21.07.2020
Trasa: Szczawnica, ul. Soptnicka - Plac Dietla - G. Bryjarka - Bereśnik - Wodospad Zaskalnik - Szczawnica, ul. Sopotnicka, ok. 8 km
Wyczekując czegoś z utęsknieniem, odliczamy kolejne tygodnie, dni, a nawet godziny dzielące nas od momentu, w którym dotykamy tego co, zaledwie chwilę wcześniej było nieosiągalne. I gdy sensualna część marzenia przybiera materialną formę, okazuje się, że najlepszą zabawą było wyczekiwanie. Ze zrodzonych wówczas w głowie pomysłów, przychodzi czas, by przystąpić do ich realizacji. Prowadzi ona przez drogę pełną trudności i zawirowań. Rodzącą z każdym kolejnym krokiem, wewnętrzną niepewność oraz stawiającą nas przed odpowiedzią na pytanie, czy wszystko się uda. Najpierw pojawił się problem ze znalezieniem wolnego miejsca noclegu. Kiedy udało się z nim uporać, nastała pandemia. Wszystko zamieniło się w wielki znak zapytania i niepokój o najbliższą przyszłość. Zamknięte szkoły, granice, czy kościoły nie wróżyły niczego dobrego. To do czego się dotychczas przyzwyczailiśmy zmieniło się na naszych oczach w nową, trudną rzeczywistość. Nadzieja jednak pozwoliła nam przetrwać ten trudny okres i na około miesiąc przed zaplanowanym wyjazdem, wszystko powoli zaczęło wracać do normy.
Ale zanim wszystko się zaczęło - kwestia elementarna każdej podróży, czyli pakowanie plecaka.
2 pary butów terenowych ✓
koszulki i bielizna na 5 dni ✓
szczoteczka z pastą do zębów ✓
Kolejne rzeczy z listy DO ZABRANIA odhaczone. Bagaże załadowane po brzegi. Pięciu śmiałków żądnych przygód - melduje swoją obecność na dworcu, a szósty czeka już w Krakowie, gdzie byliśmy za dwie godziny. Późniejszy etap to zdawałoby się nie mający końca przejazd busem do Szczawnicy. Zajęcie przez nas miejsc na samym tyle nie było zbyt przemyślanym posunięciem, gdyż każdy, nawet najmniejszy wybój, czy dziura w drodze, powoli odciskała trwałe piętno w naszych siedzeniach. Następny z czynników, który wpłynął na dyskomfort jazdy była duchota, spotęgowana przez brak klimatyzacji, tłok i obowiązek noszenia maseczki. Stanie w korkach, no i jeszcze zakręty, przy których nie trudno było wypaść z fotela. To wszystko dawało mieszankę wymioto.. , tzn. wybuchową, sprawiającą, że nawet osoby nie mające choroby lokomocyjnej, czuły się fatalnie. W nadziei, że wszystko się zaraz skończy, próbowaliśmy zasnąć na przeróżne sposoby. Z chwilą dotarcia na miejsce, wymordowani podróżą, wyciągnęliśmy nasze torby oraz plecaki z bagażnika i ruszyliśmy w kierunku kwatery. Oczywiście pod górkę. Po podziale pokojów, jak na złość zaczęło padać. W oczekiwaniu na okno pogodowe, zajęliśmy się przygotowaniem obiadu i rozpakowywaniem tobołów. Deszcz ustał koło siedemnastej. Dzięki wskazówkom właściciela zaoszczędziliśmy niepotrzebnych kilometrów, a skróty okazały się wyjątkowo malownicze.
Witamy w Pieninach! |
Mieczyk dachówkowaty |
Spoglądając na powoli wyłaniające się ze spowijającej okolice mgły szczyty, podziwialiśmy cele wędrówek na najbliższe dni.
Foto: Raku |
Z pełnej rosy polanki, obok najbardziej szkaradnego bloku w okolicy, wydostaliśmy się na Plac Dietla.
Ta reprezentacyjna część miasta, wciąż zachwyca pochodzącą z XIX w. uzdrowiskową architekturą. Jednak wśród odnowionych willi można bez problemu znaleźć te, o których od dawna nikt nie pamięta.
Z roku na rok popadają one w ruinę straszą, sprawiając, że ulice wyglądają na opustoszałe, choć w rzeczywistości przewijają się przez nie tłumy turystów. Dalej za przewodnika służył szlak żółty. Posłusznie kierując się za jego znakami, rozpoczęliśmy wspinaczkę na Bryjarkę. W drodze na górę, zatrzymaliśmy się na chwilę przy ścianie dawnego kamieniołomu andezytu.
Spod krzyża. W centrum Jarmuta, a w oddali górująca nad okolicą Małych Pienin Wysoka, czy mieszczące się w prawej części kadru Masyw Trzech Koron |
Druid w akcji |
Foto: Locht |
Bacówka pod Bereśnikiem |
Foto: Bugli |
Czego chcieć więcej? Bez względu na to jaką odpowiedź udzieliłoby każde z nas, w pakiecie do wyżej wymienionych, dostaliśmy więcej błota. Śliską ścieżką prowadzącą w dół, powoli, by nie zaliczyć niepotrzebnego upadku, kierowaliśmy się do ostatniej z atrakcji. Nie od dziś wiadomo, że Beskid Sądecki słynie nie tylko z pięknych wież widokowych, ale także cudownych wodospadów. Najczęściej odwiedzanym i jednocześnie chyba najbardziej znanym jest Zasklanik.
Foto: Raku |
Jego bliskie położenie centrum Szczawnicy (ok. 3 km), a także stosunkowo łatwy dojazd, sprawia, że odwiedzają go nawet niedzielni turyści będący w okolicy tylko przejazdem.
Foto: Raku |
Trzeba jednak przyznać, że wodospad do atrakcji przereklamowanym w żaden sposób nie należy i naprawdę warto go odwiedzić, zwłaszcza na kilkadziesiąt minut przed zachodem Słońca.
Świetny początek wyprawy w Pieniny. Ja dotarłam tylko do krzyża na Bryjarce, a potem zrejterowałam na dół, bo zapowiadała się burza. No i dzięki Wam mogę sobie obejrzeć ciąg dalszy nieodbytej przed dwoma laty trasy. :)
OdpowiedzUsuńBurza w górach to nic przyjemnego, o czym przekonałem się już kilkakrotnie :(
UsuńBrawo Wy! Tam jest fajny szlak aż do Jaworek, z tego co wiem nie jest oznaczony, ale nieźle widoczny w terenie i wystarczy iść za ścieżką i mapą posiłkować się tylko na rozstajach. Ja z grupą PTTK Azoty przeszliśmy nim kilka lat temu, i to była świetna przygoda, choć raz pobłądziliśmy, ale idąc na żywioł, doszliśmy do drogi.
OdpowiedzUsuńChodzenie bez szlaku zawsze najlepsze, ale jak już jest to czemu nie skorzystać ;) A właśnie, co do tego szlaku to mam takie pytanie czy on biegł od Bereśnika i dalej przez las w okolice Gabańki, a następnie wychodził gdzieś przy Starym Wierchu, a stamtąd prosto do Jaworek, czy może przebiegał zupełnie inaczej? Nie mniej dziękujemy za podpowiedź może w przyszłym roku uda się nam ją zrealizować.
Usuń