Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 8 lutego 2019

Wycieczka nr 6: DOKĄD NOGI PONIOSĄ, A SZLAK NIE ZAPROWADZI


6.07.2017

Skład: Raku i Ja

Trasa: Baranówek - Pietraszki - Zalesie - G. Patrol - Białogon - Baranówek, ok. 29 km

  Przemierzaliśmy bagna ścieżką wijącą się ich środkiem. Bez ustanku stukaliśmy kijkami o spękaną ziemię. Wytworzone drgania miały wypłoszyć potencjalne węże, od których podobno się tutaj roiło. Jakie węże? - myślę sobie. - Nie pamiętam kiedy ostatnio jakiegoś widziałem. 

  Ponad szuwary wyrastały liczne drzewa. Wszystkie były okazami zdrowia o bujnych koronach. Wszystkie prócz jednego. Rosło sobie ono samotnie otoczone pasami trzcin. Zmizerniałe, dawno już martwe. O pomarszczonej korze. Wystarczyło za nią pociągnąć delikatnie, a odchodziła całymi płatami z dziecięcą łatwością. 
  Nie wiedzieć czemu akurat to drzewo upatrzyli sobie znakarze i wymalowali na nim jedyny w promieniu kilkuset metrów znak szlaku. Znak, z którego nie zostało nic prócz zwisającego płatu białej farby. A był to dopiero początek końca szlaku...

  Nie uszliśmy kilometra, gdy szlak zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ot rozpłynął się, przepadł. Gorączkowe poszukiwania zaprowadziły nas wprost w gąszcze nie do przebycia. Szlaku żółtemu już podziękujemy. 

Patrol szczyt 1
Mongoł na Patrolu

  Gdzieś w połowie wędrówki taki obrazek przemyśl. Pustkowie. No może ciut przesadziłem. Rozległa łąka, wzdłuż której przebiega linia kolejowa. Teraz lepiej.
  Słychać ciche bzyczenie. W kieszeni czujesz wibracje. Odruchowo do niej sięgasz i wyjmujesz smartfon. Na wyświetlaczu wyskakuje kontakt nieznany. Mimo to odbierasz i nagle po drugiej stronie słuchawki damski głos. "Dzień dobry, nasza rozmowa jest nagrywana przez operatora sieci..." 
  Korci, by wcisnąć czerwoną słuchawkę. Ale gdzie w tym zabawa? Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy ma się pod ręką prócz telefonu chrypę i pędzący z prędkością ponad 90 km/h pociąg. 

  Telemarketerka kusiła najnowszymi ofertami od przeszło dwóch minut. Dalsze ciągnięcie rozmowy podchodziłoby pod masochizm. Szczęśliwym trafem zdarzyło się, że usłyszałem w dali syrenę kolejową, co podsunęło mi pewien chytry pomysł. Zmyślnie pozwalałem ciągnąć dalej ten reklamowy monolog, jednocześnie wypatrując zbliżającego się pociągu.
  Kiedy ten nadjechał dostatecznie blisko, natychmiast przełączyłem się na tryb głośno mówiący. I tu z grubej rury. Drę się w głos do słuchawki: "Uwaga, leci!" i ze zdartym już gardłem, ciskam telefonem w trawę. Po chwili hałaśliwy turkot przejeżdżającego pociągu dopełnia resztę. Finał akcji okazał się wyjątkowo satysfakcjonujący. Telemarketerka rozłączyła się sama, a podobnych telefonów nie dostaję od ponad 5 lat. 

  Zostańmy jeszcze na chwilkę przy kolejnictwie i przenieśmy pod jeden z przejazdów kolejowych. Było to gdzieś na granicy 24 kilometra. Wtedy, gdy zmęczenie przejmowało kontrolę nad umysłem, z którego nie było większego pożytku. To, co wydarzyło się parę chwil później zdawało się to tylko potwierdzać.

  Opadły czerwono-białe rogatki. Wyczerpane nogi wyciągnęły jeszcze parę kroków, po czym stanęły tuż przed przeszkodą. Nie zatrzymało to jednak naszych zwiotczałych z przemęczenia przedramion, by oparły się o szlaban. Zupełnie jakby był on blatem kuchennego stołu. 
I wtedy znikąd wygrzmiał wrogi, basowy głos:
- Nie opierać się! Zmęczyliście się, czy co?! 
Komenda poskutkowała. Natychmiast oprzytomnieliśmy. Gdy uniosły się rogatki, pognaliśmy przed siebie, w sekundzie zapominając o całym zmęczeniu i o tym, że tuż za plecami zostawiamy budkę rozwścieczonego dróżnika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz