30.08.2017
Skład: Raku i Ja
Trasa: Zelejowa - Jaskinia Piekło - Stokówka - G. Rzepka - Chęciny, ok.18 km
Staliśmy dokładnie nad tą samą przepaścią, co blisko tydzień temu. Ze sobą zabraliśmy jedynie zieloną linę. Właściwie to sznurek. Na co dzień służył do wieszania prania (nie wnikajmy jaki cudem znalazł się u mnie w plecaku).
Teraz musieliśmy mu zaufać, schodząc siedem metrów po skale. Wariactwo. A jeśli coś poszłoby nie tak? Gdyby sznurek się przerwał? Nie braliśmy tego pod uwagę. Wierzyliśmy, że wszystko pójdzie zgodnie z planem pozbawionym logiki. W końcu już raz udało mi się pokonać ścianę.
Sznurek już wisiał, zaczepiony o pień karłowatej sosenki. Dwa złączone ze sobą palce u dłoni są grubsze. Serce zaczęło łomotać, podchodziło do gardła, jakby chciało nim wyskoczyć i uciec od dwójki wariatów.
Jaskiniowy chłód dobrze nam zrobił. Wszelkie zmęczenie odeszło w niepamięć. Mogliśmy kontynuować przerwaną wędrówkę. Dla ostrożności pozostaliśmy w lesie, gdzie każda ze ścieżek prowadziła w innym kierunku. Szansa, że nie znając żadnej trafimy, na tę właściwą była mniejsza niż odnalezienie igły w stogu siana. A jednak udało się.
Widok z przepaści na dalszą, przeciętą kamieniołomem część grani. |
Zanim podjąłem pierwszą próbę, upewniłem się, czy wszystko wytrzyma. Chwyciłem oburącz za sznurek i pociągnąłem z całych sił. Drzewko niebezpiecznie się ugięło. Sznurek jednak wytrzymał. Optymizm połowiczny. Decyduję się schodzić.
Krok pierwszy. Oczy naprzemiennie spoglądają na płaszczyźnie sosna-sznurek. Ręce drżą. Wąska, ale bezpieczna półka skalna coraz bliżej. Asekuruję się wątłą brzozą wyrastająca ze skalnej szczeliny. Nogi szukają odpoczynku.
Krok któryś tam. Mimo obaw sznurek wytrzymuje ciężar nas obu. W komplecie dostajemy się niżej i niżej, aż pod stopami przestajemy wyczuwać twardy wapień. Osiadamy na miękkiej trawie.
No to kto zgłasza się na ochotnika, aby odwiązać sznurek? Mama na czymś pranie wieszać musi.
Godzinę później pola ukazały, co
upał potrafi zdziałać z człowiekiem na otwartej powierzchni.
Na niebie jak sępy, krążyły orliki krzykliwe. Ich widok potęgował uczucie zmęczenia. Szybko przekonałem się, że niezabranie czapki było największym błędem jaki mogłem popełnić. Rozgrzana głowa zaczęła boleć. Nogi zaczęły drętwieć. Skwar z powodzeniem rozkładał nas na łopatki.
Żłopaliśmy jak najęci. To jednak nie wystarczyło. Wszystko, co wypiliśmy wkrótce uchodziło z nas w postaci potu. Jego kropelki spływały po naszych czołach i wpadały wprost do załzawionych oczu. Zataczaliśmy więc błędne koło. Ucieczka do lasu stanowiła dla nas jedyną deską ratunku przed zabójczym ukropem.
Przestaliśmy już wędrować. Zmęczenie pozwalało tylko co jakiś czas powłóczyć stopami. Falujący horyzont zlewał się z błękitem nieba. Gdzieś tam, w dali drżały zielone, skrywające życiodajny cień drzewa. Kochany las. Daleki, daleki las...
Do lasu zdołaliśmy doczłapać zanim nadciągnęła południowa fala gorąca. Podczas, gdy ona rozlewała się nad okolicą paląc wszystko, co napotkała na swej drodze, popijaliśmy sok w jaskini przekornie nazwanej Piekłem.
Osiem stopni, w chwili, gdy wokół wartość trzydziestu trzech stopni dawno została przekroczona, było jak znalezienie w sercu Sahary lodówki pełnej zmrożonych butelek wody. I być może to właśnie dzięki wizycie w Piekle, uniknęliśmy udaru słonecznego. Ten wisiał nad nami, niczym topór kata i tylko czekał na pozwolenie, kiedy może opaść.
Totem obrazujący wszystkie fazy zmęczenia przez jakie przechodziliśmy |
Błądzenie dobiegło końca z chwilą, gdy weszliśmy między skalne wrota Stokówki. Nie bez powodu nazywa się ją wspinaczkowym rajem. Na każdym kroku nie brakowało profesjonalnych wspinaczy w kolorowych kaskach, czy też uprzężach. To trenowali ostatnie szlify przed zawodami, to zwisali na linach, nie sznurkach grubości nitki od Spaghetti.
Nagrzane od Słońca ściany kamieniołomu stały się wylęgarnią wszelakich gadów. Jaszczurki schodziły się tu na kąpiele słoneczne. Zazwyczaj parami i korzystały z naturalnego solarium. Chyba jako jedyne wydawały się nie mieć dosyć lejącej się z nieba duchoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz