Obserwatorzy

Popularne posty

poniedziałek, 4 marca 2019

Wycieczka nr 27: SZKLANKA W LODÓWCE


21.01.2019

Skład: Oliwka, Kędzier, Raku i Ja

Trasa: Czerwona Góra - Kłm. Zygmuntówka - Okrąglica - Jaskinia Piekło - Zelejowa - Chęciny, ok. 15 km

  Dodatkowa warstwa ubrań zdaje się na nic. Drobinki mrozu i tak przenikają przez spodnie, następie kalesony i szczypią w gołą skórę. Ziąbu nie wytrzymują baterie do aparatu. Od przeszło pół godziny grzeją się w piankowym futerale. Co parę minut muszę wyciągać je na zewnątrz i reanimować to chuchając, to energicznie rozcierając rękawiczkami. I to wszystko dzieje się na skraju przepaści. Bo powszechnie wiadomo, że wspinaczka po kamieniołomie wysokości trzech pięter to najlepszy sposób na rozgrzanie, gdy dookoła tylko mróz. 

Nad przepaścią

Cała nasza uśmiechnięta ekipa. Od lewej: Ja, Oliwka, Raku i Kędzier
Foto: Statyw

Gdzieś na wysokości drugiego piętra aparat zdechł. Pokonało go zimno. Funkcję aparatu dzielnie przejął telefon, jednak i jemu kreska zasilania dramatycznie się kurczyła...
Kolejne ściany zbliżały nas do znalezienia się w sąsiednim lesie. Tam, ni stąd ni zowąd pośrodku zaśnieżonych drzew wyłoniła się niespodziewanie pionowa dziura. Przypominała studnię. My - podobnie jak wiaderka do czerpania wody w takiej studni, zjechaliśmy po linie w jej głąb. Łatwo nie było. Czapy śniegu odrywające się od ścian i spadające prosto za kołnierze kurtek, przemoczone rękawiczki, czy wreszcie sama lina, która nie dała się poskromić. To tylko namiastka trudności z jakimi przyszło się zmierzyć. I pomyśleć, że tyle wyrzeczeń, tylko po to, aby 5 metrów poniżej stwierdzić, że dalej nie ma po co się wciskać.

Raku schodzący po linie

Wyszukać zabawę z niczego to sztuka sama w sobie. Udało się jej dokonać Bartkowi. Z pomocą przyszły mu zamarznięte kałuże, których dookoła przecież nie brakowało. Wszystko zaczynało się od wyboru ofiary. Wstępną selekcję wygrywała zazwyczaj najdłuższa kałuża. Następnie Raku z rozbiegu wskakiwał na nią, po czym płynnie przechodził w ślizg i sunął po lodowej tafli jakby on był łyżwiarzem, a kałuża lodowiskiem. 


Wiedzieliście, że lód pokrywający rokrocznie Bajkał sięga nawet 2 metrów grubości i potrafi utrzymać ciężar 15 ton? To tyle, ile prawie trzy dorosłe słonie afrykańskie. Polskim warunkom jednak daleko od syberyjskich, co miał zamiar sprawdzić na własnej skórze Kędzier. 
Ta sama kałuża, po której jeszcze niedawno sunął Raku w sekundzie stała się sceną niecodziennych wydarzeń. Kędzier wziął sobie za cel przetestowanie jej wytrzymałości. Zdecydował się na skakanie. Kiedy to nie pomogło, Kędzier posunął się do drastyczniejszych środków. Jak koń kopytem, z siłą wiertarki udarowej, zaczął usilnie tupać. Ruchy te nie nadążały za procesem myślenia. Mózg próbował walczyć przez moment, ale ostatecznie się poddał i wtedy... Lód w trzask, my w śmiech, a Kędzier zapadnięty po łydki w lodowatej, błotnistej brei. Test przebiegł pomyślnie. 

Niekiedy jednak lód potrafi stworzyć prawdziwe piękno. Weźmy pod lupę po raz już ostatni kałuże. Często w pędzie mija się je jakoś tak bezrefleksyjnie. Wystarczy jednak przystanąć i kucnąć, że to czemu się przyglądamy złożonością swych geometrycznych kształtów, zasługuje by nazywać miniaturowym dziełem sztuki.   

Czasem mróz potrafi stworzyć cuda

Lodowe piękno

Spacer śladami lodowych obrazów przypominał przechadzkę po galerii sztuki. Na ziemię sprowadził nas niepokojący fragment tabliczki ...LUB ŚMIERCIĄ... Kiedy wchodzisz na ścieżkę i wita cię coś podobnego, już wiesz, że do piekła naprawdę blisko. Nie myliliśmy się. Ledwo 20 minut później byliśmy przed wejściem do jaskini. Ostatnim razem w Piekle paradoksalnie kryliśmy się przed zalewającym ukropem, podczas gdy teraz wreszcie odnaleźliśmy w niej przytulne ciepło. 



Strop jaskini najeżony był spiczastymi soplami, które niczym ostrza średniowiecznych mieczy przeszywały skałę na wylot. Ze spągu wyrastało zaś coś na kształt piaskowych babek wyjętych prosto z foremki. Były to równie tajemnicze, co piękne chłopki lodowe. Tuż za kurtyną lodowych ozdób początek brał boczny korytarz jaskini. Wyściełał go miękki dywan liści i puszystego śniegu idealny, by poczołgać i poprzeciskać się wśród krętych szczelin. Na zewnątrz wygramoliliśmy się jednym z dawnych szybików górniczych, którymi przed wiekami dostawali się mający wiele wspólnego z nami - gwarkowie. 

Wnętrze Piekła

Chłopki lodowe

 Tutaj również chłopek lodowy, który swoją barwę zawdzięcza liściu, na którym się utworzył

Mróz nie odpuszczał, wręcz nasilał się z każdym ostrym oddechem. Jak pędzlem malował niskopienne krzewy, ogołocone z ostatnich liści drzewa. Obleczone kryształkami szadzi iskrzyły się w świetle przebijającego się Słońca. Spoglądając na te wąsy sopli pod nosami, na twarze spękane od mrozu i oszronione włosy, dało się ulec wrażeniu, że podczas kilkugodzinnej wędrówki, przyszło nam zestarzeć się o parę dekad.


Dzika róża


2 komentarze:

  1. Ja piernicze, ale tu ciekawości u Was. Te sople zwisające. Ten wodospad mnie rozwali!!! Amazing view!!! 😍

    Ściskam Was mocno Grotołazi 😀

    Jakbyście mieli czas i ochotę to zapraszam na lekturę. Piszę na blogu powieść której alcja toczy się w Gorcach, w moim ukochanym górskim paśmie. Nosi tytuł Idąc pod prąd. Pierwszy i drugi rozdział przybliży Wam bohaterów a potem stopniowo od 3 rozdziału zaczyna się dziać 😀 Dwaj bohaterzy są ratownikami GOPR u.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakim cudem przez ponad pół roku nie zauważyłem tego komentarza ?!
      Z miłą chęcią wpadniemy i poczytamy. Również gorąco pozdrawiamy !

      Usuń