22.07.2020
Trasa: Jaworki - Rez. Wąwóz Homole - Jemeriskowa Skała - Rez. Wysokie Skałki - Wysoka - Watrisko - Rez. Biała Woda - Skałka Bazaltowa - Jaworki, ok. 24 km
Małe Pieniny - wbrew nazwie, przekornie stanowią najwyższą część całego pasma górskiego. Wśród tutejszych krajobrazów królują skalne wąwozy, nieskazitelnie czyste potoki i pastwiska pełne owiec. Miłośnicy kina mogą odnaleźć tu miejsca, w których kręcono wiele słynnych scen do kultowego już Janosika, a fani sportów zimowych wyszaleć się na licznych stokach narciarskich. Mimo tylu wspaniałych atrakcji, Małe Pieniny wciąż pozostają w cieniu najbardziej obleganych przez turystów Pienin Właściwych. Co prawda nie oferują nam spływu Dunajcem, czy platform widokowych wśród chmur. Dają za to coś, czego pozostałe fragmenty Pienin dać nie mogą. A jest to możliwość chodzenia bez szlaku i to legalnie. Oczywiście z wyjątkiem obszarów rezerwatów przyrody. Pozwala nam to zobaczyć wspaniałe miejsca, jednocześnie nie przejmując się tłumami turystów. Chcąc w pełni wykorzystać ten potencjał, postanowiliśmy pokazać to, czego bez nas nikt by nie zobaczył. Oczywiście tak czysto teoretycznie, bo zdajemy sobie w pełni sprawę, że podobnych osób jak my jest całkiem sporo i nie zawsze lubią one chodzić tymi utartymi ścieżkami :)
Nowy, górski klimat nam służył. Nie było więc mowy o problemach z wczesną pobudką. Bez względu na to, o której się budzimy większość z nas posiada swój mały rytuał. Niektórzy nawet traktują go jako codzienny obowiązek. I tak kilka z pozoru drobnych rzeczy, które samodzielnie są bez większego znaczenia, razem tworzy swoisty przepis na doprowadzenie się do stanu, w którym sen nie przejmuje nad Tobą kontroli. Szybkie śniadanie i przeprowadzone w ekspresowym tempie pakowanie, zwieńczyliśmy spacerem na najbliższy przystanek. Podczas oczekiwania na jakiegoś busa, podjechał taksówkarz, który zaoferował, że podwiezie nas do Jaworek. Nie zastanawiając się zbyt długo, wrzuciliśmy toboły i zajęliśmy wygodne siedzenia. Nie wiedzieliśmy wówczas jak ten zbieg okoliczności wpłynie na dalsze losy wyprawy. W trakcie podróży, pochłonięci byliśmy rozmową z kierowcą o planie na kolejny dzień pobytu. Pojawiała się w nim jednak jedna kwestia, której nie byliśmy w stanie przeskoczyć. Był nią transport, a właściwie jego brak. Taksówkarz słysząc w naszej opowieści pewnego rodzaju prośbę o pomoc, skłonił się nam ją zaoferować. Plan był prosty: po południu mieliśmy do niego zadzwonić i umówić taksówkę na odpowiednią godzinę. Niecałe 10 minut później dojechaliśmy na miejsce. U wrót wąwozu powitał nas niewielki wodospad i pierwszy z mostków prowadzących nad przyjemnie szumiącym strumykiem.
Pierwsza z kaskad Foto: Raku |
Wapiennik i ciągnący się nieopodal Grzebień |
Pierwsze kroki w rezerwacie |
Będąc w tym miejscu już po raz drugi, spodziewałem się tłumów turystów, jakie dobrze pamiętałem sprzed kilku laty, ale... dosyć wczesna godzina zniechęciła większość z nich do wyjścia ze swoich komfortowych, hotelowych legowisk. Pozwoliło nam to w pełni nacieszyć się pięknem rezerwatu, który mieliśmy niemal na wyłączność.
Potok Kamionka |
Prokwitowska Homola |
Foto: Raku |
Czas fotografów |
Potencjał fotograficzny okolicy sprawiał, że co chwila pojawiało się coś, co trzeba było uwiecznić na zdjęciu.
Skalisty brzeg potoku |
Przejście całą długością wąwozu było czystą przyjemnością, połączoną m.in z odnajdywaniem skrytych lekko na uboczu przepięknych kaskad i wodospadów.
Foto: Raku |
Najpiękniejszy z wodospadów w całej swojej okazałości |
Po pokonaniu kilku metalowych i drewnianych konstrukcji, wydostaliśmy się na Polanę Dubantowską, która o tej porze biła w oczy swą porażającą bielą.
Dubantowska Polana |
W niewielkiej odległości od polanki znajduje się interesująca skałka, a właściwie dwie. Pierwsza z nich nosi nazwę Czajakowej Skały. Budują ją radiolaryty (przybierające głównie czerwoną barwę), a także znane każdemu wapienie. Prócz efektu wizualnego posiada również ogromną wartość przyrodniczą za sprawą pojawiającego się dosyć często w jej okolicach niepylaku apollo.
Czajakowa Skała Foto: Raku |
Foto: Locht |
Druga z formacji skalnych to tzw. kamienne księgi, z którymi związana jest legenda. Według niej w skałach tych zapisano wszystkie losy ludzi na Ziemi, jednak nikt nie potrafił ich odczytać. Dotychczas udało się to zaledwie jednej osobie - staremu popowi z Wielkiego Lipnika. Bóg nie chcąc dopuścić do tego, by ludzie poznali swoją przyszłość, pozbawił go mowy. W efekcie po dziś dzień księgi czekają na kolejnego śmiałka, który pozna sekret zapisany w skale.
Kamienne Księgi |
Szlakiem podążaliśmy jeszcze do 10-metrowej Jemeriskowej Skały, skąd kamienistą dróżką udaliśmy się w kierunku górnej stacji kolejki.
Po prawej stronie na zdjęciu widoczna jest drewniana bacówka, w której jest możliwość zakupu robionych na miejscu oscypków Foto: Raku |
Miał znajdować się tutaj wybitny punkt widokowy.
Choć nie uświadczyliśmy piorunujących widoków, łut szczęścia sprawił, że udało nam się wypatrzeć ścieżkę prowadzącą w wyglądającą niezwykle interesująco okolice.
Po przejściu przez świeżo wykoszone pastwiska, wkroczyliśmy do świerkowego lasu, gdzie dalej prowadziła nas całkiem wyraźna ścieżka.
Foto: Raku |
Wysokoo... |
Aż żal było się pożegnać z tym nieplanowanym wcześniej miejscem, jednak nie ono stanowiło główny cel drugiego dnia wędrówki. Po ponownym znalezieniu się na szlaku, rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę na Wysoką.
Połonina Kiczera |
Po szybkim łyku wody, czas było ruszać dalej, gdzie zaczęło robić się coraz mniej przyjemnie, za to stromizna narastał z każdym kolejnym krokiem. Umiejętne wykorzystanie kijków trekkingowych pozwoliło Bartkowi na sprawne pokonanie tego najtrudniejszego odcinka.
Ostatnia prosta |
Pozostała część ekipy nie posiadając tak przydatnego ekwipunku, musiała się zadowolić optymalnym wykorzystaniem swoich wszystkich kończyn. Niejako z pomocą ruszyły metalowe poręcze umiejscowione w najstromszych miejscach. Łapiąc się za nie, dało się wciągnąć o kilka metrów wyżej. Nasze twarze powoli zaczęły nabierać coraz ciemniejszych odcieni różu, a oddech niektórych zamieniał się w dźwięk nie chcącego odpalić Malucha. Po znalezieniu się na punkcie widokowym odczuliśmy w następującej kolejności: ulgę, radość i pot spływający po czołach. Choć zmęczenie u każdego z nas osiągnęło inny stan, nie było mowy o tym, by na nikim Wysoka nie zrobiła, równie wysokiego wrażenia.
Foto: Raku |
Panorama wznosząca się ze szczytu była wspaniała, jednak częściowe zachmurzenie, sprawiło, że Tatry musieliśmy zlokalizować niemal jedynie podświadomie.
Foto: Raku |
Widok w kierunku Trzech Koron |
Foto: Raku |
Chaber drakiewnik |
Wśród wspinających się na szczyt turystów wypatrzyliśmy Panią, która zrobiła nam poniższe zdjęcie.
Foto: Wesoła turystka |
Na dalszą drogę obraliśmy szlak niebieski. Zalegająca na nim duża warstwa błota, rozjeżdżała nam się co chwila sprzed nóg. Usilnie próbowaliśmy dostać się na drugi brzeg ścieżki, chwytając się wszelkiego rodzaju zielska, które zazwyczaj wychodziło razem z korzeniami.
Na całym tym fragmencie nie spotkaliśmy żywej duszy, jakby każdy wyczuł co go tutaj będzie czekać. Skoro już ponarzekałem, to czas na piękne aspekty tego wariantu przejścia, czyli widoki, których po drodze nie brakowało.
W oddali po prawej Dziobakowe Skały |
Charakterystyczny stożkowaty kształt Wysokiej |
Turyści niespodziewanie pojawili się jakieś 400 metrów dalej, wychodząc losową ścieżką z lasu, która pełniła zapewne funkcję skrótów. I kiedy myślałem, że gdybyśmy poszli tą trasą co oni, uniknęlibyśmy niepotrzebnego zabrudzenia, ujrzałem przed sobą to.
Wewnętrzny odgłos zażenowania chciał wówczas wydobyć się na zewnątrz, jednak uniemożliwiła mu to wyostrzona ostrożność chcąca uniknąć zassania obuwia przez glebowy twór. Gdy wreszcie udało nam się wydostać z objęć błota, wkroczyliśmy na całkiem przyjemną ścieżkę (wówczas każda taką się stawała).
Odcinek przygraniczny |
Jej bliskie położenie od szlaku, nie było adekwatne do ilości dróżek prowadzących w jej kierunku. Przedzierając się przez gąszcz, odnaleźliśmy ledwie widoczny w terenie ślad dawnej ścieżki. Ze ściany krzaków wyszliśmy wprost na efektowną kilkudziesięciometrową skalną przepaść.
Dalej, wapienne skałki praktycznie były jej pozbawione. Pozwoliło nam to uświadomić sobie w jak pięknym, a zarazem niebezpiecznym miejscu się znajdujemy.
Podziwiając cudowną panoramę i przelatującego nad naszymi głowami sokoła, zabraliśmy się do długo wyczekiwanego odpoczynku.
Foto: Locht |
Przyjemny powiew wiatru smagał nasze rozgrzane od słońca policzki i leniwie rozganiał pierzaste chmury. Na pierwszym planie coraz wyraźniej malował się błękitny horyzont usiany malowniczym szczytami.
Foto: Raku |
Widoczna ze ścieżki Smolegowa Skała |
Brysztańskie Skały - najdalszy fragment rezerwatu |
By ominąć teren leżącego w pobliżu fragmentu rezerwatu, z trawiastego zbocza, weszliśmy do lasu, w którym ostatnie słowo tego dnia musiało powiedzieć błoto.
W połączeniu ze stromizną, a później strumieniem płynącym dnem ścieżki, zostaliśmy zaatakowani nim ze zdwojoną siłą.
Potem zrobiło się już zdecydowanie bardziej komfortowo, gdyż powoli zaczęliśmy zbliżać się do wejścia do rezerwatu Biała Woda.
I znów sobie powspominałam wędrując z Wami... W moim przypadku trasy wyglądały inaczej, ale wrażenia podobne. Dosyć dawno temu moje pierwsze spotkanie z Pieninami zaczęłam właśnie od Małych Pienin. Może dlatego bardziej je lubię niż te popularne wysokie.
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz zachwyciłem się pienińskimi panoramami ze spływu Dunajcem. Potem klasyk, czyli Sokolica i Trzy Korony, ale to dopiero w Małych Pieninach poczułem się jak w domu. Mają w sobie jednak to "coś".
UsuńBrawa - fajnie sobie odświeżyć - ale wiecie- tych łąk się nie kosi, je się wypasa, po to tam mają takie specjalne trenowane owce, żeby te łąki strzygły ;)
OdpowiedzUsuńJasne. Koszone pastwiska to rzeczywiście źle brzmi, ale przynajmniej wiem, że mamy uważnych czytelników.
Usuń