Obserwatorzy

Popularne posty

środa, 25 grudnia 2019

Wycieczka nr 58: ZGÓRSKIE GÓRY W CZAPCE MIKOŁAJA


21.12.2019

Skład: Oliwka, Locht, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Szewce - G. Ołowianka - G. Ciastowa - G. Plebańska - Rez. Moczydło - Rez. Chelosiowa Jama - Jaworznia Fabryczna, ok. 15 km

Nie od dziś wiadomo, że świętokrzyskie górnictwo (zwłaszcza kruszcowe) jest silnie związane z rejonem Chęcin. Miedzianka czy Góra Żakowa, w obrębie których utworzono rezerwaty przyrody, stanowią idealne miejsca, by namacalnie zapoznać się z dawnymi technikami górniczymi. Co jednak z obiektami, które są zdecydowanie mniej znane, nie mówiąc już o tym, że w żaden sposób nie podlegają one ochronie prawnej. Niestety bez niej, ślady naszej przeszłości, ulegają nieodwracalnemu zniszczeniu, co stało się m.in z położoną nieopodal Miedzianki, Ołowianką.
Czas jednak na więcej optymizmu. To, że jedna Ołowianka niemalże przestała istnieć, nie znaczy, że stało się to z innymi górami. By się o tym przekonać wyruszyliśmy odwiedzić... Ołowiankę, ale tą położoną w Paśmie Zgórskim, które kompletnie nie jest kojarzone z działalnością górniczą. O samym wzniesieniu wiedzieliśmy niezwykle mało. Nie przeszkadzało nam to zbytnio, gdyż bardzo lubimy odkrywać miejsca, które są jeszcze nie do końca poznane. W literaturze fachowej może poczytać o tym, że działały tu od XVI kopalnie ołowiu, a także kamieniołom, gdzie już wydobywano marmur odmiany "ołowianka".

Wyruszyliśmy wedle jesiennej tradycji - kilka chwil przed wschodem Słońca. Po dotarciu na miejsce okazało się, że poszukiwania w terenie nie będą należały do najłatwiejszych. Gęste zarośla z tarniny, leszczyny i dzikiej róży, bardzo ograniczały nam możliwość przemieszczania się nie mówiąc już o szukaniu czegokolwiek.

Półgodzinne poszukiwania zostały nagrodzone znalezieniem dawnych szpar górniczych.
Nie było to jednak wszystko. Wiedząc, że w południowej części góry znajduje się dawny kamieniołom, postanowiliśmy go odszukać. Szczerze spodziewałem się jakiegoś łomiku, czy czegoś w tym stylu. Kiedy przypadkowo trafiłem do krawędzi starego wyrobiska, w jednej chwili znalazłem się nad kilkunastometrową dziurą w ziemi! Miejsce niezwykle dzikie i piękne zarazem. Dostanie się na dół było dosyć czasochłonne ze względu na strome zbocza, śliskie skałki i nielicznie rosnące drzewka, które jako jedyne dawały poczucie stabilności.

Po krótkiej przerwie na dole, połączonej z sesją fotograficzną, musieliśmy opuścić to urokliwe miejsce i ruszyć w dalszą podróż.
Asfalt, biszkopty i jeszcze raz biszkopty. Tak można streścić odcinek trasy, którą dostaliśmy się do leśnej ścieżki, prowadzącej zboczem Góry Plebańskiej. Północna część tego wzniesienia skrywa jednak jedno miejsce, w którym możemy znaleźć chwilę spokoju lub powspinać się po linie.


Foto: Raku

Wspinaczkę pod górę, utrudniała niezwykle śliska, porośnięta mchem i pozbawiona jakichkolwiek chwytów skała

Nie jest tam jednak łatwo trafić. Zgórskie lasy na długo broniły przed nami dostępu do niego. Dopiero za trzecią próbą, udało mi się znaleźć ukryty w gęstym lesie i otoczony zewsząd wąwozami, dawny kamieniołom piaskowców dolnokambryjskich. Jest to kolejne mało znane, a zarazem niezwykle urokliwe miejsce, nadające się idealnie na zrobienie dłuższego postoju. Mikołajkowa czapka, która od tego miejsca towarzyszyła Lochtowi, wzbudzała dużą ciekawość okolicznych mieszkańców. Bardzo szybko jednak zniknęliśmy z ich pola widzenia. Zaraz za budynkiem szkoły skręciliśmy w lewo i wkroczyliśmy do rezerwatu Moczydło. Byliśmy w nim już rok temu (link tutaj), wtedy jednak chaszcze nie pozwoliły nam na jego dokładniejsze poznanie. Tym razem nie mogliśmy już na nie narzekać. Początkowo podążaliśmy główną ścieżką prowadzącą przez sam środek dawnego pola górniczego.

Kolejne kroki skierowaliśmy już w południową część wzgórza, by rozpocząć poszukiwania dawnej sztolni austriackiej. Udało nam się odnaleźć kilka potencjalnych miejsc, gdzie mogłaby się ona znajdować, jednak z uwagi na niebezpieczną, grubą warstwę opadłych liści zalegających na dnie dawnych wyrobisk, zrezygnowaliśmy, ze schodzenia na sam dół.
W dwóch miejscach zrobiliśmy jednak wyjątek, by móc przejść przez najlepiej zachowane szpary górnicze, które są pozostałością po eksploracji rud ołowiu, której początki sięgają XVII w. Prowadzone były one wzdłuż żył kruszcowych. Podobne, lecz znacznie mniejsze obiekty tego typu możemy zobaczyć, m.in na Karczówce. Przez wiele lat były one zupełnie niewidoczne, gdyż cały rezerwat pełnił funkcję dzikiego wysypiska śmieci. Dopiero dwa lata temu podjęto skuteczną akcję sprzątania tego miejsca, w wyniku której zebrano ponad 2 tony odpadów. Dzięki zaangażowaniu 50 osób ślady dawnego górnictwa, mogliśmy zobaczyć je na nowo. Pierwsze wyrobisko znalazł Raku. Od razu podjęliśmy decyzję o zagłębieniu się w największy ze skalnych tuneli.

Widok z dołu 

Foto: Raku

Czuliśmy się w nim jednak nieswojo, gdyż tuż nad naszymi głowami znajdowały się dwa olbrzymie, zaklinowane głazy. Było jednak warto. Na jego końcu odnaleźliśmy wejście do jednej z dawnych sztolni, bądź jakąś pustkę krasową. Jednak niestabilne wejście, które podtrzymywały leśne korzenie i dosyć małe rozmiary obiektu, sprawiły, że ze względów bezpieczeństwa nie podjęliśmy próby jej eksploracji.


Foto: Locht

Zresztą według naszych obserwacji wynikało, że po wejściu jednej osoby do środka, zwiedzanie praktycznie już się kończyło. W kontynuacji poszukiwań przeszkodziły nam dwa dziko biegające psy. By uniknąć ich ewentualnego ataku, podjąłem heroiczną próbę wejścia na drzewo :)

Foto: Oliwka

Po kilku minutach jednak teren był już bezpieczniejszy, a pieski uciekły w głąb lasu. Pozwoliło nam to na dotarcie do drugiej ze szpar górniczych. Głębszej, lecz nieznacznie krótszej od poprzedniczki. Na dno prowadziły dwie drogi, z czego ta pierwsza wydawała się być bezpieczniejsza. Nadawała się ona idealnie dla tych, którzy chcieli poćwiczyć swoje wspinaczkowe umiejętności.
Druga zaś wymagała ostrożności przy schodzeniu, by przypadkiem się nie poślizgnąć. Po znalezieniu się w komplecie na dole, zajęliśmy się planem opracowania zejścia do tajemniczej dziury, biegnącej pod wyrobiskiem. Najodważniejsza z nas wszystkich okazała się Oliwka.
Nie, że my jakoś się boimy, jednak istniało prawdopodobieństwo, że w głębi dziury może znajdować się szyb św. Jadwigi mający podobno ponad 100 m! Nasza koleżanka postanowiła jednak mimo wszystko sprawdzić co kryje dziura. Będąc tuż przed wejściem do niej, w środku było na tyle ciemno, że nie sięgało światło latarek. Mimo to Oliwka powoli zaczęła zagłębiać się do jej wnętrza. Kiedy w jednej chwili cała zniknęła, zaczęliśmy się o nią poważnie obawiać. Nie minęło zbyt wiele, ponownie wydostała się na powierzchnię. Dowiedzieliśmy się, że w środku nie było niczego ciekawego, a sama dziura praktycznie kończyła się zaraz po wejściu. Nasze kolejne kilometry pokonaliśmy po mniej i bardziej wydeptanych ścieżkach, aż w końcu dotarliśmy do dawnego kamieniołomu, gdzie wśród gęstych chaszczy, udało nam się odnaleźć stary szpadel.


Na szczęście nie było to ostatnie zdjęcie 

Chaszcze tego dnia nie dawały za wygraną

Niestety później nic nie znaleźliśmy, oprócz kilkunastu zagłębień w terenie. Nad naszymi głowami niebo niebezpiecznie się ściemniło. Według początkowych założeń, nie bagatelizując prognozy pogody, naszą wycieczkę mieliśmy zakończyć na przystanku przy szkole w Jaworzni. Duży zapas czasu zachęcił nas jednak do dodatkowego odwiedzenia rezerwatu Chelosiowa Jama.



Po dotarciu na miejsce, na pierwszy ogień poszedł dawny wapiennik, który z bliska robił jeszcze
większe wrażenie. Krótką przygodę z urbexem zakończyliśmy, w chwili, gdy dotarliśmy do ruin dawnych murów, z których następnie udaliśmy się do największego z dawnych wyrobisk.



Ciekawe co to mogło być?


Jak zawsze jego rozmiary wywołują u mnie duże wrażenie. Prawie godzinny postój, ani przez chwilę nie wydał nam się za długi, jednak w drodze powrotnej, całkowitym przypadkiem znaleźliśmy bardzo ciekawy obiekt. Do autobusu jednak zostało nam zbyt mało czasu, by ryzykować i podejmować próbę wchodzenia do niego. No cóż więcej nie będziemy zdradzać, gdyż w na wiosnę mamy w planach tam powrócić...

Ekipa nad skalnym urwiskiem

Locht w miejscu idealnym na chwilę relaksu

3 komentarze:

  1. I znów pasjonujące schodzie do tajemniczego świata.
    Przy czym Moczydło i tak teraz czy przed rokiem wygląda nieźle. Pamiętam ten rezerwat w czasach jego całkowitego zaniedbania - wszędzie śmieci.
    Ale i wapiennik obejrzeliście z bliska. My zawsze jedynie fotografujemy go z odległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście w rezerwacie nie byłem przed jego sprzątaniem, ale widziałem zdjęcia sprzed 4 lat, gdzie śmieci było tak wiele, że odszukanie jakiegokolwiek zagłębienia w terenie graniczyło z cudem. By dostać się do wapiennika musieliśmy się trochę pogimnastykować, ale warto było. Z bliska robi jeszcze większe wrażenie.

      Usuń
    2. Skoro tak, to przy najbliższej okazji może podejdziemy do wapiennika. Ale nie na pewno.

      Usuń