Obserwatorzy

Popularne posty

niedziela, 1 sierpnia 2021

XIII Wyprawa Jaskiniowców Świętokrzyskich: GIPSOWE KOLOSY

 27.03.2021

Skład: Kamila, Oliwka, Piotrek, Wojtek, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Busko-Zdrój - Siesławice - Skorocice - Biniątki - Siesławice - Busko-Zdrój PKP 

  Gdzieś tam, gdzie kończą się Góry Świętokrzyskie i przepastnie wije się Nida, rozciąga się kraina pełna stepów, mozaiki falistych pól i gipsowych grot. Zwie się Ponidziem. Jak co roku, wraz z odejściem ostatnich śniegów, budzi się na nowo z zimowego marazmu, zamieniając się w królestwo pełne latających stworzeń i kolorowych połaci kwiatów. Zamiast hałasu wielkomiejskiego zgiełku i klaksonów zblokowanych w korkach, słychać tu dźwięczne trele skowronków i gdzieniegdzie warkot pracującego w pocie czoła ciągnika. Sielskość w czystej postaci. To jeden z tych zakątków Polski, gdzie można jeszcze nacieszyć się urokami dzikiej przyrody i wrócić wspomnieniami do wakacji spędzonych u dziadków na wsi.

  Odkąd wędrowaliśmy trasą szlaku, mogłem pozwolić sobie na rzadsze zaglądanie do mapy. Odcinki były łatwe, w większości prowadziły asfaltem. Atrakcji prawie w ogóle, toteż można było iść szybciej, nie zatrzymując się co chwilę. Pomagało to bardzo, zwłaszcza jeśli na plecach targało się ze sobą cały jaskiniowy ekwipunek. Tuż przy szosie, na wysokości metalowych barierek, moją uwagę zwróciło charakterystyczne zagłębienie w terenie. Z góry widać było niewiele, bo choć na dobre jeszcze się nie zazieleniło, chaszcze zdążyły już opleść wszystko wkoło, tworząc bezkształtną masę, przez którą przebijały się jedynie niskie drzewa. Pchany ciekawością, zjechałem stromą skarpą, którą tworzyły góry usypanych kamieni. Szybki rzut oka wystarczył, bym miał pewność, że dotarliśmy do pierwszego punktu wyprawy.

  Karabosy swą nazwę wzięły od kary boskiej, która była wytłumaczeniem na znikanie w tym miejscu pod ziemią zwierząt gospodarskich, czy nawet nieuważnych przechodniów. Nikomu wówczas nie przyszło do głowy, że przyczyny należy dopatrywać się wśród procesów geologicznych, zachodzących na całym Ponidziu. Jaskinie w gipsach bowiem, tworzą się jeszcze szybciej niż w wapieniach, czy dolomitach. Są też najbardziej krótkowieczne. Często dochodzi więc do zapadania jaskiniowych stropów, czy to samorzutnie, czy pod wpływem sumy oddziaływanych na nie sił zewnętrznych, warunków atmosferycznych. I tak powstawały zapadliska krasowe. Obecnie na obszarze Karabosów znajduje się kilka stosunkowo niewielkich jaskiń, które niegdyś tworzyły prawdopodobnie jeden zwarty system jaskiniowy. Najciekawszym elementem tutejszego krajobrazu jest jednak podziemne jeziorko, utworzone w jednej z nich. Jego głębokość nie jest do końca znana, podobnie jak łączna długość jaskiniowych korytarzy, których eksploracji zaniechano, ze względu na bardzo duże zmętnienie wody i trudności techniczne.

Jaskinia Wodna

  Gdy większość korzystała z wolnej chwili odpoczywając, a Wojtek rozkładał wydrukowane plany jaskiń, mnie pochłonęły poszukiwania wejścia do groty z jeziorkiem. Przy każdym z dostępnych otworów, poziom wody był jednak zbyt wysoki. Do tego stopnia, że by móc znaleźć się w środku, trzeba było nurkować. Zachwycając się geologicznymi aspektami okolicy, usłyszałem, że Kamila znalazła jakieś ciekawe stworzenie. Ruszyłem czym prędzej, by je zidentyfikować, nie widząc, że kieruję się centralnie na dziurę, w której po chwili znalazła się już moja noga. Na szczęście nie zapadłem się głęboko. I dobrze, bo kilkanaście centymetrów pode mną była już tafla wody. Stwór okazał się być płazem, a dokładnie traszką grzebieniastą, która musiała niedawno wybudzić się z procesu hibernacji.

  W bliskim sąsiedztwie zapadliska, mieści się dawny kamieniołom gipsów szklicowych, z którym wiązano plany budowy zakładu siarkowego. Działał do lat 50-tych, kiedy to odkryto tarnobrzeskie złoża siarki.


  Pola. Te ponidziańskie mają to coś w sobie, że przyciągają uwagę. I to na dłużej. Uschnięte kłosy traw kołysały się przy każdym podmuchu wiatru. Pofałdowana już okolica falowała. Wpasowując się w tą kompozycję ruchów, grupa rozciągnęła się na całą szerokość drogi.

  Wędrowaliśmy tak, aż do znalezienia się przy niewysokim wzgórzu. Prawie idealnie okrągły otwór schroniska skalnego, które mieściło, wyodrębniał się już z dali. Im bliżej jednak podchodziliśmy, tym jego rozmiar nikł w oczach, zlewając się powoli z trawiastą skarpą. Miejsce to nadało się wzorcowo na krótki postój. Było gdzie usiąść, a kserotermiczne murawy, rozgrzane od promieni porannego Słońca, zapewniały przyjemne ciepło.


Schronisko Piecowe

  W tym samym czasie na horyzoncie wyłoniła się ludzka postać. Chwiejnym krokiem zmierzała w naszą stronę. Raz po raz zataczała niedokończone okręgi. Jej tor ruchu przypominał narciarski slalom. W końcu była już na tyle blisko, że dało się rozpoznać w niej mężczyznę, trzymającego w ręku piwo. Trudno było wówczas przewidzieć jakie ma w stosunku do nas zamiary. Każde z nas patrzyło na siebie porozumiewawczym wzrokiem, sygnalizując, że jest w stałej gotowości na dalszy rozwój sytuacji. Niedługo potem człowiek zagadka znalazł się przy pierwszych osobach z ekipy. Spodziewaliśmy się wściekłego rolnika, który czym prędzej chciałby wygonić nas ze swojego pola, albo okolicznego pijaczyny, szukającego okazji do większej, bądź mniejszej bijatyki. A tutaj nic z tych rzeczy. Pan przywitał się kulturalnie z każdym, podając mu dłoń. Nie wiem co wtedy bardziej mu się plątało. Nogi, czy język. Na pewno toczył nierówną walkę z nietrzeźwym ciałem, które z trudem łapało równowagę. "Całkiem tu stromoo!" - powiedział. Brzmiał zabawnie, ale mówił do rzeczy. Pytał skąd jesteśmy, gdzie idziemy. Widać było, że spotkanie z nami sprawiło mu ogromną radość, a jeszcze większą - możliwość rozmowy. Wkrótce zaproponował nawet, że może nam potowarzyszyć w dalszej wędrówce i zaprowadzić na miejsce. Przez krótki odcinek dziarsko próbował dotrzymać nam tempa, co jakimś cudem mu się udawało. Potem przyszedł jednak czas rozstania z dopiero co spotkanym towarzyszem. Żegnał się z nami jeszcze kilkukrotnie. Za każdym razem w swym pożegnaniu dostrzegał kogoś nowego. I ten oto mogłoby się wydawać z pozoru osobnik, którego należałoby omijać z daleka, kilka minut później, zauważył, że źle idziemy i wskazał nam właściwy kierunek marszu. Oszczędziliśmy tym samym szalenie absorbującego czas błądzenia. Człowieka jak książkę nie należy oceniać tylko po okładce, lecz po tym co skrywa między wierszami.  

  Polna droga skończyła się krótko potem. Zastąpił ją asfalt. Kilkaset metrów od czerwonej tabliczki, informującej, że dotarliśmy do rezerwatu znajdowała się niewielka luka w ogrodzeniu. Prowadziła do niej wąska ścieżka. Po pokonaniu stromizny, znaleźliśmy się pod ulicą, gdzie rozdziawiał swoją paszczę olbrzymi otwór Jaskini Skorocickiej. Był ogromy! Zmieściłby się tutaj na spokojnie londyński autobus piętrowy i to jeszcze ze sporym zapasem. 10 metrów szerokości i niemal 6 wysokości robi wrażenie. I to ilekroć się tutaj jest. 


  W środku panował delikatny chłód. Było też mnóstwo gliny wymieszanej z błotem. Kuriozalne ilości, które zasysały nasze buty jak bagno nieszczęsną ofiarę. Główny korytarz tonął w ciemnościach praktycznie od samego wejścia. Latarki okazały się niezbędne. Ich światło pozwalało na wcześniejsze zobaczenie tego, co czeka nas kilkadziesiąt metrów dalej.

Buszmeni

  W końcu dotarliśmy do miejsca, skąd wypływał podziemny potok. Wraz z dalszym przebiegiem jaskini, zmieniał się w mocno zamuloną rzeczkę. By ją ominąć, dokonaliśmy trawersu półką skalną, w stronę drugiego otworu. Był dobrze widoczny za sprawą wpadających z zewnątrz jasnych promieni Słońca. 


  Po drodze mijaliśmy ściany pełne kryształów gipsu, przybierających różnorodnych form. Tworzyły swój mikroświat, schowany w gęstych objęciach podziemnego mroku. Pochyleni, by przypadkiem nie zaliczyć przypadkowego zderzenia ze skalną materią, kierowaliśmy się ku wyjściu. 

Krzaczkowate naskorupienia gipsowe

Foto: Raku

  W przeciwieństwie do poprzedniego, w następnym fragmencie jaskini, poziom wody był o wiele wyższy. Miejscami sięgał do łydek. Pomysł zrobienia pomostu z kamieni do najbliższej piaszczystej wysepki, zakończył się na tym, że każdy z kamieni zatonął, a fala jaka nastąpiła tuż po wpadnięciu ich do wody, ochlapała wszystkich, którzy znajdowali się w pobliżu. Istna klapa. Jako jedyny wyposażony byłem w kalosze, mogłem więc pozwolić sobie na zagłębienie się w podziemną pustkę bez większych zmartwień. Pozostali w tym czasie udali się ścieżką obchodzącą jaskinię, w kierunku ostatniego otworu wyjściowego. 

Laminacja gipsów tworzących tzw. murawy selenitowe

  Im dalej, tym trudniej było znaleźć suchy skrawek lądu. Wkrótce zrobiło się na tyle głęboko, że i moje kalosze przestały wystarczać. Wystające ponad lustro potoku ostre głazy rozsiane były coraz odleglej, zmuszając mnie do prezentowania dziwacznych figur gimnastycznych i oddawania nieporadnych skoków. I tak aż do samego wylotu korytarza, gdzie czekała reszta grupy zabsorbowana kompletowaniem szkieletu lisa.

Foto: Raku

Podziemna lokatorka

  Dolina Skorocicka ciągnie się przez blisko 750 metrów. Tworzą ją dwa odcinki oddzielone od siebie ryglem skalnym, tzw. Wysoką Drogą, którą obecnie prowadzi asfaltowa szosa. Łącznik pomiędzy nimi stanowi właśnie Jaskinia Skorocicka. W środkowej części doliny procesy geologiczne zachodzą nadal, a proces ten dodatkowo nasila erozja przepływającego jej dnem Potoku Skorocickiego. Dzięki temu możemy zobaczyć tam największe nagromadzenie form i zjawisk krasowych na terenie całego rezerwatu. Bogatą rzeźbę okolicy podkreślają wznoszące się na wysokość 8-13 metrów gipsowe ściany wąwozów, a także ponory, ostańce oraz leje i zapadliska krasowe.

Foto: Raku

Ostaniec gipsowy

Potok Skorocicki

  Na obszarze rezerwatu dotychczas zinwentaryzowano 33 obiekty jaskiniowe. Od niewielkich kilkumetrowych grot, po największą w kraju jaskinię utworzoną w gipsach. Wszystkie tutejsze jaskinie charakteryzuje mnogość otworów wejściowych, a także ich wielkość. Nie inaczej jest w przypadku Jaskini Dzwonów, do wnętrza której prowadzą aż 3 wejścia. Jej nazwa pochodzi od charakterystycznego wygięcia gipsów w kształt kopuły, które zlokalizowane jest w centrum głównego korytarza. I choć próżno dopatrywać się tu ciekawych form naciekowych, wszak dno jaskini pokrywa rumosz skalny, a i strop nie jest zbyt imponujący; zimą w jaskini tworzą się nacieki lodowe sięgające nawet metr wysokości.


Mniejszy z otworów Jaskini (Pieczary) Dzwonów

  Przystąpiliśmy do jedzenia. Przestrzeń gdzie okiem nie sięgnąć przypominała obozowisko pełne bezładnie porzuconych plecaków i ubrań. Błotnista skorupa utworzona na jaskiniowej odzieży powoli kruszyła się pod wpływem wiosennego Słońca. Przypiekało ono coraz mocniej potęgując wszystkie wrażenia zmysłowe. Wokół unosił się mieszający się z parnym powietrzem zapach prowiantowego wyposażenia naszych plecaków, które wędrowało z rąk do rąk.
 


Brama skalna

  Sam rezerwat powstał w 1960 roku. Stanowi przykład jednego z niewielu (łącznie jest ich 35) w Polsce rezerwatów typu stepowego. Prócz geologicznej przeszłości okolicy, chroni niezwykle cenne gatunki roślin kserotermicznych, m.in. miłka wiosennego, ostnicę włosowatą, jaskra iliryjskiego i jedyne w kraju stanowisko sierpika różnolistnego.

Myte ślady koryta potoku na różnych poziom tworzące wejście do Jaskini z Potokiem

Jeden z symboli Ponidzia - miłek wiosenny

Foto: Raku

  Po przerwie kontynuowaliśmy eksplorację mniejszych grot. Większość z nich odwiedziliśmy po raz pierwszy z wyjątkiem Tunelu w Skorocicach, z którego podczas naszej ostatniej wizyty wyleciała sowa. Tym razem zamiast nocnego ptaka, we wnętrzu znaleźliśmy... kartonową tabliczkę do wywoływania duchów.

Tunel w Skorocicach (18 m)
Foto: Raku

  Następnie przyszedł czas na jaskinie południowej, rzadziej odwiedzanej części wąwozu. Położenie po drugiej stronie drogi sprawia, że znajduje się tym samym bliżej okolicznych domostw. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż w środowisku speleologicznym Ponidzie niechlubnie dzierży miano wielkiego śmietnika. Już raz mieliśmy nieprzyjemność dotarcia w miejsce, gdzie teoretycznie powinien znajdować się otwór kilkusetmetrowej jaskini, lecz zamiast niego ujrzeliśmy przed sobą ogromną stertę eternitu.  

Piotrek podczas eksploracji w Jaskini u Ujścia Doliny (122 m)

  Na terenie Skorocic w ostatnich latach zrealizowano kilka akcji sprzątania rezerwatu. I choć on sam wizualnie prezentuje się już o niebo lepiej (wykonywane są nawet zabiegi ochrony czynnej z zakresu wykaszania zarastających muraw), to we wnętrzu tych najbardziej skrytych jaskiń, wciąż możemy natknąć się na smutny widok plastikowych wiaderek, czy worków pełnych takich odpadów, których zawartości nikt nie chciałby zobaczyć :(

Wypełniona po brzegi śmieciami Jaskinia w Gipsach
Foto: Raku

Widok ogólny na rezerwat

  Do ostatniej z jaskiń wejście prowadziło przez wąski tunel w formie rury. Był na tyle ciasny, że jedynym sposobem na jego pokonanie stanowiło czołganie się. Trzeba było jednak niezwykle uważać, by przypadkiem nie zahaczyć plecami o strop, na którym roiło się od sieciarzy i nie zebrać kilku z nich. Po pokonaniu tego nieprzyjemnego odcinka zrobiło się wyjątkowo przestronnie i wysoko, do tego stopnia, że dało się spokojnie iść wyprostowanym. Korytarz ciągnął się jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej, kończąc się częściowo zasypaną studzienką i ścianą pokrytą naciekami grzybkowymi.

Jaskinia Stara (86 m)
Foto: Bugli

Nacieki grzybkowe
Foto: Raku

Ekipa w komplecie przed wejściem do Pieczary Dzwonów, uchwycona po serii komplikacji ze statywem i aparatem, które nie chciały ze sobą współpracować
Foto: Statyw

  Niebo przybrało ciemniejszych barw. Słońce schowało się za gęstymi obłokami. Chwilę później spadły pierwsze krople deszczu, który na nasze szczęście okazał się być jedynie przelotny. Niedługo potem wkroczyliśmy w górny odcinek doliny. Rozciągały się tu pasy przybrzeżnych szuwarów i wyschniętych trzcinowisk. Po pokonaniu tych drugich, wróciliśmy do spokojnej wędrówki polami.  

Jeszcze 3 lata temu rosły tu pokrzywy i inne chaszcze sięgające do pasa


Ostatnie tego dnia chwile ze Słońcem

  Ludzkie oko lubi symetrię, a tej tu nie brakowało. Kolorowe pasma pól układały się w geometryczne wzory, poprzecinane gdzieniegdzie biegnącymi smugami asfaltowych dróg. W dali widać było wznoszące się nad okolicę Góry Pińczowskie, zwabiające turystów pięknymi widokami ze szczytów wzniesień. Teraz jednak próżno było wypatrywać rozległych panoram. Pogoda psuła się z każdą kolejną chwilą na naszych oczach, zwiastując rychłe nadejście pierwszej wiosennej burzy.



Na pierwszym planie Rez. Winiary Zagojskie

  W odległości 300 metrów od stacji zerwał się porywisty wiatr. Niedługo potem rozpadało się. Wraz z plecakami zajęliśmy całe dostępne do siedzenia miejsce pod metalowym daszkiem. Budynek dworca w Busku w ostatnim czasie prawie nic się nie zmienił. Wyglądał dokładnie tak samo, jak go zapamiętaliśmy podczas naszej ostatniej wizyty w tym miejscu, która miała miejsce 3 lata temu. Stał opustoszały, zamknięty na cztery spusty, z tą swoją charakterystyczną rzeźbą, którą dało się wypatrzeć przez zakurzoną szybę okna. 

4 komentarze:

  1. Jestem pod ogromnym wrażeniem relacji. Napisana arcyciekawie i piękną polszczyzną. Obiekty znane, ale tylko powierzchownie. Dzięki zdjęciom można zajrzeć im "pod skórę".
    Dużo by jeszcze zachwytów wymieniać, ale ograniczę się do zdumienia, jak czysto prezentują się wszyscy uczestnicy na zdjęciu grupowym. Myślałam, że po takich trudach brudni będziecie jak nieboskie stworzenia.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie grupowe zostało wykonane już po wstępnym czyszczeniu i przede wszystkim, kiedy wszyscy pozbyli się jaskiniowej odzieży. Gdybyśmy w niej zostali, na zdjęciu byłoby więcej błota niż nas samych. Także pozdrawiamy serdecznie :)

      Usuń
  2. Super miejsca nieskażone turystyczną komercją...

    Karabosy sprzed dekady zapamiętałem jako jedno wielkie śmietnisko, a w Skorocicach ostatnio jesienią 2019 i rezerwat po wycince, sprzątaniu robił niesamowite wrażenie. Choć z drugiej strony dawniejsze przedzieranie się przez "dżunglę" pokrzyw, przytulii oraz innego zielska też miało coś w sobie ;)

    Czekam z niecierpliwością na kolejne relacje.

    p.s.
    Zmieńcie oznaczenie gromady w zdaniu o traszce

    OdpowiedzUsuń
  3. Już zmieniam. Nie wiem jak to się stało, że nie zobaczyłem takiego potwornego błędu wcześniej :) Podlinkowana relacja prócz pięknych zdjęć prezentuje jeszcze kilka miejsc na Ponidziu, w które wypadałoby się niebawem wybrać. W Skorocicach i my przedzieraliśmy się, tyle, że latem w 2018. Lekko mówiąc nie należało to do przyjemnych doświadczeń. Zostałem wtedy poparzony przez dziwne zielska i spędziłem całą noc owinięty w bandaże jak jakaś mumia :) Zdecydowanie więc wolę obecny wygląd rezerwatu.

    OdpowiedzUsuń