6.07.2017
Skład: Raku i Ja
Trasa: Baranówek - Pietraszki - Zalesie - G. Patrol - Białogon - Baranówek, ok. 29 km
Nikt nie wiedział, czy wciąż dobrze idziemy, odkąd szlak zniknął przeszło godzinę temu. Szansą na zmianę losu wydało się samotne drzewo, które majaczyło w oddali. Na lepszy punkt orientacyjny w sercu trzcinowisk się nie zanosiło. Z bliska drzewo okazało się martwe, a pień głuchy w środku. Spod płatów oberwanej kory prześwitywał łuszczący się skrawek żółtej farby. Nie mieliśmy innego wyjścia jak mu zaufać i pójść, dokąd wskaże nam drogę.
Z czasem odnajdywaliśmy kolejne znaki i to w najmniej spodziewanych miejscach. Była to nie lada sztuka wypatrzeć wyblakły żółty trójkąt na koszu na śmieci, albo na tonącym w ciemnościach sklepieniu przepustu kolejowego. Fantazja znakarzy nie znała granic, zaś szlak nic nie robił sobie z mapy, żył własnym życiem. Biegł przez ślepe uliczki, twierdząc, że betonowe ogrodzenie posesji to jedynie wytwór wyobraźni. Drwił ze ścieżek. Wyprowadzał na manowce, po czym beztrosko rozpływał się, a my lądowaliśmy w gąszczu chaszczy po pas.
Raz tak zapuściliśmy się w nadziei, że tym razem nie skończymy pośrodku niczego i istotnie, żadnych chaszczy nie było, za to odkryliśmy ze zdumieniem, że jeszcze kilometr włóczęgi więcej, a my znajdziemy się w Piekoszowie. Szlaku żółtemu już podziękujemy, nigdy więcej.
Mongoł na Patrolu |
Gdzieś w połowie wędrówki taki obrazek przemyśl. Pustkowie. No może ciut przesadziłem. Rozległa łąka, wzdłuż której przebiega linia kolejowa. Teraz lepiej.
Słychać ciche bzyczenie. W kieszeni czujesz wibracje. Odruchowo do niej sięgasz i wyjmujesz smartfon. Na wyświetlaczu wyskakuje kontakt nieznany. Mimo to odbierasz i nagle po drugiej stronie słuchawki damski głos. "Dzień dobry, nasza rozmowa jest nagrywana przez operatora sieci..."
Korci, by wcisnąć czerwoną słuchawkę. Ale gdzie w tym zabawa? Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy ma się pod ręką prócz telefonu chrypę i pędzący z prędkością ponad 90 km/h pociąg.
Telemarketerka kusiła najnowszymi ofertami od przeszło dwóch minut. Dalsze ciągnięcie rozmowy podchodziłoby pod masochizm. Szczęśliwym trafem zdarzyło się, że usłyszałem w dali syrenę kolejową, co podsunęło mi pewien chytry pomysł. Zmyślnie pozwalałem ciągnąć dalej ten reklamowy monolog, jednocześnie wypatrując zbliżającego się pociągu.
Kiedy ten nadjechał dostatecznie blisko, natychmiast przełączyłem się na tryb głośno mówiący. I tu z grubej rury. Drę się w głos do słuchawki: "Uwaga, leci!" i ze zdartym już gardłem, ciskam telefonem w trawę. Po chwili hałaśliwy turkot przejeżdżającego pociągu dopełnia resztę. Finał akcji okazał się wyjątkowo satysfakcjonujący. Telemarketerka rozłączyła się sama, a podobnych telefonów nie dostaję od ponad 5 lat.
Opadły czerwono-białe rogatki. Wyczerpane nogi wyciągnęły jeszcze parę kroków, po czym stanęły tuż przed przeszkodą. Nie zatrzymało to jednak naszych zwiotczałych z przemęczenia przedramion, by oparły się o szlaban. Zupełnie jakby był on blatem kuchennego stołu.
I wtedy znikąd wygrzmiał wrogi, basowy głos:
- Nie opierać się! Zmęczyliście się, czy co?!
Komenda poskutkowała. Natychmiast oprzytomnieliśmy. Gdy uniosły się rogatki, pognaliśmy przed siebie, w sekundzie zapominając o całym zmęczeniu i o tym, że tuż za plecami zostawiamy budkę rozwścieczonego dróżnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz