Obserwatorzy

Popularne posty

niedziela, 6 października 2019

Wycieczka nr 49: GRZYBOBRANIE


22.08.2019

Skład: Iga, Oliwka, Raku i Ja

Trasa: Ociesęki - Jaźwina - Nowa Huta - Widełki - Koziel - G. Kamionki - Orłowiny - Złota Woda, ok. 28 km

  Załóżmy, że jesteś dorodnym borowikiem. W kapeluszu mierzysz niewiele więcej od przeciętnego smartfona. Rośniesz sobie spokojnie otulony kożuchem mchu, wsłuchując się w odgłosy lasu, gdy nagle ktoś wykręca ci trzonek. Ostatnie słowa jakie usłyszysz to: "Będzie jak znalazł na sosik". Chwilę potem lądujesz wraz z innymi ściętymi grzybami nie w koszyku, lecz w worku. Jeszcze wczoraj była tam para adidasów. A dzisiaj? Cóż, dzisiaj to właśnie tobie przyjdzie pokonać w nim następne 25 kilometrów, z których nie wrócisz cało...

Rodzinka w komplecie

Widoki z Jaźwiny

  Wędrując żółtym szlakiem przemierzaliśmy piaszczyste bory sosnowe. Tu jak nigdzie indziej dogodne warunki do życia znalazły sobie maślaczki. Rosły całymi rodzinkami. Oto, co o maślaku zwyczajnym pisze internetowy atlas grzybów:
Kapelusz od 40 do 150 mm średnicy, początkowo o kształcie półkolistym później spłaszczonym, poduchowato wypukłym z lekkim garbkiem, do rozpostartego. Brzeg ostry. U młodych owocników podwinięty barwy brązowo-żółtej, jasnobrązowej, kasztanowobrązowej, czekoladowobrązowej lub szarobrązowej z szarym lub fioletowym odcieniem. Grubomięsisty. Skóra lepka, mocno śluzowata...
Czytamy to sobie, śmiejąc się w głos. Jesteśmy pod wrażeniem umiejętności skojarzeń autorów tekstu. Wszak nie tak łatwo wymazać z pamięci poduchowato wypukły kapelusz.

Grzybów pojawiało się więcej i więcej. Nieco gorzej przedstawiała się sytuacja w przypadku naszego zaopatrzenia w reklamówki, które zostało wyczerpane ledwo dwadzieścia minut po wejściu w las. Z pomocą ruszyły worki na buty, same plecaki. Nieco później do gry wkroczyły "kloce". Tym czułym określeniem nazwaliśmy pomysłowe i wygodne zarazem koszyczki na grzyby, jakie dziewczyny skleciły z własnych bluz. 


Śródpolny staw świetnie kontrastujący z panującą wokół zielenią

Ta licząca zaledwie 340 mieszkańców wieś może pochwalić się niezwykle malowniczym położeniem, tak urokliwym, że planowano wybudować tutaj schronisko turystyczne. Dalej wędrowaliśmy już za znakami niebieskiego szlaku, który po stromym i trochę męczącym podejściu na G. Zamczysko zaprowadził nas do miejsca, gdzie przyszedł czas na odpoczynek. Nazwa góry pochodzi prawdopodobnie od legendarnego grodu zamkowego, który podobno niegdyś wznosił się na jej szczycie. Z wierzchołka rozpościerała się wspaniała panorama okolicy.

Miejsce, gdzie miało się wznosić jedyne w Górach Świętokrzyskich schronisko turystyczne


By zobaczyć jej jeszcze większy fragment, odważniejsza część ekipy wspięła się na ponad
20- metrowego buka.

Niczym małpy ...

w swoim naturalnym siedlisku :)
Foto: Raku

Wysokość na jakiej się znajdowali robiła wrażenie
Foto: Raku

 Po przerwie w mojej głowie zrodził się szalony pomysł na wydłużenie trasy. Na szczęście moje zapędy szybko ostudziła godzina i dystans dzielący nas od przystanku autobusowego no i oczywiście kolejne grzyby :) Było ich jeszcze więcej niż poprzednio, dlatego zastosowane przez dziewczyny prowizoryczne, a zarazem pomysłowe i wygodne "koszyczki" zrobione z bluz, bardzo się nam przydały. Ze względu na ich wygląd nazywaliśmy je żartobliwie "klocami". Chociaż potem ciągle szliśmy tylko przez las, trasa była na tyle urozmaicona, że ani chwilę się nie nudziliśmy. Po dotarciu do wsi Koziel rozpoczęliśmy poszukiwania skałek, które według mapy miały znajdować na jej krańcu. W rzeczywistości ani współrzędne, ani mapa nie okazały się przydatne. Do skałek po prostu nie prowadziła żadna większa droga, a dla nas zupełnie nie znających okolicznych lasów , było to równoznaczne z zakończeniem poszukiwań. Gdy znaleźliśmy się na szczycie Góry Kamionki, przyszedł czas na kolejny dłuższy postój. Kiedy dziewczyny odpoczywały, razem z Bartkiem zaczęliśmy szperanie po okolicy. Podczas pierwszego podejścia natrafiliśmy zaledwie na kilka porozrzucanych głazów. Drugie też nie przyniosło oczekiwanego rezultatu (nie licząc grzybów).

Ponad 2-kilometrowy grzbiet góry przypomina miejscami grań górską

Zebrane przez nas borowiki ceglastopore

biegam w amoku, Za trzecim razem wziąłem sprawę w swoje ręce i po prostu pobiegłem przed siebie. Stwierdziłem, że będę skręcał w każdą ścieżkę idącą w prawo. W lesie, w którym jest mnóstwo dróżek zadanie to nie wymagałoby zbyt wiele wysiłku. Ten jednak był po prostu dziki. Dopiero po dobrych 5 minutach biegu napotkałem pierwszą ścieżkę, potem skręciłem w kolejną i wśród drzew zauważyłem jakby jakieś urwisko. Kiedy podszedłem bliżej już wiedziałem, że szczęście tego dnia mnie nie opuszcza. Jednak dotarcie do skałek było dopiero połową sukcesu. Musiałem wrócić tu ponownie z pozostałą częścią grupy, a by to zrobić czekała jeszcze jedna przeszkoda: powrót do miejsca skąd wyruszyłem. Z niesprawnym GPS-em, w kompletnie nieznanym mi terenie, w którym cała okolica wygląda tak samo, stanowiło to dla mnie ogromne wyzwanie. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że pierwszy raz porządnie się zgubiłem. Na mapie miałem zaznaczoną jedynie ścieżkę, która prowadziła na szczyt, gdzie czekali na mnie Oliwka, Iga i Raku. By się do nich dostać, użyłem kompasu i zostawiając na każdym skrzyżowaniu strzałki z patyków (czasem nawet całych drzewek). W ostatniej chwili udało mi się dotrzeć do reszty ekipy, która już szykowała się, by rozpocząć poszukiwania mojej osoby :) Gdyby do tego doszło, z całą pewnością byśmy się pogubili. Odpoczynek przy skałkach był już ostatnim. Trochę czasu poświęciliśmy na wspinaczkę.

Kolejny głaz wskazujący nam kierunek marszu. Małe i duże skałki sprawiły, że przynajmniej nazwy tego szczytu nie trzeba nikomu wyjaśniać

Pierwszy z progów skalnych, mający 4 metry wysokości
Według legendy skałki zostały pozostawione przez diabła idącego zniszczyć klasztor na Świętym Krzyżu. Obwiązał je sznurami i ciągnął w kierunku Łysej Góry. Po drodze pękały kolejne sznury, aż wreszcie w kozielskim lesie nie wytrzymał ostatni i musiał pozostawić je w tym miejscu.

Foto: Statyw

Później pięknymi, ale niestety bardzo zawiłymi ścieżkami prowadzącymi przez dzikie bory jodłowe, udało nam dostać się w okolicę Polany Wojteczki, gdzie weszliśmy na szlak niebieski.
Przy wiacie turystycznej pożegnaliśmy się ze znakowaną trasą i aż do samego przystanku w Złotej Wodzie dreptaliśmy po drogach przeciwpożarowych. Oddaliliśmy sie w stronę plamy zachodzącego słońca.


Jeden z niewielu już zachowanych domków

6 komentarzy:

  1. No, no - wyrazy szacunku. Nasza grupa dopiero za drugim podejściem znalazła skałki w Kozielu.
    No i nadźwigaliście się na tej wycieczce grzybów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy! Nie ukrywam, że liczne trudności w odnalezieniu skałek, o których piszą dosłownie wszyscy, którym udało się tam dotrzeć, skłoniły nas do poszukiwań, a to, że okazały się one owocne, zawdzięczamy już ogromnemu szczęściu.
    Poza tym noszenie takiego smacznego ciężaru to sama przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile wspomnień ożyje zimą przy jedzeniu suszonych lub marynowanych grzybów!

      Usuń
    2. Nie wiem jak u reszty ekipy, ale u mnie grzybki już na drugi dzień zostały wykorzystane do pysznego sosiku ;)

      Usuń
  3. Fajna traska, jedna z mniej uczęszczanych w naszych górach, a kiedyś bardzo popularna. Do tego trochę grzybów skosiliście.
    Robiłem właśnie porządki u nas i pokasowałem "martwe blogi". Niestety coraz mniej zostało nas pasjonatów, opisujących świętokrzyskie wędrówki. Powodzenia i dalszej wytrwałości ;)

    𝕮𝕶𝕽𝖆𝖏𝖉𝕮𝖔𝖒𝖒𝖆𝖓𝖉𝖔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo smutne, że z roku na rok coraz mniej turystów wędruje po świętokrzyskich szlakach, nie mówiąc już o jakiś terenach poza nimi. Szkoda, bo naprawdę atrakcyjnych miejscówek u nas nie brakuje. Najważniejsze jednak, że Wy i Włóczęgi ciągle potraficie zachwycać innych naszym regionem. Nawet miejsca wszystkim teoretycznie bardzo dobrze znane oraz często odwiedzane umiecie odkrywać na nowo :)
      Również życzymy powodzenia i mnóstwa pomysłów na kolejne trasy!

      Poszukiwacze Przygód

      Usuń