Obserwatorzy

Popularne posty

niedziela, 17 listopada 2019

Wycieczka nr 55: O JEDEN MOST ZA DALEKO


12.10.2019

Skład: Makumba, Locht, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Wola Morawicka - Kłm. Wola Morawicka - G. Leszczynowa - Kopalnia Wapienia Morawica -  Nida - Ostrów - Rez. Wolica - Wolica PKP, ok. 28 km

Mając 17 lat zdaje ci się, że świat należy do ciebie, więc ryzykujesz. Zawsze chodzi w tym wszystkim o adrenalinę, która nakręca i pcha do krawędzi. O te szybsze bicie serc, o krew krążącą w żyłach, o przesunięcie horyzontu, własnych granic. Kiedy regularnie obcujesz ze śmiercią, balansujesz na kruchej linii życia niczym cyrkowy akrobata, oswajasz zakorzenione lęki. Z czasem jednak ryzyko powszednieje. Przywykasz do niego. Potrzeba ci silniejszych bodźców i wtedy rodzi się prawdziwe niebezpieczeństwo. Nie jest nim żadne miejsce, obiekt, czy sytuacja. Jesteś nim sam. 


Rodzice zawsze dostawali półprawdę przesączoną przez filtr, który nie przepuszczał informacji narażonych na uznanie za niebezpieczne. Tak było lepiej. Zarówno dla rodziców, bo nie musieli stresować się na zapas, jak i dla nas. Uwierzcie mi, nie było większych tortur nad wysłuchiwanie tych nieskończonych czarnych scenariuszy, gdzie zawsze kończyliśmy tragicznie. W przeciągu godziny byłeś w stanie dowiedzieć się w jakiej temperaturze ścinają się białka oczne, albo kiedy jest największa szansa na bycie zeskrobywanym z asfaltu.  

Czy sami prosimy się o kłopoty? Prędzej przyciągamy je do siebie na zasadzie zbiorowego magnesu. Gdzie się pojawiamy, tam i pojawia się czynnik inicjujący potencjalne ryzyko. Tworzymy nierozłączny duet.

Strefa obwarowana zakazem wstępu widnieje w zasięgu wzroku. Do czynnego kamieniołomu dzieli nas pas nieużytkowanych, zarastających pól. Za nim ciągną się tylko hałdy wyżłobione przez wody opadowe w system drobnych rowków i kanalików. Tworzą system na kształt naczyń krwionośnych, tyle, że tu zamiast płynącej krwi, sypał się piasek. 
  Z każdą próbą wspinaczki na piaskowe góry, buty zapadają się w warstwie złotych drobin. Wyżej robi się nieco stabilniej. Dalej na czworaka, pełznąc jak wąż, bądź w podskokach kangura, byle tylko nie zostać zauważonym.


Z ich szczytów rozciągały się naprawdę ciekawe widoki.


A tak oto powstają "Piaskowe Góry"

Chcąc lepiej zobaczyć wyrobisko, postanowiliśmy obejść je dookoła i tym samym wylądowaliśmy na drodze dojazdowej dla ciężarówek. Kiedy zobaczyłem jedną z nich w odległości kilkudziesięciu metrów ode mnie, odruchowo pobiegłem w kierunku najbliższych krzaków i oddałem dzikiego susa. Większość reszty ekipy nie wiedząc co się dzieje, szybko to powtórzyła, ale już nie tak widowiskowo jak ja:) Na szczęście nikomu nie przeszkadzało nasze towarzystwo tuż przy punkcie rozładunkowym. Dla większego poczucia bezpieczeństwa postanowiliśmy jednak oddalić się definitywnie od terenu zakładu i dalszą drogę pokonać miedzą. Z czynnego kamieniołomu, poszliśmy odwiedzić ten nieczynny, który został uznany za pomnik przyrody nieożywionej. By jednak do niego dotrzeć, musieliśmy pokonać pełen zarośli wąwóz i przedrzeć się przez zapyloną do tego stopnia okolicę, że trudno było zobaczyć coś w innej barwie niż białej, czy szarej. W końcu się udało. Po znalezieniu kilku obiektów stanowiących niegdyś (jak nam się wydaje) większy system jaskiniowy i wytrzepaniu wnętrza plecaka, które zostało opanowane przez rozsypaną zupkę chińską, mogliśmy kontynuować wędrówkę.

Polna ścieżka prowadząca tuż przy granicy lasu, pozwoliła rozkoszować się widokami m.in na Pasmo Oblęgorskie, Dymińskie z widocznym z daleka Telegrafem, czy nawet Łysogóry.

Komin kieleckiej elektrociepłowni oraz Telegraf z G. Hałasa

Tak ładna panorama w tym miejscu była dla mnie naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Kolejny punkt trasy mimo, że był oddalony od pozostałych o kilka kilometrów, już z daleka rzucał się w oczy. Kilkudziesięciometrowa hałda jednego z największych kamieniołomów na Kielecczyźnie robiła duże wrażenie.


Trafiliśmy akurat na nieodpowiednią porę, gdyż za kwadrans miało odbywać się strzelanie. Mimo to, podejmując ryzyko, uznaliśmy, że zdążymy i ... zdążyliśmy. Zarówno podejść tuż pod krawędź tego ogromnego wyrobiska, jak i wspiąć się na kolejną, jeszcze większą hałdę, z której roztaczała się jedna z najpiękniejszych panoram jakie mogłem oglądać w naszych świętokrzyskich kamieniołomach.

Przed wejściem do każdego kamieniołomu zdjęcie przy tabliczce obowiązkowe









Tuż przy wschodniej części kamieniołomu, znajduje się normalna ulica

Budynki gospodarcze i przemysłowe, a w tle m.in Zelejowa i Chęciny

Jak to zawsze bywa, zejście z powrotem wymagało od nas dużo więcej cierpliwości, uwagi i wysiłku, gdyż jeden zły ruch sprawiał, że nasz kolejny krok, zamieniał się w "tyłkozjazd" na sam dół, który ostatecznie okazał się być nieuniknionym dla większości z nas. Technika ta sprawiła, że dużo szybciej mogliśmy pokonać leśny odcinek i znaleźć się na torze motokrosowym. Przejście jego trasą zdecydowanie nie było w planach, ale no cóż wycieczki ciągle zaskakują i będą zaskakiwać. Słysząc co chwila zbliżający się odgłos motoru, staraliśmy się jak najszybciej przechodzić na pobocze.

uskok w krzaki Czasem było to wręcz niemożliwe, jednak do samego przejścia kolejowego, które jednocześnie było końcem toru nie spotkaliśmy żadnej osoby, która jechała na motorze. I całe szczęście, bo gdyby wszyscy jeździli tak jak trójka motokrosowców, która nas później minęła, moglibyśmy już tak szybko się stamtąd nie wydostać. Udeptana droga prowadząca równolegle do torów kolejowych, pozwoliła nam dotrzeć do Nidy. Nie bez powodu nosi ona miano jednej z najpiękniejszych rzek naszego województwa.
Wijąc się niczym wstążka, tworzy malownicze zakola, dzikie plaże i urokliwe bystrza. Wizytówką miejsca, do którego udało nam się dotrzeć jest most kolejowy położony nad właśnie tą rzeką.



Właściwie są to 3 przejazdy tworzące w sumie jedną konstrukcję. Okolica była na tyle zaciszna, że nadała się idealna na krótki postój, podczas którego nie zabrakło podziwiania kolejnych motocykli przejeżdżających przez mniejszy mostek, a także umiejętności Makumby w pokonywaniu rwącej rzeki.


Czasem warto się zakładać :)

Dla amatorów naprawdę mocnych wrażeń, czyli Rakowa, Bugliego i Lochta, odpoczynek nie skończył się tylko na wylegiwaniu na trawie. Postanowili wybrać się na ... most.

Zapomniałem dodać wcześniej, że dwa z przejazdów kolejowych są czynne i  służą pociągom towarowym. Trzeci zaś jest bardzo rzadko uczęszczany przez lokomotywy manewrowe pobliskiej Kopalni Wapienia Morawica, w której jeszcze niedawno byliśmy. Słowa "bardzo rzadko uczęszczane" wystarczyły amatorom przygód, by podążyć w kierunku metalowej konstrukcji. Dzięki temu, że znajdowali się na uboczu, mogli spędzić na niej naprawdę sporo czasu, a nawet spróbować udanej wspinaczki.

Ruszyli bez zbędnych słów, w podnieceniu. Jak pająki pięli się po przęsłach stalowej pajęczyny. Nitowana konstrukcja żyła własnym życiem drżąc przy silniejszych podmuchach wiatru. Przez ich ciała przechodził impuls energetyczny, falą rozlewało się ciepło jakby płonęła dusza. Wreszcie sięgnęli najwyższego punktu mostu. Jeszcze przez ułamek sekundy czuli się zdobywcami, w końcu u stóp mieli teraz cały świat, lecz to bezpowrotnie minęło i nagle niczym ukłucie szpilką dał znać o sobie strach. Te kilkanaście metrów nad ziemią, świat jest bezwzględny: nie wybacza choćby najdrobniejszych błędów. Jeden fałszywy ruch i gra skończona.

Z dołu co rusz wypatrywaliśmy pociągu. Mógł nadjechać w każdej chwili. Otóż mostkiem jak i biegnącą nim linią kolejową wciąż odbywał się transport wagonów towarowych do sąsiedniego kamieniołomu. Wypatrywaliśmy, bo nic więcej nie byliśmy w stanie zrobić.

 Gościł w nim strach wymieszany z ekscytacją.


Przedstawione na powyższych zdjęciach zachowania są nieodpowiedzialne, głupie i prosimy by ich nie naśladować :)

To co dobre szybko się kończy i nie kusząc losu, dalej poszliśmy już dużo bardziej bezpieczną drogą. Następnie jeszcze przez długi czas wędrowaliśmy brzegiem Nidy.

Za głęboko nie było, ale dla kajaków, które spotkaliśmy było idealnie

Bystrze pod powaloną wierzbą

Kiedy nasza ścieżka przerodziła się w chaszcze, skierowaliśmy się przez teren sąsiedniego gospodarstwa, by wydostać się na asfalt. Ten nie opuszczał nas aż do Wolicy. Po drodze doszło do dosyć zabawnej sytuacji, której szczegółów niestety zdradzić nie mogę. Chcąc oderwać się od monotonnej wędrówki, samotnie wdrapałem się na niewielkie wzgórze. Na jego zachodniej stronie znajdowały się pola uprawne. Zaś po prawej rozpościerały się piękne widoki na okolice Chęcin.


Będąc już w komplecie, każdy krok zbliżał nas do kolejnej atrakcji - rezerwatu przyrody Wolica. Ten nieczynny, zalany wodą kamieniołom, mimo bliskiego położenia ludzkich zabudowań, stanowi istną oazę spokoju i miejsce pełne ciszy oraz dzikiej natury.

W chwili, gdy wkroczyliśmy na jego teren zauważyłem niebieską plamkę, która szybko zniknęła mi z oczu. Niedługo potem na wystającej znad wody gałęzi, udało mi się wypatrzeć jednego z naszych najbarwniejszych ptaków - zimorodka. To piękne, a zarazem zbyt krótkie spotkanie nie pozwoliło na zrobienie odpowiedniego ujęcia nieznajomemu.

Zimorodek, któremu przeszkodziliśmy w polowaniu


Po szybkim postoju i zebraniu sił, poszliśmy poszukać ostatniego punktu na dzisiejszej trasie, którym była opuszczona willa dawnego Senatora RP - Joachima Hempla.


Budowla ta została wybudowana już w 1910 r. Niegdyś znajdowała się górująca nad całym budynkiem wieża widokowa, którą niestety w 1937 r. strawił pożar. Po tym zdarzeniu willę odbudowano, dzięki czemu mogliśmy zajrzeć do jej wnętrza. A tam już nie wiele się zachowało. Wiele miejsc groziło zawaleniem, a praktycznie na wszystkich ścianach widniało graffiti.


Zapraszamy do piwnic
Foto: Raku



Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy po schodach wdrapaliśmy się na pierwsze piętro, gdzie po pokonaniu ogromnej dziury w podłodze, znaleźliśmy się na balkonie ze świetnymi widokami na okolicę i zabytkowe kolumnady willi.


Foto: Bugli

Nie było to jednak najwyższej położone miejsce w budynku. Kilkanaście stopni wyżej znajdował się jeszcze niewielki fragment, czegoś co mogło być rekonstrukcją dawnej wieży.
Przez dwa niewielkie okienka mogliśmy podziwiać m.in Pasmo Zgórskie.
Mimo tak dużej ruiny, w jakiej znajduje się willa, nie żałowaliśmy, że ją odwiedziliśmy i mogliśmy namacalnie poznać historię zarówno budynku jak i całej Wolicy.

2 komentarze:

  1. Czytam, oglądam i się zastanawiam, jak to się dzieje, że chodzimy tymi samymi trasami, u nas są one takie spokojne, że aż nudne, a u was pełne niebezpieczeństw i mocnych wrażeń. Oj, młodość...
    Muszę dodać, że ten szmaragdowy staw był ohydnie brązowy, kiedy my nad nim byliśmy. Szkoda - mieliśmy pecha.
    Ale żeby wejść na teren ogrodu przy willi?! Nie wpadliśmy na to. O wnętrzu to już nawet pomyśleć się boję. Nie ma dla was przeszkód.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż od adrenaliny i przygód chyba się już uzależniliśmy :) Niestety wiąże się z tym wiele niebezpieczeństwa. Czasami nawet dla nas niektóre przeżycia są ciut za mocne, o czym przekonaliśmy się na ostatniej wycieczce ...

      Usuń