Obserwatorzy

Popularne posty

sobota, 9 lutego 2019

Wycieczka nr 8: SIĘGAJĄC MARZEŃ


24.08.2017

Skład: Karol i Ja

Trasa: Baranówek - Posłowice - Słowik - Patrol - Czerwona Góra - Zelejowa - Chęciny, ok. 27 km

 Gdzieś na horyzoncie mignął szyld MONOPOLOWY. Decyzja może być tylko jedna - wchodzimy. 

Towaru mają tu pod dostatkiem. Brakuje tylko ekspedientki.
- Dzień dobry! - wołamy wspólnymi siłami.
 
  I tak oto wywołaliśmy wilka z lasu. Zza zaplecza równie nagle co teściowa z niezapowiedzianą wizytą, wynurzyła się potężna muskularna postać. Cechy szczególne: wiek średni, grzywka krótka, skandynawskie rysy twarzy, spłaszczony nos obsypany lekkim meszkiem. Prezentuje się groźnie i, co najgorsze - milczy. 

Posłowice łąka 1
Rozległa panorama z łąki na Posłowicach

  To nie pozwala nam jednoznacznie stwierdzić, czy mamy do czynienia ze sprzedawcą, czy może też sprzedawczynią. Musimy działać sprawnie. Pomyłka nie wchodzi w grę. Trzeba to intensywnie przemyśleć, ale nie ma czasu. Karol się niecierpliwi. Kącik jego ust napina się w uśmiech. Nie odważy się jednak przemówić. Postać za ladą dostała wytrzeszczu oczu i hipnotyzująco gapi się na mnie.
  Patrząc tak po sobie, w ciszy, stoimy we trójkę dobre 20 sekund. Aż wreszcie się przełamuję. Stawiam na ladzie dwie butelki wody, po czym pytam:
- Ile... - mój głos zawiesza się na moment. Nie wiem kompletnie co więcej powiedzieć. " Ile proszę Pana kosztuje ta woda?" - odpada. Co jeśli Pan, okaże się Panią? Poczuje się zapewne okropnie i pełna kompleksów odpowie "Przepraszam, ale jestem kobietą, choć może nie wyglądam. Półlitrowa 2 złote". A my wtedy udamy, że nic się nie stało? Jak gdyby nigdy nic zostawimy gotówkę, weźmiemy wodę i tak po prostu wyjdziemy? Głupia sprawa. Jeszcze fanatyczni mieszkańcy dzielnicy wyślą za nami list gończy.
- Ile płacimy? - Karol ratuje sytuację.
Postać za ladą podnosi jedną z butelek do oczu. Stuka kciukiem w papierek z ceną, po czym przemawia altem:
- Trzy dwadzieścia. Napisane tu jest.
Rzucam dwie dwuzłotówki, zgarniam butelki i już w drodze do wyjścia rzucam:
- Reszty nie trzeba.


 Bez reszty pochłonęła nas z Karolem rozmowa o filmie, jaki oglądał zeszłej nocy. Akcja działa się wysoko w górach. Grupa wspinaczy podjęła próbę zdobycia dotychczas niezdobytego szczytu. 
  Warunki nie sprzyjały. Huraganowe podmuchy wiatru i szalejąca śnieżyca niemal przekreśliły wyprawę. Mimo wszelkich przeciwności alpiniści stanęli na szczycie. Pech chciał, że podczas schodzenia z góry, jeden z członków ekipy stracił równowagę. Nie zdążył w porę wbić czekana i spadł w kilkusetmetrową szczelinę skalną, gdzie zginął na miejscu. 
  Już miałem pytać Karola o tytuł, lecz zamiast tego w jednej chwili znalazłem się na krawędzi 7- metrowej przepaści. Osłupiony wpatrywałem się w dół, nie mogąc do końca uwierzyć, że to co się dzieje, dzieje się naprawdę.

Zelejowa 4
Dobrze widoczne tzw. żłobki krasowe

  Żaden z nas nie spodziewał się, że dzisiaj wylądujemy tutaj. Gdyby nie telefon do Taty pewnie włóczylibyśmy się gdzieś po lasach, a tak teraz staliśmy nad przepaścią. Bez planu co dalej, pozbawieni elementarnej wiedzy z zakresu wspinaczki skałkowej. Do wyboru mieliśmy dwie opcje. Albo się wycofać, albo zaryzykować i za godzinę, może dwie stanąć na rynku w Chęcinach.

  Przylepieni do skał schodziliśmy. Stopniowo dawkowana adrenalina pobudzała i dodawała odwagi. Ruchy stawały się coraz płynniejsze, a umysł żywszy. Droga na dół przestała wydawać się aż taka trudna, jak przedtem sądziliśmy. Choć przy naszych umiejętnościach (a raczej ich braku) ryzyko oderwania się od skały i spadnięcia potylicą na kamienny blok nadal były spore.
  Po paru minutach okraszonych strachem, sięgnęliśmy dna. W geście zwycięstwa, dumni unieśliśmy ręce. 
 
Zelejowa 6
Karol schodzący granią Zelejowej

   Do końca wędrówki dzielił nas tylko dwukilometrowy odcinek gruntowej drogi. Zarys twierdzy prężył się na horyzoncie. Nie tylko widzieliśmy, że zbliżaliśmy się do Chęcin. Czuliśmy to każdą cząstką siebie. Zewsząd dochodził nas warkot silników, uliczne rozmowy, zapach pistacjowych lodów. Wmieszaliśmy się w tłum przyjezdnych turystów, których nie brakowało. Wraz z nimi zanurzyliśmy się w plątaninę śródmiejskich zaułków. 

  I choć zabudowa miasta przypominała czasy, gdy królowie siedzieli w odciętych od świata fortecach, a na ulicach kwitł handel i słychać było stukot końskich kopyt, to dzisiaj próżno się doszukiwać tej całej średniowiecznej magii. Zastąpił ją sezonowy zgiełk i stragane przepełnione tandetnymi pamiątkami. Z dawnej świetności Chęcin pozostał jedynie wynoszący się ponad miasto zamek, ale i on po tylu wiekach niezdobyty, poddał się komercji. 

Chęciny zamek 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz