzeżonej przez drewniane sylwetki diabłów Żakowej Górze.


Piekielny śmieszek

Korzystając z przyjemnej temperatury oraz braku oznak zmęczenia, zrezygnowaliśmy z przedwczesnego postoju. Omijając zgrabnie przydrożne kałuże, pochłonięci rozmową o godnych polecenia książkowych pozycjach, niepostrzeżenie znaleźliśmy się przy przejściu pod ruchliwą ekspresówką. Na horyzoncie majaczył się kolejny punkt wycieczki - Przełęcz pod Belnią, ale by tam się znaleźć czekała nas jeszcze długa podróż.




11,0 km
Na miejsce odpoczynku wybraliśmy Kamieniołom Okrąglica, jednakże tamtejsze komary skutecznie go uniemożliwiły, zmuszając nas do żerowania na pobliskiej łące. 


13,0 km
Słońce wznosiło się coraz wyżej, a niebo zaczęły pokrywać kłębiaste chmury. Czas płynął, a my nie byliśmy nawet w połowie trasy.


Pomnik Partyzantów w Szewcach

Wiekowe dęby przy szlaku

17,0 km
Tuż za mostem na Bobrzy w Słowiku, rozpoczęliśmy najbardziej męczący odcinek, czyli wędrówkę szczytami pasma Zgórskiego. 


18,5 km
Na pierwszy ogień mozolna wspinaczka na Trupień wśród malowniczych bukowych wąwozów i obowiązkowa przerwa na Patrolu połączona z oglądaniem okolicy. 




W drodze na szczyt


Wszystkich uspokajam. Najwyższy szczyt Pasma Zgórskiego nie zmienił swojej nazwy :)




20,0 km
Potem przyszła kolej na Zieloną, która wbrew swojej nazwie była bardziej brązowa, za sprawą zalegających wokoło opadłych liści. 

Kruszczyk szerokolistny

Jeden z wąwozów pod Zieloną

Kilometr później zdobyliśmy mało ciekawą Pruskową, ze szczytem pozbawionym jakichkolwiek widoków. Zanim udało nam się znaleźć w miejscu kolejnego dłuższego postoju, minęło całkiem sporo czasu, w którym pogoda zdążyła się pogarszyć.


Na szczycie
22,0 km
Po dotarciu na wspomnianą wcześniej Przełęcz pod Belnią, mogliśmy nacieszyć się wspinaczką po stromym odsłonięciu geologicznym, jak i cudowną panoramą obejmującą swym zasięgiem między innymi okolice Chęcin. 






Trochę to zajęło, ale się udało. Czyli żółta furgonetka w żółtym tunelu.



Kolejna część podróży to wędrówka lasem, zgodnie z przebiegiem szlaku czarnego.

25,0 km
I tak, czterdzieści minut później, znaleźliśmy się w Jaworzni, gdzie postanowiliśmy odwiedzić interesujący obiekt odkryty przez nas jeszcze w zeszłym roku. Był nim tunel prowadzący niegdyś wprost do wnętrza komina wapiennika. 

Wapiennik. Tym razem z trochę innej perspektywy


Po pokonaniu dosyć niskiego wejścia, znaleźliśmy się w ciemnym, ale przestronnym korytarzu. Jego ściany pokryte były starymi cegłami, a także osmolonym kamieniem. Kilka minut później byliśmy już przy przodku, który stanowił zasypany fragment tunelu.
 

Wytrącenia zaprawy wapiennej

Foto: Oliwka

Przodek


Stroma ścieżka zlokalizowana w sąsiedztwie wejścia do tunelu, zaprowadziła nas wprost na Górę Kopaczową stanowiącą idealny punkt widokowy na Kielce. Wzniesienie to pokrywają interesujące pod względem botanicznym murawy kserotermiczne, na których można odnaleźć między innymi goryczkę orzęsioną.



Kielce w burzowych barwach




Piekoszów z sanktuarium  i wieżą ciśnień




29,0 km
Dreptanie po przyjemnym terenie skończyło się wraz z wejściem do Janowa, gdzie przerzuciliśmy się na wędrówkę chodnikiem. Za plecami ścigały nas burzowe chmury. Chcąc możliwie jak najdalej od nich uciec, podkręciliśmy tempo marszu.




Stara chałupa w Janowie

Przydrożny pustostan


32,0 km
Deszcz, a właściwie mżawka złapała nas dopiero w Białogonie. 

Bobrza w deszczowym odcieniu.


Ten nieproszony komponent pogodowy naprzykrzał się przy każdej możliwej okazji. 

Taki mały powrót do przeszłości :)

Drewniany kościół pw. Przemienienia Pańskiego w stylu zakopiańskim


34,0 km
Sytuacja poprawiła się, gdy weszliśmy do lasu porastającego Brusznię, który o tej porze roku wygląda cudownie. Mnogość barw rosnących tutaj roślin jest oszołamiająca. Wśród nich wypatrzyliśmy kilka naprawdę rzadkich gatunków, ale o nich za chwilę.

Obowiązkowe zdjęcie krzyża i w drogę.


Naparstnica zwyczajna - zabójcza piękność

Lilia złotogłów - PODOBNO najpiękniejszy kwiat polskich lasów

36,0 km
Nie był to koniec florystycznych niespodzianek. Ich kulminacja nastąpiła w okolicach Kamieniołomu w Grabinie.

Panorama znad wyrobiska



Absolutny faworyt - storczyk drobnokwiatowy


Zaraza alzacka


Idealnym miejscem na schronienie przed wciąż nasilającymi się opadami nadało się moje ulubione miejsce odpoczynku u podnóża Dalni. 


Dalsza część wędrówki to udziwnianie trasy w taki sposób, by wyszedł wcześniej planowany dystans. Zmęczenie powolutku dawało o sobie znać. Na nasze szczęście przestało padać, przez co nie musieliśmy się zbytnio przejmować wodoodpornością naszych ubrań.

42,5 km
Po pełnej zakrętów drodze, wkroczyliśmy do dawnego kamieniołomu Biesak-Białogon.


Odsłonięcie bentonitu - skały powstałej w wyniku wietrzenia cząstek pyłu wulkanicznego w środowisku morskim

Widok ogólny na jeziorko Kamionka



Grzybienie różowe

Znając tutejsze ścieżki jak własną kieszeń, mogłem pozwolić sobie na lawirowanie po leśnym terenie.


Kapliczka na przełęczy pod Obrazikiem


48,5 km
Góra Pierścienica, czyli ostatni punkt trasy. Potem czekało nas już tylko zejście i dojście do przystanku autobusowego na Stadionie.


50,0 km 

Może ktoś spyta po co to wszystko? Już spieszę z wyjaśnieniem. Nic nie cieszy bardziej jak osiągnięcie zamierzonego celu. Im wyżej zawieszona poprzeczka i czym trudniejsze wyzwanie, tym przepełnia nas większa satysfakcja. Nie inaczej było i tym razem. Niektórzy z nas pokonując własne słabości stali się o wiele silniejsi, a w trudnych chwilach warto wrócić do momentów, w których udało nam pokonać się samych siebie.