24.08.2020
Skład: Locht, Makumba, Raku i Ja
Choć ten rok zdecydowanie nie należał do udanych pod względem wypraw jaskiniowych, to udało nam się odszukać kilka nowych obiektów w województwie :) Jedne z nich zostały odkryte zupełnie przypadkowo, inne, dzięki przebogatym informacjom odszukanym w czeluściach Internetu i odmętach książkowych stronic. Niezwykle napięty wakacyjny harmonogram, sprawił, że odwiedziny większości z nich musieliśmy przełożyć już na 2021. Jednak tęsknota za zagłębianiem się w pełne mroku korytarze, ogarnęła zarówno mnie jak i całą ekipę do tego stopnia, że zdecydowaliśmy się nie zwlekać ani chwili dłużej i jak najszybciej zorganizować wyprawę do wnętrza podziemi. Sprawą otwartą, wciąż pozostawał cel wyprawy. I tu po raz kolejny z pomocą przyszła nam nowa aplikacja z mapami. Ta, prócz kilku dodatkowych funkcji planowania tras w terenie, dała możliwość wglądu w ciekawe punkty naniesione przez jej użytkowników. Jeden z nich szczególnie zwrócił naszą uwagę, za sprawą intrygującej nazwy oraz równie tajemniczych zdjęć. Pełni ekscytacji po prostu musieliśmy sprawdzić, jak wirtualna technologia sprawdza się w rzeczywistości. Autobusem nr 28 podjechaliśmy pod samą szkołę w Jaworzni, skąd po kilku minutach byliśmy już w rezerwacie Moczydło. Z telefonami w dłoni przeczesywaliśmy kolejne metry terenu w nadziei, że prędko uda nam się odnaleźć szukany obiekt.
Bluszcz - król rezerwatu |
Gdy to nie pomogło podzieliliśmy się na dwie grupy. Ostatecznie przeszliśmy do poszukiwań indywidualnych.
Kiedy ostrość aparatu nie chce współpracować |
Po jakiejś godzinie odnalazłem coś co przypominało miejsce ze zdjęcia. Kiedy reszta ekipy, zwabiona moimi donośnymi sygnałami dźwiękowymi znalazła się przy dziurze, po kolei zaczęliśmy schodzić w dół.
Foto: Raku |
Początkowy entuzjazm minął w momencie, gdy Makumba zagłębił się do wnętrza pustki. Okazało się wówczas, że... byliśmy w niej rok i dwa lata temu, lecz od innej strony. To sensacyjne odkrycie zmusiło nas do kontynuowania poszukiwań w innym obszarze. Jak na złość nasza mobilna aplikacja wraz z GPS-em zaczęły wariować do tego stopnia, że pokazywały nam, że jednocześnie jesteśmy w dwóch punktach. Niestety żaden z nas nie posiadł jeszcze zdolności teleportacji, zatem uznaliśmy to za złośliwość rzeczy martwych. Apogeum absurdów zostało jednak osiągnięte, kiedy znaleźliśmy się w lokalizacji sztolni, które w żaden sposób nie dawało nadziei, że w pobliżu znajduje się wejście do podziemi. Kręciliśmy się w kółko. Z północnej części rezerwatu, przenosiliśmy się prędko do wschodniej, by następnie wrócić w miejsce, z którego wystartowaliśmy. Co chwilę któreś z nas mijało się z drugim. Ciężkie plecaki coraz częściej stawały się nie lada przeszkodą w pokonywaniu opanowanych przez chaszcze ścieżek Moczydła.
Gwiazdosz workowaty Foto: Raku |
W górę, a potem w dół, ciągle uważając, by nie wpaść do zarośniętych zapadlisk górniczych. I jeszcze ten skwar. Łatwo nie było. Intuicja podpowiadała mi, żebym z utartej dróżki skierował się w stronę widocznych na skraju rezerwatu budynków. Idąc wzdłuż siatki ogrodzenia dotarłem do niechlubnej wizytówki rezerwatu - nielegalnego wysypiska śmieci. No bo po co wyrzucać odpady do kosza, skoro za płotem jest las?! Głupota ludzka nie zna granic :( Kontynuując, w sąsiedztwie wspomnianej wcześniej kupy różnorakich gratów i nie tylko, znalazłem wejście do atrakcji dnia. Nie pozostało mi nic innego jak ściągnąć pozostałych do siebie i rozpocząć eksplorację. Otwór chroniła półprzezroczysta płachta wraz powtykanymi do środka leszczynowymi patykami, zabezpieczającymi wejście przed niekontrolowanym zasypaniem. Po ostrożnym usunięciu zabezpieczeń, zabraliśmy się za penetrację sztolni.
Foto: Locht |
Poprzez wąską szczelinę, która przytłaczała nas jakże miłym stadkiem sieciarzy jaskiniowych, wydostaliśmy się wprost do głównego korytarza. A tam zrobiło się od razu przyjemniej. O wiele szerzej, wyżej. Tak, że mogliśmy swobodnie się wyprostować. Jego dno usłane było ogromnymi głazami, będącymi pozostałością po urobku dawnych prac górniczych. Owy korytarz jednak nie skończył się typowym dla tego typu obiektów przodkiem.
Światełko w tunelu |
Kiedy nie możesz utrzymać języka za zębami |
Symetria osiowa. No prawie |
Skóra cierpnie podczas czytania! Bardzo niebezpiecznie, ale też niezwykle interesująco. Po lekturze tego wpisu będę na terenie rezerwatu Moczydło jeszcze bardziej ostrożna niż dotychczas. My przecież nie wędrujemy z linami.
OdpowiedzUsuńO zwyczaju zostawiania przez grotołazów dopiero dziś od Was się dowiedziałam. Czy sami często zostawiacie takie ślady?
Osobiście za bardziej niebezpieczny teren do poruszania się uważam Żakową Górę, gdzie oprócz zapadlisk, są również otwarte szyby. A niektóre z nich liczą ponad 20 m. Jest to bodajże jedyne miejsce, w którym najzwyczajniej boje się poruszać bez szlaku w okresie jesienno-zimowym. Co do jaskiniowego zwyczaju poznaliśmy go w jaskini Cabanowej na Jurze. Od tego momentu staramy się pozostawić po sobie ślad, w każdym obiekcie, w którym ktoś zostawił go przed nami. Z jednym wyjątkiem. Nie można zapominać, że w niektórych jaskiniach namulisko, po którym się poruszamy jest równie cenne, co szata naciekowa. Często skrywa kości prehistorycznych ssaków zamieszkujących niegdyś wnętrze jaskini, zatem nie możemy sobie pozwolić na jego bezmyślne zniszczenie.
UsuńSaacuuuun!!!
OdpowiedzUsuńpokażę koledze - moglibyśmy liczyć na wasze przewodnictwo, bo też chcielibyśmy tą dziurę zaliczyć?!
Myślę, że możemy się śmiało dogadać, jednak sama dziura nie jest jakiś spektakularnych rozmiarów i jej zwiedzanie skończyłoby się po jakiś 15 minutach, zatem trzeba by było się zastanowić nad jakimś podziemnym dodatkiem w okolicy.
UsuńDzięki - odezwę się.
Usuń