14.02.2021
Skład: Kędzier, Brajan i Ja
Trasa: Os. Wiśniówka - Szmaragdowa Dolina - Źródło Silnicy - G. Krzemionka - Zagnańska, areszt ok. 10 km
Ścieżka prowadząca skrajem wyrobiska, tak dobrze znana latem, teraz niewidoczna pod warstwą pokrywającego ją białego puchu, sprawiała, że zabłądzenie w terenie było łatwe jak nigdy. Śnieg zalegał wszędzie. Jego intensywne opady, czasami przybierające nawet charakter burzy śnieżnej, w kilka dni zasypały Kielce i najbliższe sąsiedztwo granic miasta. Utrzymująca się od niemal tygodnia ujemna temperatura, pozwalała przetrwać tej śnieżnej pokrywie w stanie niemal nienaruszonym. Nie powinno więc dziwić nikogo, że nasze ślady w środku lasu, co jakiś czas przeplatały się jedynie ze świeżymi tropami dzikiej zwierzyny. Pagórkowaty teren raz po raz kreślił amplitudę wzniesień.
Widok na kamieniołom zweryfikował moje przypuszczenia o tym, że po Szmaragdowej Dolinie obecnie została tylko nazwa. Białe zbocza hałd skorodowanych przez długotrwałe działania wody, ostro opadały wprost do równie białej tafli zamarzniętego jeziora. Z perspektywy obserwatora wszystko tam, na samym dole, wydawało się tak odrealnione od rzeczywistości, że przypominało obrazek jednego ze snów należących do kategorii "to mogłoby się nigdy nie kończyć". Małe kontury wyrosłych drzew złapane w połowie wysokości objęciami mrozu, ledwo wystawały ponad powierzchnię zmarzliny.
Widoczne co kilka metrów tabliczki koloru jaskrawo żółtego, ostrzegały nas, że wkroczyliśmy już na teren, gdzie obowiązuje zakaz wstępu. Istotnie ryzyko spadnięcia na dno kamieniołomu, było duże, zwłaszcza teraz, zimą. Mało kto jednak respektował owe zakazy, zwłaszcza w okresie, kiedy zbiornik na nowo ożywał za sprawą bajkowych odcieni zieleni i błękitu, co ma miejsce na przełomie wiosny i lata. Widać to choćby po prowizorycznym miejscu odpoczynku znajdującym się tuż obok. Narzucone na prędce drewniane belki, przykryte równie niedbałą blachą, pełniły funkcję wiatki, przy której aż chciało zatrzymać się na dłużej. O ile oczywiście ktoś miał na to czas. My jak zwykle pędziliśmy przed siebie, mając na względzie wyjątkowo późną porę jak na wycieczkowe standardy, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Mokradła ciągnęły się w nieskończoność. Nie wiedząc, co znajduje się pod naszymi stopami, stąpaliśmy po kruchym lodzie z gracją baletnicy. Ale nawet ta wyostrzona wszystkimi zmysłami ostrożność, nie zapobiegła wpadnięcia do wody, a właściwie czegoś na kształt błotnistej cieczy. W jednej chwili wypełniła ona całą wolną przestrzeń buta Wojtka. To w połączeniu z siarczystym mrozem, zamieniło go w twardą skorupę. Sznurówki przestały przypominać dobrze znane kawałki materiału, z których można tworzyć węzły, czy inne kokardy. Teraz wyglądały bardziej jak dwa cienkie, ekscentrycznie sterczące druciki. Ich dotykanie wiązało się realną groźbą nieodwracalnego złamania. Niedługo potem dołączył do niego Kuba i w rezultacie jako jedyny wciąż pozostawałem na wygranej pozycji w starciu z rzeką. Do czasu...
Stojąc na jednym ze sterczących ponad śnieg pniaków, zastygłem w bezruchu wpatrując się w tętniące życiem estakady. Sznury rozświetlonych reflektorów i rozmazane obrazki pędzących aut, uwidaczniały ciągły bieg cywilizacji, której zawsze i na wszystko brakuje czasu. I tak z pozoru pośród tłumów innych, można poczuć się bardziej samotnym, niż na bezludnej wyspie.
Z godziny na godzinę coraz bardziej żałowaliśmy, że nie wyruszyliśmy wcześniej. Kontrolę nad okolicą na nowo przejęła skuta lodem rzeka. Przez najbliższe kilometry jej meandry kreśliły swoje zasady, których musieliśmy ściśle przestrzegać, chcąc uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Obalone kłody pełniły funkcję mostów wątpliwej trwałości, a rosnące w pobliżu drzewa, asekurowały nas w przypadku stracenia równowagi. Myśląc, że najgorsze mam już za sobą, spróbowałem przeskoczyć zamarzniętą koleinę. Przedsięwzięcie okazało się zupełnie niepotrzebne i zakończyło się tym, że moja jedna noga została na suchym brzegu, a druga wylądowała wprost w zamarznięty przerębel. Teraz przynajmniej każdemu z nas było równie zimno. Marząc o tym, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu, w towarzystwie zwisających ze spodni sopli i na tle zachodzącego Słońca, w iście hollywodzkim stylu, wypatrywaliśmy z utęsknieniem najbliższego przystanku, który przeciągał jak tylko mógł chwilę wyłonienia się zza ściany drzew.
Ale fajne tereny! Powędrował by tamtędy
OdpowiedzUsuńJak dla mnie za mało urozmaicone na dłuższe wędrówki, ale tutejsze lasy są przednie :)
UsuńNo dobrze - do przejścia wzdłuż rzeki nie zachęciliście. Jakoś to przeżyję. Ale źródło narobiło mi ochoty na spotkanie. Może przy lepszej pogodzie.
OdpowiedzUsuńŹródło jest jak najbardziej godne odwiedzenia. Szczególnie ładnie prezentuje się jesienią.
Usuń