Obserwatorzy

Popularne posty

sobota, 20 lutego 2021

Wycieczka nr 82: CZERŃ, RÓŻ, BRĄZ I BIEL

22.12.2020

Skład: Brajan, Raku i Ja

Trasa: Rudki - Sosnówka - Nowa Słupia - Skałki Massalskiego - Łazy - G. Chełmiec - Łysa Góra - Trzcianka, ok. 20 km

  Na zewnątrz mrok zawładnął okolicę. Nieliczne samochody gnające ulicami, przełamywały złudzenie śpiącego miasta. My sami, jeszcze nie do końca rozbudzeni, mrużąc ciężkie, domagające się snu powieki, czekaliśmy, aż wreszcie przyjedzie autobus. Ten zawiózł nas do Rudek, gdzie wycieczka zaczęła się na dobre. Zaczęło się również powoli rozjaśniać. Chwilę potem wszechobecne ciemności, ustąpiły wczesnym barwom poranka. 

  Uwielbiam wschody Słońca. Są takie odrealnione od otaczającej nas kolorystyki. Cały ten spektakl, który przez kilkanaście minut, a czasem jeszcze dłużej opanowuje niebo, sprawia, że choć przez chwilę oczy wszystkich zwrócone są w jedną stronę. W stronę Słońca.


  Pierwsze skrzypce gra zawsze róż, prędko przechodzący w krwistą czerwień, a następnie jaskrawy pomarańcz.

Niebo jako płótno najlepszego malarza pod i nad Słońcem :)

  A kiedy już pojawi się lekko rozmazana plama, króluje tylko złoto wszystkich odcieni. Promienie nieśmiało przebijają kłębiaste obłoki i wkrótce rozpoczyna się nowy dzień, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, niepotrzebnej dramy i chwil przyprawiających o palpitację serca. 


Oko Saurona

  Z otwartych połaci pełnych traw porastających teren dawnej kopalni Staszic, poprzez niewielki otwór, przez który wpadała wiązka jasnego światła, po chwili niknąca w głębi podziemnego korytarza, znaleźliśmy się we wnętrzu okolicznego wzniesienia. Nieustannie pochyleni, pokonywaliśmy kolejne metry, by wreszcie znaleźć się w miejscu, gdzie będziemy mogli się wyprostować.
 
Foto: Statyw

Ów miejscem był główny chodnik sztolni. Dostępu do niego dzielnie broniły ceglane pozostałości infrastruktury wnętrza kopalni.

Foto: Raku

Ta działała w latach 1925-1970, a głównym obiektem eksploracji okazał się być piryt. Pozyskiwano go łącznie aż na 5 poziomach, czyli do głębokości 240 metrów. W latach 50-tych sowieccy geolodzy odkryli towarzyszące pirytowi rudy uranu. Stały się one przedmiotem tajnego wydobycia surowca na szerszą skalę. O tym jak wyglądały realia pracy robotników pisałem przy okazji relacji z wycieczki nr 36, kiedy to po raz pierwszy odwiedziliśmy ten obiekt. Tym razem chciałem bardziej wziąć pod lupę obecną dawkę promieniowania w sztolni. O tym jak się ją liczy i skąd biorą się tajemnicze jednostki wspominałem zaś tutaj. Promieniowanie według zebranych z poziomu drugiego na potrzeby badań próbek, oscyluje w przedziale 150-250µR/h, co jest porównywalne z prześwietleniem jamy ustnej. A jak dodamy do tego, że obecnie dostępny jest jedynie pierwszy poziom wyrobiska, to już w ogóle nie mamy się czego bać.

Nocek Duży
Foto: Raku

Sama sztolnia, co nawiasem mówiąc bardzo nas ucieszyło, stała się miejscem zimowania nietoperzy. W pobliżu znajdował się jeszcze jeden podziemny obiekt, który postanowiliśmy sprawdzić. Poszukiwania zajęły nam chwilę, zwłaszcza, że tutejszy teren nie należał do najłatwiejszych, no ale w końcu się udało.

Wejście do kanału

Czy było warto? Dla kogoś kto chciał zobaczyć wnętrze kilkunastometrowego kanału, którego dno wypełnione było śmieciami z okolicznych gospodarstw- na pewno.


Po wydostaniu się na powierzchnię, lekko rozczarowani ruszyliśmy w kierunku Nowej Słupi. Nasza trasa, choć biegła zazwyczaj asfaltem, przepełniona była ciekawostkami, które pojawiały się niemal na każdym kroku.

Zadziwiająco ładny kościół

Skarpa zapusty w promieniach wschodzącego Słońca


Przydrożny chodnik niebawem zamienił się w polną dróżkę z widokiem na tonący w chmurach nadajnik RTCN pobliskiej Łysej Góry.



Trzymając się obranego wcześniej azymutu dotarliśmy pod kamienną figurę pielgrzyma, skąd rozpoczęła się ta puszczańska część trasy. Według legendy przed wiekami żył waleczny rycerz. Jego odwadze dorównywała również nieposkromiona pycha. Nastały jednak czasy, gdy ów rycerz, zapragnął wewnętrznego wyciszenia. Złożył więc śluby, iż odwiedzi wszystkie święte miejsca o jakich słyszał w ciągu swojego życia. Kiedy po latach wreszcie ukończenie karkołomnego zadania dobiegało końca, na drodze pielgrzymki pozostał mu jedynie jeden klasztor. Znajdował się on na Świętym Krzyżu. I tak strudzony wędrowiec dotarł do Nowej Słupi, gdzie cel wędrówki był już na wyciągnięcie ręki. Napotkanym mieszkańcom przedstawiał się jako najbardziej pobożny człowiek na świecie, a na dowód swoich słów, postanowił pokonać ostatni odcinek swojej podróży na kolanach. Znajdując się zaledwie 2 kilometry od szczytu, zabiły klasztorne dzwony. Pycha jednak w tym momencie wygrała nad mężczyzną i bez chwili zastanowienia zaczął się przechwalać, że biją one na jego cześć. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów zamienił się w kamienny posąg, który możemy podziwiać po dziś dzień. Co roku jednak porusza się o ziarenko piasku w kierunku Świętego Krzyża, pokutując za swoje grzechy.

Pielgrzym Świętokrzyski - figura pochodząca najprawdopodobniej z XIII w.

Będąc u wrót Parku, szukaliśmy oznak zimy, bo ta choć zagościła na dobre w kartkach kalendarza, to wszelkie znaki w około nie pozwalały zapomnieć, że dopiero co pożegnaliśmy jesień. Efektem tego były poranne mgły, czy gnijące po lasach stosy opadłych liści. A i jeszcze ta wilgoć. Brr. Paskudztwo. Niebawem przecież miały być święta, a tu ani grama śniegu. Były za to skałki.



I to całkiem fajne. Zwane zwyczajowo Skałkami Massalskiego. Zbudowane z kambryjskich piaskowców kwarcytowych, zdobiły strome zbocze nieopodal niebieskiego szlaku.






Tych kilka wychodni sięgających miejscami nawet 8 metrów wysokości pozwalają zobrazować proces tworzenia się wytworów geologicznych najwyższego pasma Gór Świętokrzyskich.




Foto: Raku

Wychodnia tuż przy szlaku

Podążając ścieżką dydaktyczną przebiegającą przez teren Puszczy Jodłowej, wkrótce znaleźliśmy się wśród zabudowań dzielnicy Nowej Słupi - Łazów. Z pozoru luksusowy asfalt, krył wiele niebezpieczeństw. Na szczycie listy czyhających na nas zagrożeń znajdowały się wyskakujące co chwila z niezamkniętych bram psy. Choć wyglądały na przyjazne, na co sugerować mogły ich merdające ogony, to ich szczekanie było naprawdę nieznośne do wytrzymania. Niektóre jednak w przypływie odwagi, postanowiły gonić nas krok w krok, byśmy jak najszybciej opuścili teren ich terytorium. Jeden z czworonogów szczególnie upodobał sobie mnie w roli swojego konkurenta, do tego stopnia, że musiałem oddalić się od niego w ekspresowym tempie, by nie zostać pogryzionym.

Las w jesienno-zimowej szacie

Panorama z Łazów

Pieskich perypetii ciąg dalszy nastąpił, kiedy znaleźliśmy się na bocznej uliczce, prowadzącej wprost do lasu. Tam dopadły nas trzy włochate stwory. Widząc jak ich zgraja pędzi na nas, razem z Brajanem postanowiliśmy jak najszybciej przez pola, przedostać się do lasu. Raku jednak jak na odważnego wędrowca przystało, stawił czoło tarapatom i poszedł przed siebie. Dziwnym trafem kiedy zbliżył się już do psów, te przestały nawet na niego szczekać. Zastanawiające. 

Foto: Raku

Zziębły buk
Foto: Raku

Niebawem byliśmy już w komplecie przy ścianie drzewostanu. W głębi jodłowego boru, mogliśmy poczuć się jak w baśniowej krainie, za sprawą szadzi pokrywającej wszystkie drzewa dokoła.


Foto: Raku

Nie wiedząc gdzie, byle przed siebie
Foto: Raku

Błądząc po leśnych bezdrożach, znaleźliśmy się w okolicach Chełmca (456 m.n.p.m). Korzystając z okazji, postanowiliśmy zdobyć szczyt i zobaczyć znajdujące się w jego pobliżu wychodnie piaskowców kambryjskich. Prócz nich zbocza wzniesienia pokrywały liczne głazy, tworzące miejscami zarastające już fragmenty niegdysiejszych gołoborzy.

Skałki tuż pod szczytem
Foto: Raku


Foto: Raku

Wierzchołkiem góry prowadziła niknąca wśród skał dróżka, wydeptana zapewne przez leśne ssaki, wszak znajdowaliśmy się na ścisłym obszarze Parku.

Na szczycie

Foto: Raku

Dalsza wędrówka górską granią przypominała mi spacer jednym z beskidzkich szlaków.



Tym razem trochę inna perspektywa


Po dotarciu do szlaku czerwonego, zaczęliśmy kierować się prosto na najbliższy przystanek autobusowy. Okazało się jednak, że do transportu powrotnego zostało nam jeszcze całkiem sporo czasu. Podjęliśmy więc zgodnie decyzję o tym, że wydłużymy sobie wycieczkę o nieplanowane odwiedziny Świętego Krzyża. W miarę zbliżania się do szczytu zaczął pojawiać się... śnieg! Pierwszy jaki mieliśmy okazję zobaczyć w tym sezonie. Dzięki niemu choć przez chwilę mogliśmy poczuć klimat zbliżających się świąt.


Na szlaku mamucich jodeł

Taka ciekawostka architektoniczna znaleziona w rumowisku skalnym nieopodal przebiegu szlaku


Im wyżej tym przybywało warstwy białego puchu, a drogi stawały się oblodzone. 


Kiedy już znaleźliśmy się u stóp klasztoru powitał nas przeszywający wiatr, potęgujący odczucie chłodu. Najgorzej było na otwartym terenie. Tym bardziej, że nie spodziewając się takich warunków atmosferycznych, każdy z nas nie miał czegoś, co w tym momencie akurat przydałoby mu się najbardziej. Brakiem wyposażenia wzajemnie się wymienialiśmy. A tu jeden nie miał rękawiczek, drugi zapomniał o czapce, a ktoś tam o termosie. 


Dodatkowo dzięki mgle mieliśmy niemal zerową widoczność. Czym jednak były owe nieudogodnienia, wobec zimowej aury jaką zastaliśmy na szczycie. Zresztą zobaczcie sami.  

Po prostu magicznie

Foto: Raku


Foto: Statyw

Byliśmy tam tak długo jak się tylko dało. Nawet trochę zbyt długo, gdyż całkowicie zapomnieliśmy, że musimy jeszcze wrócić :)


Foto: Raku

Schodząc w dół zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę pod krzyżem przy odsłonięciu skalnym piaskowców.

Foto: Raku


Foto: Raku

Podczas drogi powrotnej prócz zimowej kolorystyki, towarzyszyła nam mżawka, która pod koniec przemieniła się w deszcz. Wyposażeni w parasole w końcu dotarliśmy na przystanek. I choć nasza wycieczka dobiegła końca, to pogodowy galimatias utrzymywał się jeszcze przez całe popołudnie.

Foto: Raku

2 komentarze:

  1. Zimą łatwiej trafić na wschód słońca, bo nie wschodzi ono aż tak wcześnie jak latem. A piękny jest i tak.
    Przy skale zapusty jeszcze nie byłam, ciągle nam jakoś nie po drodze.
    Poza tym - śliczny pejzaż zimowy w Łysogórach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Możliwość zobaczenia wschodu bez pobudki w godzinach, o których przeciętny człowiek przewraca się na drugi bok, jest niezwykle komfortowe. A w okolice Skarpy Zapusty serdecznie zapraszam. Przy okazji można jeszcze zajrzeć do Wąwozu w Skałach, tam również cudnie.

      Usuń