Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 14 sierpnia 2020

Wycieczka nr 72: POJEZIERZE ŚWIĘTOKRZYSKIE CZ.1


4.07.2020

Skład: Kędzier, Locht, Raku i Ja

Trasa: Wierna Rzeka PKP - Ruda Zajączkowska - Jezioro Antków Ług - Michala Góra - Jezioro Elżbiety - Ruda Zajączkowska - Wierna Rzeka PKP, ok. 20 km

W plejstocenie, czyli jakieś 10 tys. lat wstecz na rubieże północnej Polski wkroczył lądolód. Dzisiejszy obszar Gór Świętokrzyskich dzielnie stawiał opór najeźdźcy ze Skandynawii jak Galia Rzymowi. Co więcej zamiast lodowiska - mieliśmy pustynię. Wprawdzie suchą, lecz zimną, tzw. peryglacjalną. 

Z czasem zaczęła postępować erozja wiatrowa. Transportowany piasek zatrzymywał się na przeszkodach terenowych. Tym sposobem powstawały wydmy. Natomiast w miejsca, gdzie sypkie ziarna zostawały wywiewane, tworzyły się zagłębienia - misy deflacyjne. Na przestrzeni tysiącleci klimat się ocieplał powodując rozwój roślinności w obrębie mis. Roślinność stabilizowała ich brzegi, zaś wody opadowe wypełniały dna. I tak możemy z dumą mówić o unikatowym Pojezierzu Świętokrzyskim. Unikatowym, gdyż nigdzie indziej w Polsce nie spotkamy jezior, które stworzył wiatr. 


Foto: Raku

Kręta dróżka wśród sosen zaprowadziła nas mają genezę eoliczną. mamy swoje jeziora, a nawet  Misy te stopniowo wypełniały się wodami opw wyniku której usypały nam się wydmy. której efektem działalności  obszar Gór Świętokrzyskich za nic nie przypominał Pojezierze Świętokrzyskie - nazwa dosyć wyszukana, a wręcz wydawałoby się absurdalna, ale rzeczywiście coś takiego istnieje. Jego odkrycie zawdzięczamy zespołowi naszych świętokrzyskich naukowców z Instytutu Geografii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego (dawniej Akademii Świętokrzyskiej) w Kielcach, prowadzących badania pod koniec lat 90-tych i na początku XXI wieku. Bardzo ciekawą kwestią jest sama geneza powstania jezior. Ponad 10 tys. lat temu północną część Polski pokrywał lądolód. Zaś obszary dzisiejszego województwa świętokrzyskiego stanowiły tego zupełne przeciwieństwo. Istniała tu bowiem sucha, ale mroźna pustynia, tzw. peryglacjalna. Erozja wiatrowa przyczyniła się na tym terenie do powstania wielu wydm. W miejscach, gdzie piasek został wywiewany, tworzyły się zagłębienia - misy deflacyjne. To właśnie w nich, na skutek późniejszego ocieplenia się klimatu, powstawały jeziora eoliczne. Ich największe nagromadzenie można obecnie zobaczyć w okolicach Łopuszna, a także Mniowa i Piekoszowa. Podczas tej i kilku kolejnych wycieczek po wspaniałej i wciąż nieodkrytej krainie Pojezierza Świętokrzyskiego, postaramy się pokazać większość z nich. Niektóre na skutek melioracji i bezmyślnej działalności człowieka wyschły, znikając bezpowrotnie. Inne zarosły do tego stopnia, że są to obecnie trudno dostępne torfowiska. Pozostałe miały jednak zdecydowanie więcej szczęścia i oprócz niesamowitej wartości krajobrazowej, stanowią ostoję dla niezwykle rzadkich, czasem niespotykanych nigdzie indziej w regionie gatunków roślin i zwierząt.
Na początek postanowiliśmy odwiedzić te obiekty, do których najzwyczajniej mamy najbliżej. Bardzo dobry transport kolejowy w kierunku Częstochowy, skusił nas do jazdy pociągiem do Wiernej Rzeki.
Tam też rozpoczęliśmy wycieczkę. Potem towarzyszył nam On. Jak podaje Wikipedia: "materiał pochodzenia naturalnego lub otrzymywany jako jedna z frakcji przerobu ropy naftowej, o konsystencji stałej lub półstałej; barwy czarnej". Asfalt. Osobiście wolę określenie wróg każdego piechura, zwłaszcza w upalne dni, ale kilka mądrych słów nikomu nie zaszkodzi. Kiedy najnudniejszy fragment trasy mieliśmy za sobą, wkroczyliśmy do lasu. Przyjemna, szeroka droga, zaprowadziła nas pod same torfowisko, w obrębie którego, znajdowało się pierwsze z jezior o nazwie Antków Ług.



*

Łątka halabardówka podczas kopulacji

*




*

Foto: Raku

*



*

Jezioro Antków Ług



*nie pozwólmy by zamieniły się w kopalnie torfu, wyschły, Po pożegnalnym rzucie oka na jezioro, udaliśmy się w drogę do największej atrakcji tego dnia.

Wędrówka poboczem ruchliwej drogi nie należała do najprzyjemniejszych, jednak urozmaicały ją niebrzydkie widoki na okolicę Małogoszczy i Bukowej.

Inna nazwa jeziora to Ruda, pochodząca od miejscowości w pobliżu, której się znajduje. Obecnie woda zajmuje tu niecałe 2 ha, jednak z roku na rok na skutek m.in postępującej sukcesji roślin przybrzeżnych stale się zmniejsza.

Podczas wędrówki dookoła zbiornika, udało nam się odszukać kilka naprawdę interesujących gatunków, z moją ulubioną rosiczką okrągłolistną na czele. Po ostatnich deszczach poziom wody na tutejszych torfowiskach podniósł się do tego stopnia, że przejście po nich suchą stopą było niemożliwe, jednakże fakt ten daje nadzieję, że miejsc takich jak to nie czeka w najbliższej przyszłości zakłada.

Kierując się według brązowego drogowskazu notabene szlaku przygody, weszliśmy w ścieżkę prowadzącą przez mroczne zakątki sosnowego lasu.

I tak dotarliśmy do największego (ok. 8 ha) i najgłębszego jeziora całego pojezierza. Niestety nie udało mi się odszukać o nim za wiele informacji, poza tym, że jego nazwa wywodzi się od imienia żony właściciela majątku, w skład którego niegdyś wchodziło.

Po dotarciu pod chatkę wiedźmy, powitała nas szybująca nad głowami para żurawi.

Kiedy suche ręczniki czekały tuż przy drewnianym pomoście, przyszła chwila, by wreszcie zanurzyć się w jeziorne głębiny. No cóż lekko mówiąc pomysł ten nie był zbyt przemyślany. Nie chodzi tu oczywiście o umiejętności pływackie ekipy, które są na wysokim poziomie, pomijając moją osobę ;) , lecz o samą wodę, a raczej jej kolor. Dominujący odcień brązu pochodzący od zalegających na dnie pokładów organicznych torfu, sprawił, że chłopaki wyszli z jeziora jeszcze bardziej brudni, niż przed wejściem do niego.

Następnie oblepione mułem i glonami, morskie stwory poszły wylegiwać się na Słońcu, a ja udałem się na samotną wędrówkę w poszukiwaniu przyrodniczych ciekawostek okolicy.

Muszę przyznać, że takiego bogactwa florystycznego się nie spodziewałem, nie mówiąc już o ważkach, których ilość gatunków była imponująca. Zapraszam więc na fotograficzną podróż po chaszczach, dzikich kniejach i przybrzeżnych szuwarach.

Po moim powrocie, mając jeszcze trochę czasu w zapasie, zaczęliśmy karciane rozgrywki. już nigdy więcej nie ujrzeć rosiczki, zanurzyć się 

4 komentarze:

  1. Waszego niemiłego towarzysza nazywam asfalcior. Też za nim nie przepadam.
    Ale jeziora i ich okolice - cudo! Że też tam jeszcze nie byliśmy...
    Co ciekawe, niezależnie od siebie wybieramy podobne miejsca. Jakiś magnetyzm, czy co? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście miejsca, które ostatnio odwiedzamy są zaskakująco podobne. Może obudziła się w nas zdolność telepatii, a może po prostu lubimy skonfrontować w rzeczywistości to co na mapach zaznaczone jest niebieskimi plamkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie powiem - kuszące tereny - muszę am kiedyś swoją ekipę na rowery namówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieczka rowerowa w tamte okolice świetny pomysł, tym bardziej, że rowery można potem wrzucić w pociąg i śmignąć gdzieś dalej.

      Usuń