Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 9 kwietnia 2021

BESKID SĄDECKI: DZIEŃ CZWARTY

 8.01.2021

Trasa: Młodów PKP - Ostatki - Kordowiec - Niemcowa - Wielki Rogacz - Radziejowa - Kamienny Groń - Bziniaki - Piwniczna-Zdrój PKP ok. 12 km

W ostatni dzień wyjazdu odkryliśmy na nowo radość ze wspólnego wędrowania. Szlak nie dając nam chwili wytchnienia, od pierwszych kroków, prowadził wciąż pod górę, oblodzoną wówczas drogą. Pokrywały ją betonowe płyty, pamiętające jeszcze dawne czasy. Z warstwy śliskiej mrożonki, gdzieniegdzie przebijały się zielone artefakty natury w postaci zeszłorocznych traw. Zapewne widać było jeszcze więcej. Tyle jednak pozwalały zobaczyć światła latarek, jak i reflektory mijającego nas samochodu terenowego. Tempo marszu wyznaczało, dobiegające z oddali głośne szczekanie psów. Następny etap wędrówki stanowiło wejście do lasu, pełnego zawiłych korzeni świerka. Próbowały one opleść jak największą powierzchnię terenu, tworząc przy tym pajęczynowy obraz. Zbyt mało skupiłem się na jego drugim planie, by dostrzec, że nie wiadomo kiedy zabłądziliśmy. Mój błąd został szybko zniwelowany dzięki pagórkowatemu wzniesieniu. Pokonując je na skuśkę, prędko wróciliśmy na prawidłową ścieżkę. Ponowne znalezienie się na otwartej powierzchni poskutkowało, stopniowym wyłanianiem się coraz rozleglejszych widoków. To z kolei skusiło nas do wyciągnięcia głęboko skrytych aparatów.

Polana Poczekaj z domkiem Babci Nowakowej

Od Kordowca podróż kontynuowaliśmy już szlakiem czerwonym, zostawiając niebieski daleko za plecami. Wraz z nim znikły też jedne z ostatnich ludzkich zabudowań. Wyżej, szybciej, byle zdążyć na Niemcową jeszcze przed wschodem Słońca. Kiedy już się udało, czekając na pozostałych, wgramoliłem się na zaśnieżony stok sąsiedniego wzgórza. W jednej ręce trzymając rozłożony już statyw, a w drugiej kubek gorącej herbaty, delektowałem się urzekającą chwilą.

Kiedy ranne wstają zorze...

Wkrótce pojawiła się reszta ekipy. Również przystąpiła do porannej relaksacji. Trwała ona jednak zdecydowanie krócej od mojej. W efekcie, kiedy ruszyli na nowo, ja ciągle wpatrywałem się w ekran aparatu.



W bardzo bliskim sąsiedztwie miejsca odpoczynku znajdowała się pamiątkowa tablica z nazwiskami nauczycieli uczących w tak zwanej szkole pod chmurką. Jej ruiny w postaci fragmentów kamiennej podmurówki zlokalizowane były tuż obok. Obiekt działał tutaj w latach 1938-1961. Uczęszczało do niego od 15-25 dzieci, które uczył jeden nauczyciel. Belfer również edukował rodziców swoich wychowanków, którzy często nie umieli czytać, czy pisać.

Foto: Raku

Ruiny piwniczki, będące śladem po opuszczonych gospodarstwach rolnych, niegdyś licznie ulokowanych na stokach Niemcowej. 

W komplecie spotkaliśmy się dopiero na rozwidleniu szlaków, gdzie przejąłem inicjatywę i ruszyłem ożywionym krokiem przed siebie. Sprawdziłem się w roli pługu, odśnieżającego przebytą drogę. Lecz na krótko. Na dłuższą metę szybsze tempo marszu męczyło, zmuszało do częstszych postoi. Mogłem się jednak usprawiedliwiać tym, że robię zdjęcia. Wysiłek narastał. Nie pomagała intensywność spędzania poprzednich dni. Niczym stary gruchot jadący już na oparach, oczekiwałem na horyzoncie najbliższej stacji, gdzie mógłbym wreszcie uzupełnić zapasy.


Jeszcze trochę wspinaczki i niebawem zdobyliśmy szczyt Wielkiego Rogacza.

Niczym w tajdze

A tam wśród licznych leśnych prześwitów, pędzlem natchnionego artysty, malował się górski pejzaż uniesienia. Lekko przyprószone falujące pola, skaliste grzbiety Pienin, ostro wcinające się w porastające je lasy. Ah i jeszcze Tatry oświetlone przez smugi światła, przebijające szaro przybrudzone obłoki. Wszystko widoczne jak na dłoni.

Trzy Korony

Foto: Raku

Był to jedynie przedsmak tego, co mieliśmy wkrótce ujrzeć z wieży widokowej na Radziejowej. Nie było wyjścia. Czym prędzej zaczęliśmy atak szczytowy. W wyścigu po piękne widoki, mijaliśmy kolejnych turystów, mających podobny cel co my.

Radziejowa już nas wita (jeśli ktoś się dobrze przyjrzy, to dostrzeże wieżę widokową na szczycie)

Z oddali...

i z bliska
Foto: Locht

Przez najbliższe metry musiałem pełnić dla siebie funkcję trenera motywacyjnego. Kiedy wyprzedziłem już wszystkich, a cel wydawał się być na wyciągnięcie ręki, okazało się poprzedni zakręt nie był jeszcze ostatnim. Tak samo było z kolejnym i kolejnym. Zniechęcało to solidnie. Zanim jednak frustracja zdążyła osiągnąć swoje apogeum, zadarłszy głowę do góry, ujrzałem wznoszący się ponad 22-metrów w stronę chmur, główny zamysł wędrówki.

Po pokonaniu drewnianych schodów wyniosłej konstrukcji, chłostany przez potężne podmuchy wiatru, pogrążyłem się w zachwycie. Słupy światła wpadające przez oko soczewki pogodowej, oświetlały niewielki obszar, koncentrując się na nim niczym uliczna lampa na znajdującym się w jej pobliżu fragmentu chodnika. Dawało to wrażenie, że pozostały teren dookoła pogrążony był w półśnie, nie rozbudzony jeszcze przez poranne promienie Słońca.


Próbując zignorować przeszywające na wskroś zimno, zatopiłem swe spragnione pięknych krajobrazów oczy w horyzont i obracając się wokoło z aparatem w dłoni, z pasją fotoreportera, przenosiłem panoramę do wnętrza pamięci urządzenia.

Perspektywa poręczowa


Każda kolejna minuta spędzona ponad wierzchołkami uginających się od śniegu drzew, pozwalała doświadczyć magii zdobywania górskich szczytów, nagradzającej dotychczasowe trudy wędrówki.

Foto: Raku

Sławkowski Szczyt, Łomnica, Lodowy Szczyt i inne wierzchołki Tatr Słowackich

Pośród chmur, kryształki siarczystego mrozu znalazły swoje królestwo. Tworzyły girlandy, lodowe zasłony, dywany, ozdabiające drewniane elementy widokowej konstrukcji.

Zimno

Z góry nieustannie wypatrywałem pozostałej części grupy, która powoli zmierzała w moją stronę. 


Kontemplacje

Zmęczenie malujące się na mojej twarzy
Foto: Raku

Foto: Locht

Radziejowa jako najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego (1266 m n.p.m.), zaliczana jest do Korony Gór Polski. Ostatnio zrobiło się o niej ponownie głośno za sprawą oddanej do użytku w zeszłym roku, nowej wieży widokowej, która zastąpiła wcześniejszą, nieco niższą i mocno nadgryzioną zębem czasu. 


Oddech chłodu

Pasmo Jaworzyny Krynickiej, a w oddali Beskid Niski

Z wcześniejszych, zbyt ambitnych planów odwiedzenia Eliaszówki, pozostało niewiele. Udaliśmy się ponownie na dół, by tam dokończyć drugie śniadanie.

Foto: Raku


Na stromych stokach Radziejowej: północnym i północno-wschodnim znajduje się utworzony jeszcze w 1922 roku rezerwat leśny Baniska. Chroni on fragment lasu o charakterze pierwotnym, w którym ostoję znalazło wiele rzadkich gatunków zwierząt, m.in wilk, ryś, niedźwiedź, puchacz, a także głuszec. W granicach rezerwatu znajdują się również ciekawe twory geologiczne: osuwiska, formy skałkowe, a także niewielkie jeziorka zastoiskowe.

Foto: Raku



Schodząc, unikaliśmy jak ognia udeptanego śniegu. Ilości turystów, które przewinęły się od rana, wystarczyły, by ubić go na tyle, że nie dało się złapać poczucia jakiejkolwiek przyczepności. W efekcie w tempie ekspresowym, można było zjechać slalomem w dół. Należało wówczas unikać ruchomych przeszkód w postaci nadciągających tłumów wędrowców.

Foto: Raku

Wielki i Mały Rogacz

Droga powrotna do Trześniowego Gronia stanowiła kalkowe odbicie porannej trasy, tyle, że w przeciwnym kierunku. By lekko urozmaicić sobie ostatnie kilometry, a zarazem skrócić kilometraż, postanowiliśmy zejść szlakiem żółtym do Piwnicznej. Mając w zanadrzu jeszcze kilka godzin do najbliższego pociągu do Krynicy, osiadłem na tyle i ospałym krokiem, próbowałem iść najwolniej jak tylko mogłem. Wycieczkowy peleton ekipy wyprzedził mnie. Wkrótce widziałem już tylko niknące w oddali ludzkie sylwetki. 


Foto: Raku

Kierowała mną wówczas jedna myśl. Skoro mam do wyboru czekać tyle czasu na stacji, to lepiej go spędzić tutaj, wysoko. Twardo trzymając się tej idei, skręciłem ze szlaku, w ledwo widoczną ścieżkę prowadzącą wśród borowiny na skraj lasu. Obalony pień świerka nadał się idealnie na tymczasowe siedzisko, a i na widoki nie mogłem narzekać.



Zaraz po odpoczynku, znudzony powolnym tempem marszu, przyspieszyłem, licząc, że może uda mi się dogonić pozostałych. Na próżno. Siedzieli oni już w pociągu jadącym do Muszyny, gdzie mieli się przesiąść na busa. Po usłyszeniu tej informacji z ust Bartka, zrezygnowałem z niepotrzebnej gonitwy. Czym niżej schodziłem, tym pokrywa śnieżna ustępowała, a wraz z nią zimowy klimat okolicy.

Przydrożna kapliczka pod Trześniowym Groniem

Na ostatniej prostej

Myśląc o powrocie do szarej rzeczywistości, który miała wkrótce nadejść, z żalem i wewnętrzną tęsknotą żegnałem Beskidy. Wiedziałem jednak, że pożegnanie z górami jest tylko chwilowe i niebawem będę u siebie. Może trochę niżej, lecz wciąż blisko szczytów.

2 komentarze: