Obserwatorzy

Popularne posty

poniedziałek, 4 lutego 2019

Wycieczka nr 2: FORMICA RUFA


2.05.2016

Skład: Karol i Ja

Trasa: Baranówek - Białogon - G. Brusznia - Karczówka - Baranówek, ok. 11 km

  Każdego ranka tysiące z nich wychodzi z nocnej kryjówki, skąd energicznie zmierza do miejsca pracy. Przemieszczają się bezszelestnie, w grupach. Jako typowi przedstawiciele środowiska leśnego, preferują lasy sosnowe. Powód ku temu jest prozaiczny, chodzi bowiem o igły. Niezastąpiony materiał budulcowy, dzięki któremu wznoszą imponujące kopce. Te sięgają niekiedy nawet metr wysokości, a to zaledwie połowa gniazda. Druga, znacznie silniej rozbudowana, tworzy system korytarzy ukrytych głęboko pod ziemią. W jednym takim kopcu potrafi żyć tyle osobników, ile liczy populacja mieszkańców Opola. Nieco ponad 100 tysięcy żuwaczek, zawsze gotowych, by w przypadku zagrożenia, w ułamku sekundy, zaaplikować drapieżnikowi piekący kwas mrówkowy.

   Zajrzyjmy z kamerą do pewnego lasu pełnego gęstego poszycia i niczym niezmąconej ciszy. Pod swoimi koronami zielonego igliwia gościł on dwójkę młodych osobników niosących plecaki wypełnione cennym ładunkiem. Z dotychczasowych obserwacji wynikało, że pogodne, a zarazem coraz cieplejsze dni nasiliły wśród przedstawicieli tego gatunku nieposkromioną potrzebę bezcelowej włóczęgi. Głód wędrowania zagnał dwójkę młokosów wprost w dzikie ostępy boru, który porastał stoki góry zwanej Brusznią.
  Wierzchołek Bruszni wieńczył wysoki na 30 metrów drewniany krzyż. Wraz z polanką rozścieloną krótko przystrzyżoną trawą i samotnymi drzewami rzucającymi cień sprzyjał odpoczynkom. Lecz jak to w życiu bywa, tam, gdzie jedni odnajdują upragniony spokój, innym ten spokój zostaje zakłócony.


   Mrówczą kolonię wyraźnie zaniepokoił widok dwójki nieproszonych przybyszy, którzy właśnie wtargnęli na jej terytorium. Na rozpoznawczy rekonesans pośpiesznie zostali posłani zwiadowcy. W tym czasie dwójka młodych osobników w pozycji leżącej oddawała się czynności żerowania. Był to proces mozolny. Rozpoczynał się od wyciągnięcia pokarmu z kryjówki. Następnie osobniki zajmowały się pieczołowitym miętoleniem pokarmu opuszkami palców, by ostatecznie, wykorzystując siekacze, przejść do jego konsumpcji. 
  Nie umknęło to uwadze zwiadowców. Przy pomocy receptorów umiejscowionych na końcu swych czułek, wychwycili oni charakterystyczną, słodką woń. Meldunek o nowym źródle pożywienia rozszedł się po mrowisku w niebywałym tempie. Wkrótce owady były już gotowe do przeprowadzenia zmasowanego ataku. Armia uzbrojona w oręż niezliczonych czułków i odnóży nadciągała na niczego nieświadomych intruzów, wylegujących się na trawie. 
  Niebywałe jak wiele może zdziałać owad niewiele większych od kratki w zeszycie, współpracując w grupie. Z pozoru maleńkie i bezbronne mrówki zaczęły obłazić intruzów naprzemiennie to ich łaskocząc, to kąsając, co objawiało się nieprzyjemnym szczypaniem skóry. Zaatakowane osobniki daremnie próbowały się bronić. Stale otrzepywały się z rudych potworków, lecz na ich miejsce wciąż przybywały kolejne. Na nic wskórało tupanie, mrówki dopięły swego. Okradzeni z prowiantu intruzi odeszli, nie mogąc wyzbyć się dziwnego wrażenia, że coś po nich chodzi. 
  W miejscu ich niedawnego odpoczynku leżał tylko porzucony w popłochu żelek. Zainteresował on grupkę robotnic, które natychmiast pochwyciły znalezisko 20-krotnie cięższe od nich samych. Wkrótce potem targany przez robotnice czerwony żelek w kształcie misia zniknął w tętniącym życiem mrówczym kopcu, gdzie setki innych robotnic tylko czekało, by móc zabrać się za porcjowanie przyniesionej ofiary. 

Czytała: Krystyna Czubówna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz