Obserwatorzy

Popularne posty

sobota, 20 kwietnia 2019

Wycieczka nr 35: SEKRETY PONIDZIA CZ.2 Miłkowe wzgórza


18.04.2019

Skład: Oliwka, Kędzier, Locht, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Krzyżanowice Dolne - Rez. Krzyżanowice - Gacki - Marzęcin - Bogucice Drugie, ok. 17 km

- Czego właściwie szukamy?
- Jak to czego?! Miłka wiosennego.
- Możesz tak po ludzku? 
- Niezwykłej rośliny, symbolu Ponidzia - wyjaśniam.
Oliwka nie wytrzymuje:
- Serio jechaliśmy tyle kilometrów, żeby zobaczyć jakiegoś kwiatka? 
Próbuję ratować sytuację.
- Ale co to za kwiatek! Wiecie jaki on jest rzadki?
Nie spodziewam się, że z moich dobrych zamiarów wyjdzie nieco inaczej. Po chwili widzę jak Locht rozcapierza ręce i wymachuje nimi przypominając śmigła wiatraka napędzane siłą wiatru.
- Patrzcie jaki rzadki, pełno go wszędzie! - dodaje, wskazując stok wzgórza tonący w żółtych kwiatach.
- Kalfas obłudnik! Kalfas obłudnik! - skanduje Raku.
Tymczasem zupełnie głuchy na to, co dzieje się wokół mnie, odpływam. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Locht miał rację, miłek rośnie dosłownie wszędzie. Zabieram aparat za pazuchę i rzucam się w szalony bieg. Jestem w ekstazie. Chwilami tylko zerkam pod stopy, uważając, by niczego przypadkiem nie zdeptać. I fotografuję, robię tyle zdjęć, ile się tylko da. 
- Nie wiem jak wy, ale ja bym se odpoczął. Zmęczyło mnie to włażenie pod górę.
- Fakty, chodźcie na tą skałę. Zostawmy Kalfasa sam na sam z miłkami.


Fotografując fotografa
Foto: Raku

Z najwyższego punktu rezerwatu roztaczał się piękny widok na dolinę Nidy, a także na bliskie okolice Pińczowa.

Foto: Raku

Przez wąwóz, wyszliśmy na polną drogę, która zaprowadziła nas, aż do pierwszego zalewu w Gackach.

Locht na skałce
Foto : Raku




Foto: Raku

Uśmiechnięta ekipa
Foto: Raku


Zbiornik "Pompa"

Głowienka ( samiec na pierwszym planie )

Zanim jednak do niego doszliśmy, naszą uwagę zwróciła gipsowa skała. W niej mieścić się  miała Jaskinia Lucyny, którą chcieliśmy koniecznie odwiedzić. Jej rozmiary pozwoliły nam tylko na wstępną penetracje. Po obejściu skałki i zobaczeniu jaskółczych ogonów, udaliśmy się na poszukiwania Jaskini nad Stawem.


Szczelina krasowa

Jaskółcze ogony

Jaskinia Lucyny okazała się za mała nawet dla połowy Lochta


Niestety działająca nieopodal kopalnia, znacznie zmienia pobliski krajobraz
Foto: Raku

Gdy wreszcie dotarliśmy pod jej otwór wejściowy, zdziwił nas widok schodów prowadzących wprost do środka groty.

Jaskinia nad Stawem, zwana Jaskinią w Krzyżanowicach Górną lub Jaskinią w Leszczach

Pierwszą część jaskini stanowiła obszerna, ale niestety bardzo zaśmiecona sala, o wysokości około 3 metrów. Na jej końcu znajdowały się kotły krasowe i bardzo niskie przejście do dalszych partii. Chcąc je bliżej poznać musieliśmy pokonać kilka metrów czołgając się wśród potłuczonych butelek, słoików, a nawet starych butów. Lekko mówiąc nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy. Kiedy jednak wyszliśmy z przejścia, znaleźliśmy się w następnej sali. Był w niej tajemniczy metalowy pręt.



Zauważyliśmy też przejście do ostatniej, trzeciej salki, jednak ze względu na bardzo dużą ilość zalegającego błota, zrezygnowaliśmy z dalszej przeprawy. Po powrocie do komory wejściowej, w której czekał na nas Wojtek pilnujący plecaków, postanowiliśmy zobaczyć jeszcze wnętrze kotłów.

Jeden z kotłów krasowych
Kryształy gipsu



Kiedy nasze liczne próby zaczepienia liny z ziemi nie przyniosły zadowalającego rezultatu, Locht z Buglim podsadzili Rakowa, będącego teraz na większej wysokości, by ten mógł dobrze ją przymocować. Udało się. Jednak gdy tylko Kuba, spróbował wejść po linie, ta odwiązała się, tym samym uniemożliwiając nam dostanie się na górę. Chłopaki jednak tak szybko się nie poddali, a ich wspólna współpraca pozwoliła na to, by na górze znalazła się Oliwka.

Foto: Oliwka
Po jaskiniowych przeżyciach, poszliśmy szukać kolejnej jaskini. Błądząc przy okazji natknęliśmy się na czynny kamieniołom.



Czynny kamieniołom w Gackach

Gdy wreszcie, zgodnie za wskazaniem mojej nawigacji dotarliśmy do jaskini, okazało się, że dostęp do jej dalszych partii jest praktycznie niemożliwy. Niektóre z bocznych korytarzy wyglądały nawet na zasypane.

Jaskinia w Gackach



Oleica fioletowa
Później wróciliśmy do drugiego stawu w Gackach, przy którym znajdowała się biała, kontrastująca z błękitną wodą, ściana kamieniołomu.



Płynący zaskroniec
Po dłuższym odpoczynku, poszliśmy ścieżką wzdłuż zbiornika. Chcąc ukryć się Bugliemu w krzakach, by ten się zgubił, Oliwka zauważyła w zaroślach niewielkie, brązowe stworzenie. Szybko zobaczyłem śliczną, ale okropnie przestraszoną orzesznicę, która robiła wszystko, by nie zostać zauważona.

Orzesznica leszczynowa


Zaraz potem wyszliśmy na samą górę kamieniołomu, z którego widać było panoramę okolicy.

Zbiornik "Podkowa"

Przechodząc wśród kwitnących na biało krzewów tarniny, a następnie pokonując łąkę, znaleźliśmy się na drodze ekspresowej.

Foto: Raku

Nie musieliśmy jednak długo podążać jej poboczem, gdyż zaraz skręciliśmy w boczną uliczkę.
Spotkaliśmy na niej miłego kierowcę, który zatrzymał się i postanowił porozmawiać z nami o naszych zainteresowaniach. Zaproponował nawet podwózkę do kolejnej jaskini, ale zgodnie z tym czego się trzymamy, całą trasę pokonujemy pieszo, więc i tym razem nie zrobiliśmy wyjątku. Idąc granicą lasu, szybko weszliśmy na łąkę i chwilę później, zza krzaków wyłonił nam się całkiem duży otwór Jaskini Żydowskiej.

Otwór Jaskini Żydowskiej

Jeden z kominków krasowych
Mimo, że była to najkrótsza jaskinia, jaką tego dnia odwiedziliśmy, okazała się być najpiękniejsza. Piękne wymycia, kryształy gipsowe, niezwykłe formy krasu, kolumienki, kominy, po prostu zachwycały.


Jedna z gipsowych kolumn "skrzydło anioła"


Zachwycał nawet strop jaskini



Charakterystyczna "górka" w końcowych partiach

"Dziurawy łabędź"


Jedno z odsłonięć skalnych


Dalej poszliśmy na poszukiwania ostatniej jaskini, o której wiedziałem tylko tyle, że została niedawno odkryta i ma ponad 300 metrów. Rozbudziło to nasz poszukiwawczy apetyt. Gdy doszliśmy do miejsca, w którym powinien znajdować się jej otwór, ujrzeliśmy niewielki dół w całości wypełniony śmieciami. Był tam także eternit. Postanowiliśmy go trochę przegarnąć w nadziei, że na coś trafimy. Nic z tego jednak nie wyszło. Ostatnie kilometry wycieczki pokonaliśmy już asfaltem, przechodząc przez dwa mostki na niewielkim strumyku.
Rzadko się to zdarza na naszych trasach, ale licznik kilometrów pokazał o 1 kilometr mniej, niż planowałem :) Ponidzie znowu odkryło przed nami swoje kolejne tajemnice i zachęciło do szybkiego powrotu w te strony.

Bocian biały


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz