Obserwatorzy

Popularne posty

piątek, 15 maja 2020

Wycieczka nr 65: TAM GDZIE BLISKO, A WCIĄŻ NIE PO DRODZE


9.05.2020

Skład: Oliwka, Kędzier, Makumba, Bugli, Raku i Ja

Trasa: Kielce, ul. Hubalczyków - G. Buk - Rez. Sufraganiec - Pod Kamieniem -
G. Sosnowica - Kłm. Sosnowica - G.Wierzejska - Sieje ok. 27 km

Nastała nowa rzeczywistość. Wielu z nas odebrała ona możliwość realizacji własnych pasji, jak i spotkań z najbliższymi. Miasta opustoszały, a ludzie pochowali się w domach. Ten niekończący się czas niepokoju i każdy dzień niepewności, zmienił nasze dotychczasowe przyzwyczajenia. Pojawiła się ciągła powtarzalność, rutyna, a pusta przestrzeń zapełniła się samotnością. Choć wróg jest niewidzialny i nie wybiera swoich ofiar, (o czym wielu wciąż zapomina) jesteśmy w stanie z nim wygrać, dzięki wspólnej solidarności. Jak wiadomo nie od dziś w grupie siła. Grupie najlepszych przyjaciół, kumpli ze szkolnego boiska, czy świeżo poznanych osób dzielących wspólne zainteresowania. To właśnie dzięki nim, w tej kryzysowej sytuacji, odnajdujemy promyk nadziei w lepszą przyszłość.

By móc kontynuować nasze wycieczki, musieliśmy dojść do pewnego kompromisu. Spotkało się to z licznymi, nie występującymi nigdy wcześniej dylematami. Na pierwszym miejscu było jednak nasze zdrowie i bezpieczeństwo. Wiązało się ono m.in z obowiązkowym nakryciem twarzy w miejscach, gdzie było ono niezbędne, zmniejszoną ilością uczestników wycieczki, czy rezygnacją z komunikacji publicznej. Największym wyzwaniem okazało się jednak wytyczenie samej trasy. Ta w miarę możliwości miała przebiegać po dzikich terenach, z dala od cywilizacji. Kiedy i to kryterium było już spełnione, można było ruszać w drogę.

Dotarcie w miejsce naszej zbiórki niektórym przysporzyło sporo trudności. Kiedy uzbierał się już komplet uczestników, ruszyliśmy przed siebie. Ścieżka, którą początkowo wędrowaliśmy, po kilku minutach przerodziła się w niekończące zarośla. Liczne próby odnalezienia alternatywnej drogi, zakończyły się fiaskiem i wkroczeniem w dzikie ostępy Góry Buk. Przebijający się tu zza linii drzew biało-czerwony komin elektrociepłowni, wyznaczał kierunek naszego marszu.

Jednak i on nie był wiecznie widoczny, przez co nie zabrakło błądzenia i przedzierania się przez gęstwinę krzaków. To co planowałem przejść w maksymalnie kwadrans, zajęło nam niemalże godzinę. Po tym jakże kosmicznym czasie dotarliśmy na szczyt zarastającej już hałdy pobliskiego kamieniołomu. Z góry roztaczał się wspaniały widok na nasze rodzinne miasto, Łysogóry, a także znajdujące się na pierwszym planie budynki kieleckiej elektrociepłowni.



Następnie leśnymi ścieżkami powędrowaliśmy wzdłuż rozlewisk, które spodobały się tutejszym bobrom.

Paź żeglarz

W końcu przyszedł czas przejścia przez zabudowania Gruchawki, gdzie rozdzieliliśmy się na dwie grupy i w 5 minutowych odstępach czasu powędrowaliśmy do Sufragańca. Gdy wszyscy dotarli na miejsce, mogliśmy rozpocząć zwiedzanie rezerwatu. Sufragańczyk płynący dnem doliny, dawał nam przyjemny chłód podczas dalszej wędrówki. W jego najbardziej malowniczym odcinku mogliśmy zobaczyć odsłonięcia skał węglanowych.



Tutejszy las jest miejscem bytowania dla wielu rzadkich gatunków zwierząt, m.in jarząbka, popielicy, czy traszki górskiej. Tablice ścieżki dydaktycznej, zaprowadziły nas przez drewniane pomosty do przejścia pod torami, gdzie chwilę powędrowaliśmy żółtym szlakiem spacerowym.

Kolejne kilometry prowadziły równolegle do torów, ścieżkami, na których co jakiś czas pojawiły się kałuże oraz ogromne ilości błota. Nie mieliśmy jednak co narzekać, bo dawno nie padało i dało się jakoś przejść. I tak dotarliśmy do pierwszego przepustu kolejowego. Był całkiem ciekawy, zwłaszcza z daleka. Jakiś czas potem znaleźliśmy drugi, który stanowi jeden z niewielu reliktów kolei Iwanogorodzko - Dąbrowskiej, prowadzącej niegdyś m.in po terenach naszego województwa. Sama budowla pochodzi z połowy lat 80-tych XIX wieku. Około 15 metrowe przejście tym klimatycznym tunelem było dla nas swoistą podróżą w czasie.

Oględziny ekspertów

Dzięki solidności zaborców obiekt przetrwa zapewne jeszcze przez wiele lat


Dalej udaliśmy się w stronę naszej następnej atrakcji. Spodziewaliśmy się długiego błądzenia po okolicy, jednak przy odrobinie szczęścia udało nam się odszukać skałki.
Wszyscy, którzy byli w tym miejscu, wiedzą, że jest ono położone w niezwykle malowniczej i cudownie odludnej okolicy. Zapragnęliśmy zostać tu na dłużej i zrobiliśmy sobie upragniony postój.

Odsłaniające się piaskowce dewońskie


Ekipa w komplecie i w maseczkach oczywiście
Foto: Statyw
Przydał się on każdemu z nas, jednak zbyt długa przerwa od chodzenia dała się we znaki i po odpoczynku nie mieliśmy już tyle sił, co kilka kilometrów wcześniej. Idąc teraz wolniej, mieliśmy więcej czasu, by nacieszyć się pięknem lasu, którym wędrowaliśmy.

Trzymając się zaznaczonego na mapie strumyka, dotarliśmy pod kolejną z ciekawostek kolejowych, czyli most na Sufragańcu. Tyle ile było osób, tyle też pomysłów pojawiło się na przekroczenie rzeczki. Najoryginalniejszy zaprezentował Bugli, który suchą stopą pokonał przeszkodę w jej najgłębszym miejscu.


Potrzeba matką, a w tym przypadku ojcem wynalazków

Po drugiej stronie mostu, przyszedł czas na poszukiwania ciekawostki przyrodniczej. Niestety nic z tego nie wyszło. Zaraz po tym, gdy znalazłem się w szukanym miejscu, wkroczyłem na mocno podmokły teren. Do tego stopnia, że zmuszony byłem wrócić do pozostałych, którzy zyskali tym samym nieplanowaną przerwę.

By dostać się do celu wędrówki, cały czas staraliśmy się wejść na szlak czerwony. Dzięki naszym staraniom, pokonaliśmy niezwykle malowniczy odcinek przez buczynę i znaleźliśmy się przy zupełnie nieplanowanej atrakcji. Była nią stara ambona. Ci, co choć trochę nas znają, wiedzą, że na takie obiekty bardzo lubimy się wspinać, zwłaszcza jeśli są wysokie. A ta była, choć może nie aż tak, jak ta, którą odwiedziliśmy podczas wycieczki nr 61.

Wiosenna zieleń


Okno na świat
Przyjemna ścieżka biegnąca u podnóża Sosnowicy (413 m.n.p.m), skłoniła nas do pozostania na niej, aż do czasu, kiedy wyjdziemy na szlak czerwony.

Ten dopiero złapaliśmy na samym szczycie góry, tuż przy parkingu leśnym obok pomnika Żołnierzy AK. Tam też spotkaliśmy tłum rowerzystów i grupkę turystów pieszych. Żaden z nich nie miał oczywiście maseczki. Na widok nas w nakryciach twarzy, podążających w ich stronę, spoglądali jak na oddział kosmitów z innej planety. Po przekroczeniu ruchliwej szosy dotarliśmy do ostatniego punktu wycieczki, czyli kamieniołomu piaskowców Sosnowica.

Zarówno z góry, jak i z dołu, miejsce to wyglądało bardzo ciekawie, zwłaszcza, że zewsząd otoczone było ścianą lasu. Bardzo podoba się to okolicznym zwierzętom, które często odwiedzają dno wyrobiska. Tutaj też przyszedł czas na dłuższy odpoczynek, podczas którego zaplanowaliśmy drogę powrotną.

Na dnie wyrobiska

Malownicza ściana triasowych piaskowców tumlińskich

Ścieżki i bezdroża okolicznych lasów wyprowadziły nas na przejście nad ekspresówką, gdzie weszliśmy na szlak czerwony.

Podążaliśmy nim aż do linii wysokiego napięcia, przy której połowa ekipy poszła dalej za znakami szlaku na przystanek autobusowy w Dąbrowie, a druga, (w której byłem także ja) powędrowała w kierunku góry Wierzejskiej. Na szczycie pożegnaliśmy się z Oliwką i dalej z Bartkiem udaliśmy się przez tutejsze lasy do stacji benzynowej w Siejach, skąd wróciliśmy z jego tatą do naszych domów.

Widok m.in na Osiedle Dąbrowa, Os. Świętokrzyskie i niknący za słupem linii wysokiego napięcia szczyt Telegrafu.

Dla wielu z nas był to długo wyczekiwany dzień, który spędziliśmy w świetnym towarzystwie.
Nie wszyscy z ekipy mogli się jednak z nami spotkać i przeżyć wspólne przygody. Dzielący nas dystans, skutecznie uniemożliwił zobaczenie się z niektórymi.
Na szczęście znaleźli oni pewien sposób, by także aktywnie spędzić tą słoneczną sobotę.
I tak Locht postanowił w tym samym czasie, kiedy odbywała się nasza wycieczka, zrobić swoją; po najbliższej okolicy.

Wszystko nabrało już wiosennych kolorów.
Foto: Locht

Foto: Locht

Foto: Mama Lochta

2 komentarze:

  1. Wreszcie doczekałam się nowej relacji! Jakże Was rozumiem. Mamy te same problemy - jak dojechać, zadbać o bezpieczeństwo i nie zwariować w domu.
    Trasę wybraliście piękną. I pogoda dopisała. Z przyjemnością przypominałam sonie znane i lubiane miejsca, a teraz niedostępne. Marzę o zdolności do teleportacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również z niecierpliwością czekaliśmy, by w końcu wrzucić coś nowego. Zdolność do teleportacji świetna sprawa, ale musieliby posiadać ją wszyscy uczestnicy wycieczki. Na razie musimy zadowolić się trasami w bliskich okolicach. Czas pokaże, czy uda się zrobić wypad w jakieś bardziej odległe tereny.

      Usuń