Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 3 lipca 2020

Wycieczka nr 70: DZIKOŚĆ NADNIDZIAŃSKICH ŁĄK


23.06.2020

Skład: Locht, Oliwka, Raku i Ja

Trasa: Wolica PKP - Tokarnia - G. Czubajka - Kłm. Tokarnia - Ogródki - Żerniki - Brzegi - Sobków PKP, ok. 17 km

Nasłuchuj. Też to słyszysz? Coś jakby grzechotka, mnóstwo grzechotek. Przyspieszają, po czym cichną i tak w kółko i w kółko. Muszą być gdzieś blisko. Wiesz jak wydobywają ten dźwięk? Wystarczy, że potrą tylnymi odnóżami o skrzydła jak wiolonczelistka smyczkiem o drgającą strunę. Niby to takie małe, a jakie potrafi być głośne. Gdy zbierze się ich całkiem sporo - jak dziś - robią za najprawdziwszą orkiestrę, a od ich koncertu idzie ogłuchnąć. 


Skoczek zielony

W odgłosach cykania koników polnych pięliśmy się po stromym stoku. Bezleśne wzgórze przypominało kształtem kapelusz. Stąd też często nazywane bywa Czubajką. Dokładnie, jak ten grzyb.
Podskakujące plecaki to wyglądały zza wysokich traw, to znikały. Łąka wdzierała się zalotnie do nogawek spodni i łaskotała. Wydawać się mogło, że sięgamy naprawdę dzikiego szczytu. Prawda była zgoła inna.


Czubajka od zachodu graniczy z dziesiątkami chałup krytych strzechą i ponad stuletnimi wiatrakami - sercem skansenu. Ze wschodu sukcesywnie, kamyczek po kamyczku podgryza ją czynny kamieniołom wapienia. Pochłonął już dawną fortalicję obronną, tzw. Zamczysko. I pożera dalej. Inny kamieniołom dekady temu zdążył wgryźć się w jej północny stok. Jedynie od strony południowej Czubajka zdołała pozostać nietknięta ręką człowieka. Tam właśnie wytchnienie odnalazła natura.




Drzewa przeglądały się we własnych odbiciach zniekształconych przez płynącą wodę. Barwne motyle zakosami przelatywały z kwiatka na kwiatek. Świergotały trznadle. Życie okolicy toczyło się we własnym, ciut leniwym rytmie. Dopiero nasza obecność zmąciła tą sielską ciszę. 


Rzepka i górujący nad okolicą  chęciński zamek

Owady zaczęły uciekać spod butów w lęku przed rozdeptaniem. Przestraszone ptaki stadami podrywały się do lotu, by uważnie przyglądać się nam z bezpiecznych kryjówek. Przyroda w stanie ciągłej gotowości przycichła w sekundzie, by wybadać zamiary intruzów. 
Jednak wystarczyło nieco odczekać, a uśpione życie zaczęło powracać. Motyle podlatywały śmielej. W ptakach obudziła się ciekawska natura, która nakazywała im przyjrzeć się naszej grupce z bliska. Każdy następny krok pozwalał wniknąć nam do ich dzikiego świata i poczuć się jego integralną częścią.

Malownicze położenie Czubajki sprawiło, że jeszcze w XIX wieku górę zaczęli odwiedzać pierwsi malarze. Marzyli uchwycić jej ujmujące piękno przy pomocy pędzla i sztalugi.


Przyszła pora obiecanego postoju. Z ulgą zrzuciliśmy plecaki z ramion. Wybebeszyliśmy ich całą zawartość na trawę w nadziei, że znajdziemy coś, co się nada do zabawy. Znalazła się kurtka Rakowa i mój sfatygowany sznurek. Można było zaczynać przedstawienie.

Oliwka stanęła dokładnie pośrodku okręgu, który współtworzyliśmy. Minutę później już się kręciła. Długi sznurek w jej ręku sunął po ziemi niczym żmija. Z czasem wznosił się coraz wyżej, jakby chciał ukąsić. Przytroczona do końca sznurka kurtka pozwoliła nabrać mu prędkości. Mieliśmy tylko jedno zadanie: nie pozwolić, by sznurek nas dotknął. Gdy kogoś to spotkało - odpadał. 

I w górę, i w górę. Skacz! Oczy gonią za szczurzym ogonem, lecz zielony sznurek zlewa się z zielenią trawy. I raz, sznurek zamyka okrąg. Zbliża się. I dwa, sieka jak z bicza. Bartka już podcięło. Leży. I trzy, podskok! Coraz szybciej, jeszcze wyżej. Ja w powietrzu z kolanami pod brodą. Locht... to tak się da?! Ledwo, co oddaje skok, a to znowu nadciąga, by mnie zdzielić. Nie wyrabiam. Prędkość sznurka narusza czasoprzestrzeń. Już nawet go nie widzimy. Czasem tylko zatrzepocze kurtka. Nagle i ona ma dość, odpada z gry i to dosłownie. Węzeł puszcza, a kurtka w pędzie ląduje w przybrzeżnych zaroślach. Cudem nie wpada do rzeki. Wygląda na to, że zabawa skończona. 

Foto: Locht

Jak upłynęły następne cztery kilometry, tak nie uświadczyliśmy żadnego zarysu ścieżki. Lecz na co komu ona, gdy ma się obok siebie rzekę. Kompas wydaje się równie zbędny. Wystarczy trzymać się brzegu. Nurt zrobi resztę. Jedyne, co nam pozostało to odnaleźć przeprawę przez rzekę. Wiedzieliśmy z map, że już naprawdę blisko.

Godzinę marszu potem z szuwarów wynurzyły się metalowe podpory osadzone w rzece. Podtrzymywały długą na 30 metrów pospawaną w jedną całość kładkę. Składała się głównie płyt z przeżartych rdzą, które wchodziły w symbiozę z wiatrem i poruszającym się po nich człowiekiem. Głośno pracowały zagłuszając przelewającą się pod nimi rzekę. 

Rzeka wyznaczała granicę między światem ludzi, a zwierząt. Z kolei mostek robił za łącznik obu tych królestw.

Przysiółek Ogródki


I tak dotarliśmy do pobliskiej wsi - Żerników. Locht widząc tutejszy niski stan wody skusił na krótkie orzeźwienie. Kiedy on brodził w rzece w najlepsze, do kąpieli dołączyła pliszka. Przyglądaliśmy się jej z kilkunastu metrów. Zajęta codziennym rytuałem, nic się nie bała zarówno nas jak i towarzystwa Lochta w rzece. 
Po odbytej kąpieli zmoczona wyszła na plażę, gdzie odegrała taniec. Rozgrzane ziarna piasku najwidoczniej musiały ją nieźle parzyć. Na przemian unosiła raz jedną, raz drugą łapkę, aby kontakt z piaskiem był jak najkrótszy. Zupełnie gdyby chodziła po rozżarzonych węglach. W międzyczasie otrzepała się kilkukrotnie. Z piór ociekających wodą rozbryzgały się krople i poleciały w powietrzu we wszystkich kierunkach. W sekundzie z dawnej, smukłej pliszki przemieniła się w śmiesznie napuszonego ptaszora. 



Co ciekawe w średniowieczu przez Żerniki przebiegał trakt handlowy. Nie tylko było to miejsce spotkań lokalnej ludności, czy możliwość wymiany najpotrzebniejszych towarów. Okazje szybkiego i łatwego zarobku ściągały w te strony również rozbójników. A ci nie mieli najmniejszych oporów przed napadami i rabunkami, które nieraz kończyły się śmiercią kupców. Dzisiaj chodząc tu od domu do domu, na jednej z posesji możemy natknąć się na dwa kamienne krzyże, które jeszcze pamiętają te czasy. 


Średniowieczne kary za przestępstwo to nie przelewki. Amputacje kończyn, tortury, palenie żywcem i można by tak jeszcze długo wymieniać. Czasem jednak przestępcom okazywano miłosierdzie i uchodzili on z życiem. Ich pokuta odbywała się wieloetapowo. 
W pierwszej kolejności mordercę obciążano pokryciem kosztów postępowania sądowego oraz odszkodowania na rzecz rodziny zamordowanego. Następnie pieniędzmi musiał udobruchać Kościół. W odpowiedzi Kościół wyznaczał oprawcy pokutę. Zazwyczaj była to pielgrzymka połączona z postem. Po jej odbyciu morderca zobowiązany był własnoręcznie wyrzeźbić kamienny krzyż i postawić go w miejscu popełnionego przestępstwa. Przy kamiennym krzyżu rodziny ofiar jednały się z mordercą. Dopiero wówczas ulegał on dostatecznemu odpuszczeniu win. I mógł żyć dalej w nadziei, że nikt w zemście nie wymierzy na nim sprawiedliwości, a obok jego krzyża nie stanie kolejny.

3 komentarze:

  1. Piękna trasa. Jeszcze kilka lat temu kursował bus, którym mogliśmy dotrzeć do Brzegów, a teraz to dla nas tereny trudno dostępne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety z roku na rok odbierają coraz więcej tzw. nierentownych połączeń, utrudniając nam włóczykijom dotarcie do tych bardziej odległych, a często niezwykle atrakcyjnych miejsc.

      Usuń
    2. Owszem, a teraz to i te nędzne resztki niepewne.

      Usuń