Obserwatorzy

Popularne posty

środa, 1 maja 2019

IV Wyprawa Jaskiniowców Świętokrzyskich: PODZIEMNY ŚWIAT WIETRZNI


1.05.2019

Skład: Makumba, Oliwka, Locht, Bugli, Raku i Ja

Od wejścia brzuchy szorują po namulisku. Kleimy się od błota. Dawno zdążyliśmy zapomnieć jak to jest być czystym. Cholernie niski strop pozwala tylko na płytkie oddechy. Czujemy się niczym plastry szynki wciśnięte pomiędzy kromki, które ktoś uporczywie zgniata. Ciasnota obezwładnia z ruchów. Prędzej pełzniemy, bo trudno nazwać to czołganiem. 

Oliwka tuż po wyjściu

Buty tłuką o kaski. Jednemu klinują się biodra, innemu to barki przeszkadzają przejść. W obu przypadkach brakuje tych kilku centymetrów. Jeszcze trochę! Próbują kolana. No dajesz! Tym razem to ja mocuje się z zakleszczonym tyłkiem, wypuszczam powietrze z płuc i wtedy szczelina puszcza. Nagle pojawia się przestrzeń dla tych samych kolan, bioder, barków. Powykręcany przelewam się przez zwężenie. Nie potrafię się zatrzymać. Wypluwa mnie kilkadziesiąt centymetrów dalej, tak, że ląduje twarzą w miękkiej glinie. 

Wpełzający Bugli

Gdy tylko otwieram zalepione oczy, pierwszym co widzę jest Makumba, który naciąga lateksowe rękawiczki. Czuję się zupełnie jakbym przed momentem przeżył po raz drugi własny poród. 

Za zakrętem korytarz sprawia wrażenie ulepionego z plasteliny. W lepkich ścianach widać nawet coś na wzór odbitych palców. Nie przypomina to niczego, co widzieliśmy przedtem. Strop powoli się podnosi, jaskinia nabiera rozmiarów. I dobrze, bo od ciągłego tarcia spodnie zdążyły się poprzecierać, przybyło im dziur. Jednak nie ma to większego znaczenia pod ziemią, gdzie i tak niewiele widać. Kamień, spleśniały ziemniak, kolano Bugliego, wszystko wydaje się takie same, póki się tego nie złapie.



- Też to widzisz? 
-  Co niby? Gdzie? Ciebie ledwo widzę. 
- Za kamieniem. Coś jakby zaokrąglona główka. Kiedyś musiało być białe, teraz mocno zabrudzone. Trudno stąd stwierdzić. Podejdźmy bliżej. 
- Tam chyba jeszcze coś wystaje, spójrz. Jakby wydłużony fragment. Czy to... czy to kość?
- Dziwne, ciekawe czyja i co robi pod ziemią?


7 czerwca 1993 roku nagłówki kieleckich gazet obiega wstrząsająca wiadomość. Podczas rutynowej wyprawy do jednej z największych jaskiń na terenie miasta, grupa speleologów natrafia na ludzkie szczątki w stanie rozkładu. Późniejsza ekspertyza patomorfologa potwierdza, że należą one do uważanego od wielu miesięcy za zaginionego studenta. Naturalna przyczyna śmierci budzi wątpliwość śledczych. Przypuszczają, że to niecodzienna pasja do jaskiń, miała go przedwcześnie wpędzić do grobu.


Wygląda na to, że na dole nie mamy już czego szukać. Godzinę później mamy zbadane wszystkie możliwe ciągi korytarzy, za wyjątkiem ostatniej odnogi. Prowadzi ona do najwyższego punktu jaskini. Jedyny sposób, aby się tam dostać to wspinaczka. 5 metrów. Bez liny. Bez chwytów. Po śliskiej ścianie na domiar złego oblepionej gliną. 

W ruchach przypominamy żaby, tyle, że zamiast pływać w wodzie, babramy się w glinie. Podeszwy butów przestają istnieć. Giną pod grubą warstwą gliny, a ślicznotka trochę waży i na górę chcąc nie chcąc trzeba wnieść ten zbędny balast. Gramolimy się niezdarnie. Domyślamy się też już jak mógł zginąć student. Studnia taka jak ta nie wybacza błędów.  


Widok na dół zaraz po wejściu

Dopiero z góry widzimy skalę podjętego ryzyka. Co by nie mówić całkiem tu wysoko, a przy tym jak pięknie! Mamy swoją nagrodę za włożony wysiłek. Wnęki oblewają kaskady wodospadów naciekowych, które ociekają śnieżnobiałym mlekiem wapiennym jakby zastygły w bezruchu. Gdzie indziej pełno pól ryżowych. Wielkie są. We wnętrzu komina jeszcze symbolicznie dotykamy stropu i z żalem schodzimy. 



Glinę mamy już dosłownie wszędzie. Zatyka nam uszy, powchodziła za paznokcie, język wyczuwa ją nawet  między zębami. Umorusane twarze przybierają bojowe barwy. Marzymy tylko o tym, aby czym prędzej przebrać się w coś, co nie ma w sobie kilograma gliny. 

Jak tylko wydostajemy się na zewnątrz, pędzimy do jeziorka. Zrzucamy z siebie ubłocone bluzy, poprzecierane spodnie, strzępki rękawiczek i co tylko się da staramy się przeprać z pierwszych brudów. Woda natychmiast mętnieje, po jej powierzchni rozchodzi się chmura rdzawego osadu, który utrzymuje się jeszcze długo przy brzegu.
Z wyżymanych ciuchów powstaje zbita kula wciąż jeszcze ociekająca brunatną wodą. Pakujemy ją do wora, ten przerzucamy przez ramię i rozchodzimy się do domów. Wszyscy wreszcie w świeżutkich, pachnących proszkiem, a nie jaskinią ubraniach. To znaczy prawie wszyscy. Oliwce śpieszyło się wyjątkowo i jak się wygrzebała z jaskini tak pobiegła prosto na autobus.


Foto: Oliwka

Niedługo potem Oliwka zostawiając za sobą błotniste ślady na schodach, wbiega na ostatnie piętro bloku. Drzwi otwiera jej mama i za sprawą szokującego widoku natychmiast oniemieje. Patrzy i nie wierzy własnym oczom, że to coś w poobdzieranych łachach zalatujących stęchlizną i uświnione gliną od stóp po końcówki włosów jakby dopiero co wyszło spod koła garncarza jest jej córką. Bez słowa wręcza Oliwce miskę, szlaucha, po czym wypędza córkę za drzwi. Sąsiedzi jak żyją nie przypominają sobie czegoś podobnego.

Rodzice z tych naszych wypraw pod ziemię pamiętają tylko sterty ubłoconych ubrań, hektolitry brudnej wody i zapchane pralki. Mimo to jak nikt inny na świecie znoszą te nasze jaskiniowe dziwactwa, bo doskonale zdają sobie sprawę z tego, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. 

2 komentarze:

  1. No nie - weszliście tam jeszcze? Byłem ostatnio u jej wejścia i myślałem że jest całkiem zasypana już. A wiesz, że byłem w niej w latach 90-tych chyba, weszliśmy tam dość głęboko ale dalej było za ciasno. Po jakimś czasie okazało się, że gościu popełnił w niej samobójstwo i leżał tam od wielu miesięcy. A w tym czasie my tą jaskinię penetrowaliśmy :0

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow!Co za przygody! My na szczęście nie mieliśmy dodatkowego towarzystwa :) Rzeczywiście,by dostać się do środka musieliśmy usunąć kilka dużych głazów, ale potem już poszło gładko. Sama jaskinia jest bardzo ciekawa, tylko trzeba uważać szczególnie będąc na jej drugim poziomie, na kilkumetrowe studnie oraz na ogromne ilości śliskiego błota jakie tam zalegają.

    OdpowiedzUsuń