22.05.2021
Skład: Brajan i Ja
Trasa: Miechów PKP - Zagrody - Strzeżów Pierwszy - Bukowska Wola - Kalina Mała - Kalina Rędziny - Kozłówka, ok. 25 km
W czasach, gdy Jerozolima pozostawała zamknięta dla chrześcijan, do Miechowa pielgrzymowali pątnicy ówczesnej Europy. Nawet sami królowie. Pośród okolicznych wzniesień i falistych pagórków, zwycięstwo odnosił nie kto inny jak Tadeusz Kościuszko. Jednak nie można zapomnieć, że Ziemia Miechowska prócz kawału bogatej historii, jest również obszarem rolniczym w pełnym tego słowa znaczeniu. Choćby taka pobliska Charsznica. Niewielka, mało komu znana miejscowość, zyskała miano kapuścianej stolicy Polski. Co dziesiąta kapusta, która trafia do naszej kuchni, pochodzi właśnie stąd. Jednak nie samą kapustą człowiek żyje i tak wraz z końcem maja, miechowskie pola, zamieniają się w festiwal kolorów i zarazem raj dla fotografów, którzy tłumnie zjeżdżają z całego kraju. A to wszystko za sprawą jednej, niepozornej rośliny - rzepaku, który przez kilka tygodni zalewa wszystko wokół morzem żółtych kwiatów.
|
Na wybiegu |
Nim na dobre staliśmy się rzepiarami, czekała nas jeszcze podróż pociągiem. Bliżej mu było do starego grata, który w każdej chwili mógłby się rozkraczyć i zatrzymać w szczerym polu. Pól na trasie do Krakowa było pod dostatkiem, toteż zatrzymywał się co rusz, niekoniecznie na stacjach. Ledwo zipał, a wszystko wewnątrz nie działało jak trzeba. Drzwi dzielące przedziały, otwierały się i zamykały wbrew woli kogokolwiek, więżąc śpieszących się pasażerów w przestrzeni między jednym, a drugim wagonem. Nie był to nawet półmetek drogi do Miechowa. Minęło zaledwie 20 minut odkąd wyjechaliśmy z Kielc, a już obawialiśmy się, czy w ogóle dotrzemy na miejsce.
|
Uciekinier |
Rzepak witał nas już zza szyb okien pociągu, na długo nim na dobre zdążyliśmy wysiąść. Wił się jak wąż, zlewał z horyzontem, gdyby ktoś wylał kubeł żółtej farby, a gdy już wydostaliśmy się z miasta, układał w szachownice rozdzielone jaskrawą zielenią. W miejscach, gdzie rosło go całkiem sporo, przejmował kontrolę i zasadniczo pozwalał się wyłaniać jedynie wiatrakom i słupom linii wysokiego napięcia. Wszystkie inne rzeczy, niższe od niego samego, tłumił i więził w swych złotych objęciach.
|
Rozbitek na morzu |
|
Pole wiatraków |
Niespodziewanie przed nami wyrosła potężna przeszkoda. Droga, którą dotychczas podążaliśmy, bez skrupułów urwała się i kilkaset metrów dalej, zamiast niej, ujrzeliśmy plac budowy autostrady. Praca trwała tam w najlepsze. Ciężarówki z naczepami załadowanymi po brzegi, dostarczały materiał, zostawiając po sobie jedynie tumany kurzu. Wybrzmiewały głośne klaksony koparek i spychaczy. Wszędzie krążyły ludzkie postacie w kaskach. Z tej odległości wydawały się niezwykle małe, w porównaniu do masy ciężkiego sprzętu. Gdzieś pośród tego całego zamieszania, wkrótce mieliśmy znaleźć się my. Pozostawało tylko jedno pytanie: jak przejdziemy tamtędy niezauważeni?
Parę minut później wkroczyliśmy w sam środek epicentrum budowy. Trzymaliśmy się czegoś, co miało w przyszłości pełnić funkcję pobocza. Tak na wypadek, gdyby przyszło niezwłocznie uciekać w pola. Początkowo nikt nie zwracał na nas uwagi. Wszystko wyglądało jak przedtem, każdy z robotników wykonywał zlecone mu zadanie. Wydawać się mogło, że obecność dwójki nieproszonych intruzów, jest traktowana tutaj z zaciekawieniem równym zeru. Jednak były to tylko pozory...
Ostatecznie w bezpieczne rejony wydostaliśmy się dzięki jednemu z przejść pod drogą. Przejście to, tworzył ogromny tunel o blaszanych ścianach. Tuż za nim ciągnęły się zielone pagórki, które podobnie jak rzepak, towarzyszyły nam już przez resztę trasy. Tyle, że od teraz mieliśmy go dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pośród żółtych kwiatów doskonale maskowały się silnie związane z krajobrazem rolniczym pliszki. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach. Łapiąc głębszy oddech, można było odnieść wrażenie, jakby zaciągało się olejem.
|
Pliszka żółta |
Każdy kolejny krok obfitował w coraz to piękniejsze krajobrazy. Polne pasiaki zaczęły ustępować rozległym panoramom. Widoczność jednak nie powalała na kolana. To, co znajdowało się na dalszym planie, widać było jak przez zabrudzoną szybę. Wszystko za sprawą wiszącej w powietrzu ulewy, która zbierając się w lekko przyciężkich już obłokach, szykowała się do ewakuacji w postaci deszczu.
|
Gra świateł |
|
Przekładaniec |
By zrozumieć co wspólnego ma Miechów z Jerozolimą, należy cofnąć się o 9 stuleci. Wtedy to ówczesny właściciel Miechowa, udał się do Jerozolimy. Nie wrócił jednak stamtąd sam. Sprowadził bowiem zakonników zwanych Bożogrobcami. W Jerozolimie pełnili oni służbę przy Grobie Bożym, w Polsce zaś podarowano im Miechów wraz z przyległościami i ufundowano klasztor, w zamian za to, by wykonali kopię tegoż Grobu. Wobec dóbr, jakie otrzymali, musieli dotrzymać obietnicy. Tak też się stało. Odtąd Miechów odwiedzają tłumy pielgrzymów. Wśród nich znaleźli się m.in polscy królowie: Władysław Łokietek i Władysław Jagiełło wraz z Jadwigą.
|
Obecny wygląd Bazyliki w Miechowie, pochodzi z XVIII wieku, kiedy to kolegiata po licznych pożarach, odbudowach i przebudowach, doczekała się remontu ostatecznego |
Gdzie okiem sięgnąć, tam żółto. Czasem samotne drzewa, bądź grupki drzew, tworzyły coś na kształt zielonych wysp, które dryfowały pośród pól. Innym razem wstęgi rzepaku, wiły się przecinając sąsiednie drogi. Cel wędrówki powoli majaczył się na horyzoncie, a wraz z nim zmęczenie.
Kalina Mała leży jakieś 6 km w linii prostej od Miechowa (my, by tu dotrzeć, pokonaliśmy dwa razy tyle). Jak na małą wieś przystało, przepływa przez nią jeszcze mniejsza rzeka - Kalinka. Nazwa miejscowości, jak i rzeki, pochodzi od krzewów kaliny, które niegdyś rosły przed prawie każdym domem. Nam udało się akurat wstrzelić w porę ich kwitnienia. Jednak to nie kalina, a storczyki skusiły nas do zawędrowania w te okolice.
|
Kalina Mała |
W 2008 roku do życia powołano obszar Natura 2000 "Kalina Mała". Jego zadaniem jest ochrona muraw kserotermicznych, z których słynie cała Miechowszczyzna. Rośnie na nich wiele niezwykle rzadkich roślin. Niektóre, mają tu swoje jedyne stanowiska w Polsce. Wśród zagrożonej flory na uwagę zasługują przede wszystkim storczyki, reprezentowane przez wiele gatunków, np. storczyka kukawkę, którego jest tutaj naprawdę sporo, obuwika pospolitego, czy dwulistnika muszego.
Na terenie trawiastych stoków, sezonowo odbywa się wypas owiec. Zapobiega on zarastaniu muraw przez krzewy, w tym paskudną tarninę. Od kilku lat, w maju, organizowane jest też Święto Storczyka. Cieszy się ono coraz większą popularnością wśród turystów i mieszkańców, którzy pod opieką przewodnika mogą zobaczyć fascynujący świat dzikiej przyrody.
|
Storczyk kukawka |
Jednocześnie z chwilą wejścia na murawy, zaczęło padać. Po pół godzinie lało jeszcze intensywniej, do tego stopnia, że wkrótce przemoczyło nas do ostatniej suchej nitki. Ociekaliśmy wodą i wszystko stało się kompletnie obojętne. Wizja drogi powrotnej nie napawała optymizmem, a trzy godziny solidnego marszu w ulewie, brzmiały jak nieśmieszny żart. Zapomniałbym jeszcze o ponownym pokonaniu placu budowy. Tak więc szliśmy, w ciszy (tak było bezpieczniej), wypatrując jakiś skrótów, które ukróciłyby nasze męki. A kiedy już je znajdowaliśmy, to na domiar złego, częściej okazywały się ścieżkami oddalającymi coraz bardziej od stacji. W efekcie zapominając o stałym kontrolowaniu trasy z mapą, zabłądziliśmy.
Minęła prawie godzina, nim znaleźliśmy się na właściwej drodze. Nad głowami prócz ciemnych chmur, zebrało się stado gawronów. Krążyły nad nami niczym wygłodniałe sępy. Czuliśmy się jakbyśmy przemierzali pustynię, tyle, że wody mieliśmy aż zanadto. Wzdłuż poboczy tworzyły się miniaturowe potoczki. Zewsząd tylko płaskie pola, poza nimi widać było jedynie smugę asfaltu, ciągnącą się w nieskończoność.
I kiedy zmagaliśmy się z największym kryzysem, zjawiła się Ona. Nie wiadomo skąd. Jak objawienie. Być może widok dwójki przemokniętych włóczęgów wzbudził u Niej litość, by zaoferować nam pomoc? O tym mieliśmy dowiedzieć się wkrótce.
Czarny samochód zatrzymał się tuż obok, a szyba nieznacznie opuściła. Wyjrzała z niej przyszła zbawicielka. Po chwili spytała, czy nie chcielibyśmy, by nas gdzieś podwieźć. Nie znam nikogo, kto by w podobnej sytuacji odmówił. Zatem wsiedliśmy. Nieco zaskoczeni i nie mogący do końca uwierzyć w dobro, które nas przed momentem spotkało.
Pani okazała się nie byle kim, bo kierownikiem budowy autostrady. To właśnie Ona zobaczyła nas, kiedy krokiem ninji przemykaliśmy niby niepostrzeżenie wśród koparek. Traf chciał, że wracając z pracy, spotkała nas ponownie i tym razem wzięła za pielgrzymów. Świadczyło to o tym, jak tragicznie musieliśmy wyglądać w chwili naszego spotkania. No, ale są też jakieś plusy. To właśnie dzięki temu bieda-wyglądowi ostatnie 10 kilometrów mogliśmy pokonać w klimatyzowanym samochodzie, a nie brnąć w deszczu. Choć i tak, gdyby nie dobra wola naszej zbawicielki, to nasz outfit zdałby się na nic.
Rzepakowe pola są chyba najbardziej malowniczym obrazkiem wiosny. Wyglądają przepięknie. Cóż, kiedy nie znoszę ich zapachu... Najlepiej wyglądają z daleka i na zdjęciach. :)
OdpowiedzUsuńZapach rzepaku rzeczywiście jakby to ująć jest mocno nieprzyjemny... Ale po tylu kilometrach wśród rzepakowych pól, przesiąkliśmy nim cali i z czasem nie drażnił nas tak jak za pierwszym razem :)
UsuńWiosennie się zrobiło ;)
OdpowiedzUsuńZ obecnym opóźnieniem w relacjach na blogu, zanosi się na to, że będziemy mieć piękne lato tej zimy :)
Usuń