6.02.2020
Skład: Maja, Chyla, Karol S., Kędzier, Locht, Bugli, Raku i Ja
Trasa: Krzeszowice PKP - Miękinia - Kłm. Miękinia - Dolina Kamienic - Pipkowa Skała - Czerwona Skała - Wola Filipowska PKP, ok. 20 km
Każda kolejna wycieczka stanowi jeszcze większe wyzwanie od poprzedniej, zwłaszcza jeśli mają pojawić się na niej zupełnie nowe osoby. Niemalże za każdym razem staramy się jeździć w coraz to bardziej odległe zakątki naszego województwa i nie tylko. Bardzo istotna w tej kwestii jest też logistyka, która opiera się na tym, by nie tylko dotrzeć w dane miejsce, ale także z niego wrócić.
W tej sytuacji postanowiliśmy wybrać się w bardzo przez nas lubiane Dolinki Krakowskie.
Zazwyczaj nie brakuje w nich tłumów turystów. W bardziej niedostępnych okolicach wciąż jednak pozostaje wiele ciekawych miejsc, które czekają na swoje ponowne odkrycie. Bez wątpienia jednym z nich są okolice Miękini.
Wycieczka od samego początku zapowiadała się na taką, której na pewno przez długi czas nie zapomnimy. Najpierw 5 osób czekających na dworcu w Kielcach, a wśród nich dwie nowe twarze. Jak wiadomo każdy pierwszy raz jest stresujący, gdyż nie wiemy czego tak naprawdę mamy się spodziewać. Jak jednak wytłumaczyć brak plecaka?! No cóż może roztargnienie, pośpiech. Bez wątpienia nikt z nas nie może się poszczycić lepszym rozpoczęciem wycieczki niż Karol S. - kolega Kędziera, który właśnie zapomniał zabrać go z domu. Dalsza podróż upłynęła nam już bez większych komplikacji. W Krakowie według planów mieliśmy niecałe 10 minut na przesiadkę, jednak nasz pociąg lekko się opóźnił. Na całe szczęście wszyscy zdążyliśmy, włącznie z Lochtem, który był już na dworcu. Po ponad dwugodzinnej jeździe w końcu dojechaliśmy do celu naszej porannej podróży jakim były Krzeszowice. Tam czekała na nas jeszcze koleżanka Lochta - Maja. Tym oto sposobem liczba uczestników wycieczki wzrosła do 8 osób. Zaraz po wyjściu z pociągu powitał nas leniwie prószący śnieg. Mając za sobą kilka drobnych komplikacjach z GPS-em, udało nam się wreszcie wejść na właściwą drogę. A ta wśród pól i rozległych, lecz dosyć mocno ograniczonych przez mgłę widoków, zaprowadziła nas do Miękini. Pierwsza atrakcja wycieczki ukryta była w głębi lasu. Prowadziły do niej jednak liczne drogi. Po wejściu na jedną z nich, niemalże natychmiast zaczęliśmy znajdować kolejne opuszczone budynki pochodzące z 1975.
|
Foto: Raku |
|
A tutaj wnętrze dawnej lokomotywowni i opłakany stan podłogi. Jeden nieostrożny ruch i spadało się w dół na niższy poziom |
A wśród nich pozostałości warsztatów, kruszarni kamienia, a nawet dawnej lokomotywowni, do której z samych Krzeszowic prowadziła wąskotorowa kolejka o długości 3,6 km wybudowana w 1908 roku.
|
Foto: Raku |
|
Foto: Raku
|
|
W drodze do najsłynniejszego opuszczonego obiektu w okolicy |
|
Klatka schodowa, a właściwie to, co z niej pozostało
|
|
# Wesoły Urbex |
|
Magazyn na materiały wybuchowe |
Warto również wspomnieć, że miejsce, które odwiedziliśmy prócz walorów urbexowych, posiada także wiele przyrodniczych ciekawostek. Dalej czekała nas wędrówka uregulowanym odcinkiem Krzeszówki, którą zakończyliśmy dotarciem do jednego z najwyższych wodospadów okolic Krakowa. Co prawda nie powstał on w naturalny sposób, jednak i tak robi duże wrażenie.
|
Foto: Raku |
|
Foto: Raku |
|
Największy z dwóch progów wodnych wodospadu ( ok. 2,2 m wysokości) |
Nasze dalsze kroki skierowaliśmy do nieczynnego kamieniołomu porfiru, który odwiedził sam August Poniatowski!
|
Widok ogólny na kamieniołom |
|
Foto: Locht |
Jeśli chodzi o wulkany w Polsce, pierwszym rejonem, który nasuwa się na myśl jest bez wątpienia Pogórze Kaczawskie ze słynną Ostrzyca Proboszczowicka. Mało kto jednak wie, że w okolicach Krakowa w Permie było ich czynnych co najmniej kilka. Dzisiaj przeszłość wulkaniczną tego regionu możemy poznać m.in dzięki kamieniołomom, w których odsłaniają się skały z wielu epok geologicznych. Jednym z nich jest właśnie kamieniołom w Miękini, ze swoimi riolitami, skrywającymi skały wylewne, będącym czymś co przypomina skamieniałą magmę.
|
Fragment odsłoniętej przez eksploatację złoża ściany wyrobiska |
Prócz atrakcji geologicznych, miejsce to według naszych planów miało idealnie nadawać się na postój. Wcześniej jednak musieliśmy pokonać naprawdę stromą ścieżkę, która zaprowadziła nas na samą górę wyrobiska.
|
Najgorzej miały osoby na samym końcu, bo to właśnie one musiały przejść po rozdeptanej przez poprzedników śliskiej, pokrytej gliną, ścieżce |
|
Foto: Raku |
Potem już nie tak łatwo było odnaleźć przyzwoitą drogę. W końcu idąc wzdłuż ogrodzenia, udało nam się wyjść z zarośli na otwarty teren i przy krawędzi kamieniołomu zrobić sobie pierwszy dłuższy postój.
|
Miejsce naszego postoju |
|
Jak widać trochę nas było :)
Foto: Statyw
|
Na postoju okazało się, że Chyla - kolega Rakowa ma lęk wysokości, więc lokalizacja naszego odpoczynku zbytnio nie przypadła mu do gustu ;) Trzęsące się kolana oraz znajdująca się tuż za naszymi plecami przepaść, nie przeszkodziły mu jednak w zrobieniu sobie z nami wspólnego zdjęcia. Niestety na jego nieszczęście, czekało nas jeszcze bardzo strome zejście do głównej drogi, jednak i je dzielnie pokonał. Później odwiedziliśmy jeden z okolicznych, niezwykle malowniczych wąwozów i trasą dawnego szlaku niebieskiego wędrowaliśmy wzdłuż płynącej jego dnem rzeczki.
|
Potok Kamienic |
Na jednym ze zboczy, wśród gęstwiny leśnych krzaków zaczęły powoli wyłaniać się pierwsze skałki, wraz z górująca nad okolicą Pipkową Skałą. Jest to zbudowana z wapienia dolnokarbońskiego pionowa, ściana skalna, mająca 120 metrów długości i mierząca do 20 metrów wysokości. Możemy także poczytać, że stanowi ona jeden z nielicznych przykładów olistolitu w naszym kraju, czyli masy skalnej, która oderwała się od podłoża i ześlizgnęła kilka metrów dalej.
|
Wschodni fragment skałki, która już od 1997 jest pomnikiem przyrody
|
Cóż za przepiękny punkt widokowy musi stanowić to miejsce w pogodny dzień. Nam niestety nie udało się zobaczyć nic, prócz koron drzew, nad którymi znajdowaliśmy się jeszcze kilka dobrych metrów.
Bardzo szybka chwila oddechu musiała nam wystarczyć. Następnie udaliśmy się w stronę ostatniego punktu wycieczki - Czerwonej Skały. O ile na samo dno wąwozu prowadziła leśna dróżka, o tyle po przekroczeniu rzeczki czekało nas strome podejście na drugie zbocze wąwozu, bez żadnej nawet najmniejszej dróżki.
Ostatecznie po przedarciu się przez zarośla znaleźliśmy się na szczycie Kowalskiej Góry. Praktycznie całe jej południowe zbocze poprzecinane jest przez liczne kamieniołomy. Ściana jednego z nich wchodziła na teren prywatnej posesji, więc nie mogliśmy podejść do niej od dołu, ale od góry to już zupełnie inna sprawa.
Niezwykle interesującym obiektem, który znajdował się tuż przy krawędzi kamieniołomu była ogromna, czarna figura Maryi, którą na pierwszy rzut oka pomyliłem ze stojącym za mną Lochtem ;)
W niedalekiej odległości od figury, znaleźliśmy stertę głazów, które nadały się na ostatni odpoczynek.
Warto dodać, że odsłaniające się tutaj czerwone skały to tufy, które powstały na skutek wyrzucanego przez okoliczne wulkany materiału piroklastycznego. Zaraz po opuszczeniu kamieniołomu śnieg zaczął sypać na nowo, a czasami nawet były niewielkie zadymki śnieżne. Ostatni fragment trasy, aż do stacji kolejowej w Woli Filipowskiej prowadziły już asfaltem.
Mimo, że ostateczny kilometraż zdecydowanie przekroczył zaplanowane wcześniej 12 km, a znaczną część trasy specjalnie poprowadziłem po jak najtrudniejszym terenie, gdzie niezwykle trudno było o jakiekolwiek ścieżki; grupa "świeżaków" spisała się na medal i mam nadzieję, że był to dla nich dopiero początek wielkiej przygody.
Świetna wycieczka, super opuszczone budynki, szkoda, że mamy tak daleko... Już byśmy jechali :)
OdpowiedzUsuńW tutejszych okolicach opuszczonych miejsc nie brakuje. Fakt podróż tutaj z odległych części Polski praktycznie nie wchodzi w grę na jednodniowy wypad, ale przy dłuższej wizycie w Krakowie, czemu nie ...
UsuńDzień pochmurny, ale śnieg rozjaśnił okolice.
OdpowiedzUsuńMiejsca pokazaliście zupełnie mi nieznane. Organizatorowi należą się wyrazy uznania za pomysłowość i doskonałą logistykę.
Jedno, co mnie lekko zmroziło, to ten "ostatni odpoczynek". Na taki macie stanowczo za wcześnie. ;)
:) :) :)
OdpowiedzUsuńŚnieg był dla nas bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Przynajmniej choć przez chwilę mogliśmy poczuć klimat ferii zimowych. Pomysłów na trasy w okolice Krakowa nam nie brakuje, jednak gorzej ze znalezieniem chwili na ich wykonanie.
WOW niesamowite lokacje! Te nacieki to kalcyt, taki sam jak w jaskiniach, tylko powstający szybciej ze względu na skład chemiczny betonu. Nieco inaczej powstają podobne nacieki na budowlach z zaprawą wapienną, ale też da się je zaobserwować, zwłaszcza na starszych. Odłamcie kiedyś kawałek (nie są chronione) zobaczycie że to cienkościenne rurki.
OdpowiedzUsuńCo za ciekawostka! Dobrze o tym wiedzieć zapuszczając się następnym razem w podziemia. Niby nie są pod ochroną, ale jednak opuszczonym miejscom dodają uroku. Bez nich każdy betonowy tunel czy podziemne przejście wyglądałoby jak tysiące innych, dlatego zawsze zostawiamy je na swoim miejscu, by inni też mogli się nimi nacieszyć ;)
Usuń