Obserwatorzy

Popularne posty

sobota, 2 marca 2019

III Wyprawa Jaskiniowców Świętokrzyskich: ŁAGÓW - ROZDZIAŁ DRUGI


6.10.2018

Skład: Makumba, Raku i Ja

Korzystając z Polskiej Złotej Jesieni jaką przyniósł ze sobą październik, postanowiłem raz jeszcze wybrać się do Łagowa, lecz tym razem miałem w planach zobaczyć znacznie więcej niż ostatnio.

Po przebraniu się w jaskiniową odzież, wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i z latarkami w rękach ruszyliśmy do pierwszej, największej sali. Na jej zwiedzanie nie poświęciliśmy jednak zbyt dużo czasu, gdyż zależało nam, by lepiej się przyjrzeć dalszym partiom.

Zanokcica skalna

Niedługo potem rozpoczęło się przeciskanie. W pewnej chwili Raku pomyślał, że nie da rady iść dalej. Jednak kiedy zobaczył, że Ja razem z Makumbą przeszliśmy najbardziej ciasne miejsce, w jednej chwili pokonał swoją klaustrofobię i razem z nami kontynuował odkrywanie podziemnych korytarzy.


Pola ryżowe


Jeden z najtrudniejszych fragmentów, a na górze nasz cudowny czarny worek, w którym mieliśmy wszystko

Tym razem wzięliśmy ze sobą znacznie mniej rzeczy niż podczas pierwszej wyprawy, jednak przeciskanie się z czarnym workiem pełnym najpotrzebniejszych przedmiotów, było dosyć uciążliwe. Po dotarciu do charakterystycznych stalagnatów, stanęliśmy tuż przed wejściem do sali naciekowej.

Tuż przed wejściem do Sali Naciekowej


Czekało nas tutaj niezwykle niskie i ciasne przejście. Nie dało się go pokonać inaczej niż tylko czołgając się.


Kolejne metry błotnistego korytarza dały nam w kość. W końcu weszliśmy do Sali Naciekowej. Po drodze minęliśmy jeszcze wyschnięte jeziorko, w którym znaleźliśmy ciekawe stworzonka i kolejne stalagmity, tzw. Cycki Beaty.


Raku i Makumba na Cyckach Beaty :)


Chwilę potem zaczęły pojawiać się pierwsze formy naciekowe. Były to liczne pola ryżowe i stalaktyty, w tym makarony.



 Nacieki włókniste

Już lekko wyschnięte podziemne jeziorko







Makumba i Raku w jednym z zakamarków odnaleźli pięknie wykształcone, wspomniane wcześniej makarony.





Niestety salka, w której się znajdowały, była niedostępna dla przeciętnego człowieka. Postanowiłem jednak spróbować. Co prawda nie udało mi się wejść do jej środka, ale za to wpełzłem do komina, tak wąskiego, że zmieściłem się tam tylko dla tego, że wciągnąłem brzuch i jedną rękę skierowałem przed siebie do góry. Pozwoliło mi to choć trochę zobaczyć niedostępne partie.




Badając później kolejne korytarze, natknęliśmy się na wejście do najwyższego punktu w jaskini jakim był Kominek Naciekowy.

" Meduza"


Wodospad naciekowy



 Wejście do niego okazało się dla mnie dość dużym wyzwaniem. W końcu zapierając się na wszystkie możliwe sposoby i robiąc przedziwne wykroki, dostałem się na samą górę.





Byłem na tyle wysoko, że mogłem dręczyć biednego Makumbę, który znajdował się wtedy tuż pode mną. Co chwila stukałem butem w jego profesjonalny kask. Zwiedzanie pozostałych korytarzy zajęło nam ponad godzinę. I tak po wydostaniu się z Sali Naciekowej, byliśmy przy studni. Spokojnie, jeden po drugim, w komplecie znaleźliśmy się na samym dole. W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym ostatnim razem zakończyła się nasza wyprawa (Kanionu). Zanim się spostrzegłem, Makumba zniknął nam z pola widzenia. Musiał więc jakimś cudem dostać się na drugą stronę szczeliny, by go odnaleźć. Nasze krzyki nie wystarczyły, by ściągnąć go z powrotem na górę. Nie pozostało mi więc nic innego jak zejść na dół i go poszukać. Kiedy próbowałem przecisnąć się przez Kanion, za każdym razem coś sprawiało, że mi się nie udawało. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro Makumba się zmieścił, to ja też dam radę. Chwilę potem okazało się, że wystarczyło się lekko pochylić. Następnie maksymalnie wyprostować nogę i zrobić krok w dół, ufając, że się uda. Kiedy dowiedziałem się jak Makumba dostał się na drugą stronę, pojawił się jeszcze jeden problem. Była nim droga powrotna. Z początku myślałem, że nie jestem w stanie się stamtąd wydostać, w końcu jednak odnalazłem odpowiednią metodę. Na wszelki wypadek Raku został przed szczeliną z latarką Makumby, która co jakiś czas gasła. Ja zaś udałem się na dół poszukać Tomka i zobaczyć, czy przypadkiem nic mu się nie stało.

Ja w szczelinie
Foto: Raku
Nawet nie wiedząc kiedy znalazłem się w najniższym punkcie jaskini. Spotkałem w nim uśmiechniętego Makumbę stojącego nad jakąś niewielką dziurą.

Pierwszy zdobywca dna Zbójeckiej
Zastanawiał się czy jeśli się do niej wepcha, dojdzie do dalszych partii.


Nacieki na samym dnie jaskini

Wytłumaczyłem mu, że to zamulony syfon i są raczej nikłe szanse, że dalej coś jest. Wreszcie nasz apetyt jaskiniowy został zaspokojony. Jeszcze przez dłuższy czas pozostawaliśmy na dole. Jednak w końcu zdaliśmy sobie sprawę, że na górze został sam Raku. Gdy dotarliśmy do niego, jego latarka już ledwo świeciła. Jeśli zjawilibyśmy się kilka minut później, zastalibyśmy naszego kolegę w kompletnych ciemnościach. Teraz mogliśmy wracać w kierunku wyjścia.

Cała nasza ekipa. Od lewej: Makumba, Raku i Ja
Kiedy wyszliśmy już ze studni, w oddali usłyszeliśmy jakieś głosy w głównej części jaskini. Trochę się przestraszyliśmy, wiedząc że ktoś może zabrać nasze plecaki. Na szczęście dziwne dźwięki szybko ustały, a my mogliśmy wygramolić się na powierzchnię. Zaraz po wyjściu, szybko przebraliśmy się i poszliśmy coś zjeść na polankę znajdującą się nad jaskinią.


Po krótkiej przerwie postanowiliśmy wykorzystać jeszcze chwilę czasu i zobaczyć, co dalej znajduje się w wąwozie.

Jedna ze skałek w wąwozie
Doszliśmy tym samym do wysokiej skarpy. Gdy znaleźliśmy się już na górze, mogliśmy spojrzeć na ogromny kamieniołom. Zdaliśmy sobie wtedy sprawę, że jednak nie mieliśmy tak wiele czasu jak nam się to wcześniej wydawało.

Kamieniołom i betoniarnia w Łagowie
Zaczęliśmy, więc zbiegać w dół. Podczas tej czynności z kieszeni wypadł mi telefon. Na szczęście czujny Raku zauważył go w trawie i tym samym nie powtórzyła się sytuacja z Góry Hałasa (link tutaj). Do przystanku mieliśmy ok. 2 km. Po drodze próbowałem na szybko zrobić zdjęcie jaskini. Niestety jakaś pani ciągle wchodziła mi w kadr. Kilkakrotnie powtarzałem sobie cicho zdanie: "No właźżesz". Za ostatnim razem było jednak trochę za głośno i pani dziwnie spojrzała w naszą stronę. Czas biegł nieubłaganie. A my biegliśmy z całych sił, jednak nasze obciążenie nie pozwoliło na osiągnięcie zawrotnej szybkości. Raku z Makumbą znacznie mnie wyprzedzili. Kiedy dobiegali już do rynku w Łagowie, nieopodal którego był przystanek, zacząłem przyspieszać. Udało mi się wsiąść w ostatniej chwili. Dwie minuty później autobus odjechał z trzema najbardziej zmęczonymi pasażerami na pokładzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz