Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 8 lutego 2019

Wycieczka nr 5: WOLNOŚĆ KRYJE SIĘ ZA DRZWIAMI


12.05.2017

Skład: Kędzier i Ja

Trasa: Baranówek - Jagodowa Górka - G. Biesak - Baranówek, ok. 14 km

Zabrzęczał dzwonek. Koniec zajęć! W pędzie zbiegliśmy do szatni, którą spowijał wieczny półmrok. Winne temu były dwa okna: na tyle małe, by w założeniu uniemożliwić ucieczkę uczniów na wagary. 

W porze przerwy podziemiami przelewał się istny harmider. Głowa puchła od przekrzykujących się nawzajem postaci. Robiło się tłoczno. Trzeba było się przepychać, w przeciwnym razie tłum cię poniósł. Chyba, że było się taką panią Irenką, wtedy z drogi usuwał się każdy i w momencie pokorniał widząc zbliżający się pęk pobrzękujących kluczy. Kluczy było ze czterdzieści jak nie więcej, nie do odróżnienia między sobą. Pani Irenka jedna tylko potrafiła się połapać który to który. Zręczne wsunięcie, chrzęst przekręcanego klucza i kłódka puszcza, a my rzucamy się do wieszaków. Każdy chce pierwszy. Jeden potknął się o buty i leżał jak długi, inni zdążyli już po nim przebiec. Sam obijałem się o ściany metalowego boksu i w pośpiechu wepchnąłem wszystko jak leci do plecaka. Worek wylądował w ręce. Ewakuacja! Zostało jeszcze popchać masywne, drewniane drzwi. Nie dało się otworzyć ich bez chrapliwego skrzypnięcia. Taki wbudowany systemem szybkiego ostrzegania przed uciekinierami. I już nie w murach, a na boisku cieszyliśmy się wolnością. 

Worek z butami w środku kołysze się na boki, wyznacza rytm. Do odrabiania lekcji mi nie śpieszno. Zwykle, więc zanim sam wrócę, odprowadzam wszystkich po kolei do domów, a im bardziej nie po drodze, tym lepiej. Lubię włóczyć się pieszo. Jest wtedy tyle okazji do świetnej zabawy. To poskaczę po chodniku unikając linii, to uratuję ślimaki przed rozdeptaniem, to wystraszę gawrony, by podkradać im później orzechy, które upuszczą w locie, a Tata lubi orzechy. Bardzo. 

Nie wiedzieć kiedy zniknął chodnik, znajome drogi przemieniły się w pozarastane ścieżki pełne przewalonych drzew. Trafiliśmy do wnętrza ciemnego lasu. 
- Stary, ty na pewno wiesz gdzie idziemy?
- Pewno.
Byłem przekonujący do tego stopnia, że sam w to uwierzyłem, lecz po znalezieniu się naprzeciw bagna szybko zmieniłem zdanie.

Tak bardzo tematycznie kuklik zwisły

Coś ewidentnie uwierało mnie w bucie. Ale nie przypominałem sobie, by wcześniej coś mi wpadło. Dla pewności jednak sprawdziłem - nic tam nie było, a jak uwierało, tak uwiera nadal. Pewnie zaraz przejdzie, teraz skupmy się na dotarciu do domów. 

Nie przeszło. Nazajutrz kostka podwoiła swoją objętość przeobrażając się w napuchniętą kulę. Wyrosło na niej coś na kształt drugiej sinofioletowej kostki wielkości mandarynki. Domowa diagnoza: zwichnięcie. Ale jak to cały weekend mam leżeć w łóżku? Mamo, ja nie chcę! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz