Obserwatorzy

Popularne posty

sobota, 30 stycznia 2021

Wycieczka nr 81: GÓRY, KTÓRE PRZESTAŁY ISTNIEĆ

12.12.2020

Skład: Kędzier, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Rykoszyn PKP - G. Ołowianka -  Kłm. Mała Sowa - Kłm. Wielka Sowa - G. Sowy - Obory - Rezerwat Góra Miedzianka - Kłm. Numery (II) - Rykoszyn PKP, ok. 15 km

  Zniknęły bezpowrotnie. I to za sprawą ludzkiej chciwości. Walka o pieniądz miała za nic dobro przyszłych pokoleń, które już nigdy nie ujrzą tego, czym zachwycali się ich dziadkowie. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci świat się zmienił. Wraz z nim zmieniało się ludzkie myślenie, które w wielu przypadkach zastępowała głupota. Niestety i świętokrzyskie od tej głupoty nie zdołało się uchronić.
  Odkąd prowadzone są kroniki to właśnie nasz region przoduje w czołówce ośrodków górnictwa kopalnego w Polsce. W średniowieczu wydobywano tu cenione kruszce, które następnie ozdabiały wnętrza rezydencji największych władców ówczesnej Europy. I dopóki wszystko to koncentrowało się wokół jednego, czy dwu miejsc, sprawy nie niosły ze sobą takiego zagrożenia. 
  Później doszło do momentu, w którym chcąc obłupić się jak najwięcej, i w jak najkrótszym czasie - kopano, gdzie tylko się dało. Niegdysiejsze ośrodki górnicze, których ilość dało się policzyć na palcach jednej ręki, rozrosły się do niespotykanych dotąd obszarów, czasem wielkości wsi, czy nawet małych miast. Z krajobrazu zaczęły znikać piękne miejsca. W ich miejsca pojawiały się ziejące chłodem dziury w ziemi, hałas materiałów wybuchowych i nigdy nie znikający pył. Taki los nie oszczędził również pewnych dwu gór, które jeśli istniałyby do dziś, corocznie odwiedzałyby je setki turystów.   

Wagony z niecodziennej perspektywy. 

Ze stacji w Rykoszynie, swoje kroki skierowaliśmy do Bławatkowa, a dalej ścieżką prowadząca pozostałością po dawnym nasypie kolejki wąskotorowej. Miała ona tu swoją bocznicę, którą transportowano urobek z kamieniołomu na Ołowiance.
Jedną z niewielu pozostałości jakie po niej przetrwały do naszych czasów, odszukaliśmy kwadrans później. By do nich dotrzeć wystarczyło się jedynie przebić przez tarninowy gąszcz. Po wydostaniu się z zarośli, ukazał nam się widok ruin prawdopodobnie dawnego składu materiałów wybuchowych. Bardzo podobnych do tych, które mieliśmy okazję oglądać podczas wycieczki nr 79.

A w środku pusto. Same gołe ściany



Wejście do krótkiego tunelu



Potem zostało nam jedynie odszukać powrotnej ścieżki, która zaprowadziłaby nas do głównej drogi. Idąc zarośniętym grzbietem niewielkiego wzniesienia, co chwila odsłaniały się nam niewielkie wychodnie wapieni jurajskich.


Omszenie

Resztki śniegu na podchęcińskiej królowej


Gdy wreszcie dotarliśmy do miejsca, gdzie przebiegał czerwony szlak rowerowy, ruszyliśmy prosto na dawny szczyt Ołowianki.

Na szczęście nie byliśmy sami w okolicy

W starych przewodnikach opisywana jest jako wapienna, mająca prawie kilometr długości góra, która leży między Miedzianką, a Ostrówką. Rozpoczęte w tym miejscu w latach 50-tych wydobycie surowca wapiennego, spowodowało jednak, że zaledwie po kilku latach góra przestała istnieć, a wraz z nią jej skalista grań i zabytkowa sztolnia.

Foto: Raku

Sama sztolnia była nawet celem geologicznych wycieczek szkolnych. To właśnie dzięki relacji jednej z nich wiemy jak wyglądała. Według jej autora wejście do podziemnego wyrobiska znajdowało się tuż przy ogromnym głazie, oberwanym ze zbocza góry. Prowadziły do niego pozostałości drewnianych podkładów dawnej kolejki, którą wywożono kruszec ze środka góry. Dalej, wznoszący się na około 1,5 metra wysokości chodnik górniczy, kierował się przez tonące w mroku podziemne pustki. W ścianach sztolni można było odnaleźć żyły galeny, która stanowiła główny przedmiot wydobycia, a także dwóch chodników bocznych. Cały obiekt miał prawdopodobnie ok. 150 metrów długości i prowadził do podszybia, gdzie znajdował się nieregularnej budowy, 30-metrowej głębokości szyb. Z góry, przez szczeliny skalne, dochodziło do niego światło dzienne.

Trudny odcinek

Niebawem wędrówka brzegiem skalnej ściany zakończyła się przedwcześnie za sprawą krzaków jałowca, które uniemożliwiły dalszą włóczęgę. Nie zostało nam więc nic innego jak spróbować dostać się na dno wyrobiska. Łatwo nie było. Czego się człowiek nie złapał, po chwili zostawało w jego dłoni. A do tego ta glina i śliskie skały. Masakra. W końcu się jednak udało, a na nagrodę za nasz wysiłek nie musieliśmy czekać zbyt długo. I tak dotarliśmy do ostatniej ocalałej resztki wapiennej grani Ołowianki. To smutne, że zostało z niej tak nie wiele. A i to może wkrótce zniknąć.


Otóż pobliska kopalnia na Ostrówce planuje poszerzyć swoje wydobycie o historyczne wyrobisko na Ołowiance. Tym samym stwarzając ogromne zagrożenie dla samej Miedzianki, a zwłaszcza zimujących w jej sztolniach nietoperzy. Miejmy nadzieję, że do tej niszczycielskiej inwestycji jednak nie dojdzie.

Przechadzając się po okolicy, w poszukiwaniu najdogodniejszej ścieżki na kontynuację wyprawy, dotarliśmy do dawnej piaskowni. Tu po wgramoleniu się stromizną na górę, okazało się, że nici z przyjemnej wędrówki i dalej czeka nas przedzieranie się przez gęstwinę.


Ścieżka, która nie poinformowała nas, że zaraz się skończy
Foto: Raku

Ostatecznie po licznych trudnościach dotarliśmy do miejsca, gdzie zarządziłem postój dla ekipy, a sam wybrałem się na poszukiwania kolejnej atrakcji. Zbyt wiele o niej nie wiedziałem. Posiadałem jedynie jej zdjęcie, które musiało mi wystarczyć w jej namierzeniu. Wstępnych lokalizacji było kilka. Skrupulatnie przeszukiwałem każdą z nich. Przyczyniło się to do błądzenia, które co jakiś czas przerywały krótkie wizyty w opuszczonych kamieniołomach. Te położone zazwyczaj w środku lasu, zarosły do tego stopnia, że trudno już było odnaleźć w nich odsłonięcia skał, które kiedyś w nich wydobywano.
Na dnie jednego z opuszczonych Kamieniołomów. Prawdopodobnie Małej Sowy.

 Minęły prawie dwie godziny, a rezultat poszukiwań był niesatysfakcjonujący. Czas było wracać. Pomyślałem, że udam się najszybszą drogą na miejsce najbliższego postoju. Ta zaprowadziła mnie na ocalałą grań wzniesienia o nazwie Sowy. Skąd taka nazwa? Nie mam pojęcia.


Wkrótce okazało się, że w jej pobliżu czeka na mnie pozostała część grupy, która również nie próżnowała podczas mojej nieobecności . Mogliśmy zatem wreszcie spokojnie odpocząć. Podczas przerwy (jak to mam w zwyczaju), poszedłem porozglądać się po okolicy. Koniec końców dotarłem na dno nieczynnego kamieniołomu. Posunięcie to okazało się strzałem w dziesiątkę. Perspektywa miejsca, w jakim się znalazłem pozwoliła mi przypuszczać, że obiekt, którego szukamy jest tuż obok nas. I... miałem rację. Gdy ponownie znalazłem się na grani, zacząłem rozglądać się za charakterystyczną skałką.


Ta znajdowała się kilka metrów niżej. Miało być sensacyjne odkrycie, a skończyło się na zobaczeniu innej twarzy dobrze znanego nam miejsca :)

Foto: Raku

Grań Sowy

Nie był to jednak koniec geologicznych ciekawostek. Szperając po Internecie natknąłem się na informację o pomniku przyrody w sąsiedztwie rezerwatu Miedzianka. Wbrew wcześniejszym obawom nawet łatwo i szybko do niego dotarliśmy. Ze wzglądu na swój charakterystyczny kształt, skałka mierząca 2,5 metra wysokości, zyskała miano stopy słonia.

Prócz niej w okolicy znajdowało się kilka niewielkich bloków skalnych, które podobnie jak ona, zbudowane były z czerwonych piaskowców i tworzyły w promieniu 50 metrów, coś podobnego do skalnego grzebienia.


Stąd już częściowo szlakiem żółtym, a częściowo bez jego pomocy, wkroczyliśmy na obszar zwany Polem Księżycowym. 

Skalisty grzbiet Miedzianki w jesiennej, lekko ponurej szacie

Foto: Statyw

Dzięki temu, że pierwsza połowa grudnia nie obdarzyła nas hojnie śniegiem, a wszystkie drzewa pozbyły się już liści, cała okolica widoczna była jak na dłoni. Znacznie usprawniło to poszukiwania dawnego Szybu Austriackiego.

Zarośnięty lej po Szybie Austriackim

Na liście do zobaczenia tego dnia widniały jeszcze dwie pozycje. Zamiast nich przypadkiem natrafiliśmy na nowy obiekt jaskiniowy, który pochłonął nas całkowicie.

Charakterystyczne wejście do Jaskini Południowej (12,5 m)

Początkowo myśleliśmy, że może to wejście do jednej ze sztolni, których tutaj nie brakuje. Szybko jednak okazało się, że jest to twór natury, który został sztucznie poszerzony w wyniku prac górniczych.


Chcąc dowiedzieć się co skrywa jaskinia zagłębiliśmy się do jej wnętrza. Te skończyło się jednak zdecydowanie za wcześnie.

Schronisko z Mostem Skalnym (15 m)

Będąc w środku, czułem się jakbym wpadł do studni, a to za sprawą wznoszącego się aż do powierzchni 6-metrowego komina skalnego.


Foto: Raku

Jaskinia nosi nazwę Schroniska z Mostem Skalnym. Wszelkie wątpliwości co do jej pochodzenia rozwieję poniższym zdjęciem.


Foto: Raku

Obiekt stanowi przedłużenie okolicznego wąwozu skalnego.


By wydostać się na szczyt Miedzianki, czekała nas powtórka z rozgrywki, czyli przedzieranie się przez tarninę, dzielnie broniąca dostępu do ścieżki.

Taka mała namiastka tego, z czym musieliśmy się męczyć przez większość trwania wycieczki

A na górze powiało cywilizacją i komfortem. Krzaki ustąpiły wygodnej dróżce, a i zaczęły się pokazywać ludzkie sylwetki. Nam jednak nie było dane korzystać z udogodnień i dobrze znaną trasą, zeszliśmy do sąsiednich kamieniołomów.
Foto: Raku

Foto: Raku



Wyglądają niemal identycznie. Z resztą na pierwszy rzut oka sam je pomyliłem. Odróżniają je w zasadzie dwie rzeczy: nazwa; jeden to Numery (I), a drugi jak nie trudno się domyśleć to Numery (II), a także znajdujące się w ich obrębie sztolnie i jaskinie (w Numerach (II) nie uświadczymy żadnej).

Kamieniołom Numery (II)
Foto: Bugli

Podczas wspinaczki

Foto: Bugli

Temat wycieczki został przypieczętowany krótką wizytą przy wieży nadszybia Piotr, lecz od zupełnie innej strony niż zazwyczaj.


Foto: Raku

Foto: Raku

A tak prezentuje się konstrukcja od dołu

Opuszczone budynki w rejonie wieży
Foto: Raku

Zaczęło się już ściemniać. Uczucie to w lesie było wielokrotnie spotęgowane. Mając jeszcze chwilkę zdecydowaliśmy się zajrzeć do naszego ulubionego tunelu. A tam bez zmian, no może poza kilkoma nowymi workami pełnymi śmieci :(



Na kilka minut przed przyjazdem pociągu, czyli lekko po 16, a wygląda jakby była już dwudziesta

Do efektów niektórych zmian krajobrazu zdołaliśmy się już przyzwyczaić. Ba, jest nam nawet trudno pomyśleć, że niegdyś te miejsca mogły wyglądać zupełnie inaczej, choćby taka kielecka Kadzielnia. I bez względu na to, czy przegrały one z czasem, poddając się sukcesji roślinnej, czy może z ciężkim sprzętem niszczącym wszystko co napotka na swojej drodze; należy o nich pamiętać. Bo choć nie zawsze jesteśmy w stanie przywrócić je do życia na nowo, naprawiając błędy swoich poprzedników; to dopóki o nich pamiętamy, dotąd "żyją'' w świadomości i kulturze naszej jak i kolejnych pokoleń.